Rozdział 6

356 22 13
                                    

-- Louis Hynes? -- spytał zdziwiony, bo gdzieś już słyszał to nazwisko, tylko nie wiedział gdzie. Bardziej zastanawiał się skąd ten ktoś zna Shannon i dlaczego nic mu o nim nie mówiła. Miał do niej bardzo dużo zaufania, jednak teraz miał co do tego typa jakieś dziwne przeczucie, którego teraz nie rozumiał, lecz kiedyś miał je zrozumieć.

W tym wypadku jego zaufanie do Sullivan troszkę się zmniejszyło, jednak nie chciał jej tego okazać.

-- Kto to? Faktycznie, mogę go nie znać, choć sądzę, że gdzieś słyszałem wcześniej to nazwisko -- stwierdził w zadumie, targając swoje miękkie loki oraz leżąc bez koszulki z niezbyt miłym wyrazem twarzy, spoglądając na ukochaną.

Shannon nie odpowiedziała na jego pytanie od razu i lekko się zmieszała, będąc zdziwiona faktem, że chłopak mógł wcześniej słyszeć o jej znajomym. Pokładała ogromne nadzieje na to, że tylko mu się wydaje i naprawdę go nie zna. Gdyby go kojarzył, trochę by się wszystko pokomplikowało, aczkolwiek nawet gdyby znał Louisa, to ona wszystkiemu jest w stanie zaradzić. Pozostawiła maskę sztucznego uśmiechu na swojej twarzy i patrząc na chłopaka, w końcu odpowiedziała :

-- Tak jak mówiłam, to mój znajomy. Znamy się z widzenia, jednak kilka dni temu spotkaliśmy się przypadkiem obok naszej kawiarni, kochanie, i on zapytał mnie o drogę do biblioteki, gdyż kompletnie nie znał i nie zna miasta. Wyjaśniłam mu w skrócie trasę, lecz on zaproponował kawę i stwierdził, że "po kawie lepiej się czyta", więc wstąpiliśmy do kawiarenki, tej zaraz obok parku i chwilę gadaliśmy. Opowiedziałam mu trochę o mieście, o tym że mamy jeża, który jest dla nas jak dziecko i trochę o tobi... to znaczy o nas. Właśnie! Bardzo chciał cię poznać i kazał ciebie pozdrowić. Gdy już wychodziliśmy i zaczęłam kierować się do domu, to stwirdził, że biblioteka poczeka i zapytał czy moglibyśmy go trochę zapoznać i oprowadzić po Chicago. Zgodziłam się i przepraszam, że nie zapytałam cię o zdanie i nie uprzedziłam, że to dziś mieliśmy się z nim spotkać, ale kompletnie wyleciało mi to z głowy -- wyjaśniła dość przekonującym tonem z niestety fałszywym szokiem i smutkiem w oczach, czego nie zauważył chłopak.

Miała nadzieję, że brzmiała przekonująco na tyle, aby uwierzył on w wersję "przypadkowego spotkania", ponieważ inaczej plan jej i Louisa nie wypali. Popatrzyła na niego tymi sztucznie zasmuconymi oczami i wiedziała, że już go ma.

Lucas natomiast trawił to wszystko w sobie, powoli układając elementy układanki, lecz gdy pozornie wszystko się zgadzało i pokrywało, to miał on w głowie cały czas to dziwne przeczucie. Wierzył...to znaczy chciał wierzyć Sullivan, jednak intuicja chłopaka nigdy go nie zawiodła, a teraz wyraźnie po cichu błagała chłopaka o odrobinę dystansu i nieufności względem dziewczyny. Postanowił on wysłuchać tej "prośby" i zrobił coś, czego zawsze unikał jeśli sprawa łączyła się z Shannon czyli skłamał, mówiąc to jedno zdanie :

-- Dobrze...wierzę ci, skarbie.

I właśnie dzięki tymi niepozornymi słowami, szatynka myślała i była nawet pewna, że kupił tą, trochę banalną, historyjkę wymyśloną przez nią samą i Louisa.

Cóż, była w wielkim błędzie...

~~ 9 marca -- DWA DNI PRZED ROZMOWĄ SHANNON I LUCASA ~~

Po zatłoczonych ulicach Chicago podążał właśnie pewien, dla niektórych, przystojny i wysoki blondyn, który z pozoru wydaje się być bardzo dobrodusznym człowiekiem z wielkim, jak Mount Blanc*, sercem. Myślał on o nadchodzącym spotkaniu z dziewczyną, która w pełni podziela jego poglądy oraz podejście co do pewnych, ważnych dla niego, spraw.

A co jeśli źle postępuje? Z jednej strony był mocno zdeterminowany i koniecznie chciał się zobaczyć z tą osobą, jednak z drugiej strony jego sumienie i zdrowe myślenie błagało o pomstę do nieba i natychmiastową rezygnacje z tego durnego spotkania. Zawsze może się jeszcze wycofać i napisać jej o nagłym wystąpieniu choroby lub ważnej dla niego sprawie nieznoszącej zwłoki.

Do zakochania jeden krok // LUBETH //Where stories live. Discover now