#3

14 3 0
                                    

Luria przyglądała się bez emocji przesuwającym się drzewom za oknem karety. Chudy mężczyzna siedzący obok przysunął się bliżej.

- Myślę, że musiałabyś się przebrać, jeśli chcesz zrobić dobre wrażenie. W tym ubiorze porywaczki napewno...

- Możesz się zamknąć? – zapytała, nawet się nie odwracając.

Chudzielec wypuścił głośno powietrze, po czym wyjął z kieszeni ciemnych, brudnych spodni, kopertę z listem.

- Kapitan to umie podrabiać dokumenty, nie? – zapytał, starając się zwrócić na siebie uwagę. Jednak Luria się nie odezwała. Była okropnie zła na kapitana, że każe jej robić to, czego naprawdę nie chce. W życiu nie udawałaby żadną guwernantkę w zamku. Poza tym, przez zdenerwowanie może bez zastanowienia się utnąć chłopcu głowę wcześniej, niż trzeba będzie to zrobić.

Podjechali już do zamku. Straż wieczorem była o wiele bardziej czujna, niż za dzień. Sprawdzili karetę, ze zdziwieniem przyjżeli się ,,guwernantce” w kapturze i mieczem u pasa. Chudy pomocnik podał im list i mimo podejrzeń, mieli obowiązek ich wpuścić.

Wjechali na dwór zamkowy. Sługa podszedł, otworzył drzwi karety i chciał podać rekę dziewczynie, by pomóc jej wyjść, lecz ta go odepchnęła. Sługa spojrzał pytająco na chudzielca, lecz ten tylko wzruszył ramionami. Zaprowadzono ich do środka. Zamek w środku wyglądał większy niż na zewnątrz. Marmurowa podłoga błyszczała w świetle pochodni zawieszonych na ścianie. Weszli do długiego korytarza, zasłanego grubym, czerwonym dywanem ze wzorkami. Na kamiennych ścianach wisiały obrazy rodzin królewskich. Chudzielec przyglądał się wszystkiemu z otwartymi ustami. Tyle bogactwa jeszcze w życiu nie widział. Spojrzal na Lurię, lecz dziewczyna patrzyła przed siebie, z poważną miną, bez emocji. Na szczęście, już miała zdjęty kaptur, więc nie wzbudzała już tyle podejrzeń u straży. Teraz jej błyszczące włosy opadały na ramiona. Chudzielec przyjrzał się im uważnie, po czym podniósł jeden kosmyk.

- Moja siostra miała podobne. – rzekł. Nim zdążył zareagować, Luria już błyskawicznie wyjęła sztylet i posunęła go mu do gardła.

- Tylko spróbuj chociaż jeszcze raz tak zrobić, a pożegnasz się z łbem. – syknęła przez zęby.

Chudzielec podniósł ręce do góry i odsunął się. Luria, nadal go uważnie obserwując, schowała sztylet do pochwy. Odwróciła się i poszła dalej. Mężczyzna, nadal z podniesionymi rękoma, podreptał jak piesek z tyłu.

- Książę Nathanielu! – zawołała służąca. – Rodzice kazali mi księcia przygotować!

Dziesięcioletni chłopak, lekko grubiutki, o ciemnych, krótkich włosach i brązowych oczach, uciekał i śmiał się głośno. Kobieta w fartuchu starała się go złapać, jednak ciągle jej się to nie udawało. Zwiesiła bezradnie ręce.
- Książę Nathanielu, rodzice już pewnie czekają w głównej Sali, pański brat jest już gotowy! – próbowała przemówić mu do rozumu.

Chłopak wreszcie się zatrzymał, by odetchnąć po długim bieganiu po pokoju. Służąca wykorzystała tą chwilę i złapała chłopaka. Ten zaczął się wyrywać.

- Puść mnie! Puść! Powiem tacie, by ci ściął głowę! – wołał.

- Proszę księcia, proszę się uspokoić! Zaraz ma już przyjechać pańska nowa guwernantka. – mówiła kobieta, ubierając chłopca.

Nathaniel przestał się kręcić.

- Nowa guwernantka? – zapytał zaciekawiony. – Przecież nikt mnie nie pokona. Wszystkie się mnie boją!

- Proszę zachowywać się dobrze, przecież pańscy rodzice nie mają czasu księcia pilnować.

- Ja nie potrzebuję pilnowania, chcę być wolny jak ptak! – rozzłościł się Nathaniel. – Mówię, że napewno zniszczę ją tak, jak wszystkie pozostałe.

Służąca po prostu westchnęła ciężko. Ubrała chłopca i puściła. W tym momencie do komnaty weszła inna kobieta, ubrana w ciemno-zieloną suknię.

- Nathanielku, jesteś gotowy? – zapytała troskliwie. – Ojej, jaki jesteś piękny! Odwróć się. – kazała.

Książę niechętnie wykonał polecenie.

- Idealnie. – uśmiechnęła się królowa. – Idziemy, bo już czas.

Poszli do Sali tronowej, gdzie już siedział król i jego starszy syn – Albert. Królowa usiadła obok męża, natomiast Nathaniel koło brata na najmniejszym tronie.

- Hej. – przywitał się Albert.

Nathaniel spojrzał na niego zudzony.

- Też się tak cieszyłeś, kiedy wybierali ci opiekunkę? – zapytał.

Albert wzruszył ramionami.

- Nie wiem, dlaczego tak ich nie lubisz. Starają się cię wychować na dobrego, mądrego, pięknego księcia.

- Ale ja nie potrzebuję wychowania! – zawołał młodszy książę. – Chcę żyć tak, jak mi się podoba.

Albert uniósł oczy ku górze i niczego już nie powiedział. Jego brat był taki wredny i uparty!

Jeden ze strażników wbiegł do Sali.
- Panna guwernantka już przybyła, Wasza Wysokość. – oznajmił.

Król skinął głową. Do sali weszła szczupła, niewysoka, młoda dziewczyna, o jasnych rozpuszczonych włosach. Ku zdziwieniu królewskiej rodziny, nie miała na sobie puszystej sukienki, lecz czarne spodnie, buty i ciemny, długi płaszcz. U jej pasa widniał długi miecz. Za nią wszedł bardzo chudy, wysoki mężczyzna o tłustych, krótkich włosach, nierówno przyciętej brodzie. Gdy stanęli na środku, mężczyzna pokłonił się. Dziewczyna przez chwilę stała bez ruchu, nie wiedząc, co ma zrobić, lecz chudzielec to zauważył i pchnął ją. Luria szybko wykonała ukłon, lecz podczas tego łypnęła na chudzielca wkurzonym wzrokiem, na co ogarnął go lekki lęk. Gdy wyprostowali się, król otrząsnął się z zamyślenia.

- Witam serdecznie panią Elizabeth i...

- Elizabeth została porwana. Nie przyszedł do króla list? – przerwała mu dziewczyna. Natychmiast poczuła uderzenie w kostkę. – Wasza Wysokość. – dodała pospiesznie.

Król otworzył szerzej oczy ze zdumienia. Aby mu ktoś przerywał? Nie zdarzyło się to jeszcze nigdy.

- Hm... List? Nie przypominam sobie. No dobrze, skoro państwo i tak przysłano... Jak w takim razie pani się nazywa?

- Luria. Luria Coverdale. – odparła dziewczyna.

- Dobrze, panno Lurio. A kim jest pani towarzysz? – zainteresował się król.

- Hutton Deavy. – odpowiedział z uśmiechem chudzielec.

Król trochę się skrzywił na niechlujny widok Huttona, jednak nie skomentował tego. Królowa nachyliła się do niego i coś szepnęła. Król ponownie się otrząsnął.

- A, tak, to pani przyszła na zastępstwo panny Elizabeth? Nie sądziłem, że jest pani taka młoda. Ile panna Luria ma lat?

- Siedemnaście. – odparła dziewczyna. Widząc zwątpienie na twarzy króla, dodała – Naprawdę jestem gotowa na opiekunkę księcia Nathaniela, Wasza Wysokość.

Król popatrzył na nią, nadal nieprzekonanym wzrokiem.

- Jasne, tylko szukamy dla swojego syna dobrej i doświadczonej guwernantki. – wyjaśnił. – Opiekowała się pani kimś już kiedyś?

- Tak, oczywiście. – skłamała Luria. – W żadnym wypadku nie przyszłabym tutaj bez doświadczenia.

Król skinął niepewnie.

- Dobrze, a kim są pani rodzice? – zapytała królowa.

- Nie mam rodziców. – odparła dziewczyna.

Król spojrzał niepewnie na żonę, po czym znowu na Lurię.

- No dobrze, to skoro nam naprawdę przysłano tu panią... Niech już będzie. Przyjmujemy panią na guwernantkę naszego syna, Nathaniela. Mam nadzieję, że będzie pani wytrwała, ponieważ wiele służących ma z nim problem. – zgodził się król.

- Ma po prostu bardzo książęcy charakterek. – dodała słodko królowa.

Luria prychnęła, na szczęście w myślach i zwróciła teraz wzrok na dwóch chłopaków, siedzących na mniejszych tronach. Jeden z nich, starszy, był ładnie ubrany, w czarne spodnie, czerwoną koszulę i czerwony płaszcz. Jego włosy były lekko kręcone, twarz była dosyć ładna. Uśmiechnął się przyjaźnie do niej, a ona tym czasem spojrzała na młodszego, któremu prawdopodobnie miała służyć. Był to o lekko grubej sylwetce chłopaczek. Spojrzał na nią wyzywająco, najpewniej przekazując jej w myślach, że nie posiedzi tutaj długo. Zobaczymy – pomyślała Luria.

- Widzę, że ma pani broń. – król wskazał głową na miecz Lurii.

Dziewczyna prychnęła.

- To jasne, Wasza Wysokość. Jechaliśmy przez ciemny las. Po tym tajemniczym porwaniu panny Elizabeth nie można czuć się bezpiecznie. Kręcą się tu w lasach i zabijają ludzi!

Król skinął głową ze zrozumieniem.

- Oczywiście, a zna pani sztuki walki?

Luria przytaknęła. Na twarzy mężczyzny powstało zdumienie. Widząc to, Luria postanowiła odpowiedzieć pierwsza, gdyż znudziły jej się te głupie pytania króla.

- To wszystko na bezpieczeństwo syna Waszej Wysokości. – zapewniła i wyjęła błyszczący miecz z pochwy. Ujrzała zazdrosne spojrzenie księcia Nathaniela i złośliwie się uśmiechnęła pod nosem. Schowała broń i spojrzała pytająco na władcę.

- Świetnie, panno Lurio, w takim razie już możemy skończyć. Aha, - przypomniał sobie. – Rebecco, podaj proszę plan dnia Nathaniela! – zawołał.

W sali szybko zjawiła się służąca, która ubierała tego dnia księcia i podała Lurii zwinięty pergamin.

- To możemy już kończyć. Podać państwu kolację? – zapytał uprzejmie król.

- Nie jestem głodna, ale... – spojrzała teraz na Huttona, który pokiwał ochoczo głową i się oblizał. – Ale mój towarzysz tak.

- Dobrze, to zostanie panna zaprowadzona do komnaty, a Hutton do Sali jadalnej. Czas pracy panny, zaczyna się jutro rano. – oznajmił król.

Luria weszła do wielkiej komnaty. Po lewej stronie stało ogromne łożko ze szawką nocną. Obok było szerokie okno. Przy ścianie, przy drzwiach, stała toaletka, z różnymi rodzajami kosmetyków. Po prawej były drzwi do garderoby i łazienki. Dziewczyna zdumiła się, ponieważ dawno nie miała tak dużego pokoju i tylko dla siebie.

- Czegoś pani potrzebuje dzisiaj? – zapytała służąca, która ją przyprowadziła.

- Nie.

Rebecca kiwnęła głową.

- To dobranoc. Życzę pani powodzenia, ponieważ książę Nathaniel, to istny... – ściszyła teraz głos. – Potwór... Jest po prostu niemożliwy.

- Dziękuję, myślę, że sobie poradzę. – odparła Luria i zamknęła drzwi.

Obejrzała jeszcze raz cały pokój, po czym umyła się i położyła do łóżka. Długo nie mogła zasnąć. Rozmyślała o tym, jak będzie teraz wyglądało jej życie. Czy uda jej się zrealizować plan Bentley'a? Jak nie, to co z nią zrobi? Leżała tak przez jakąś godzinę. Po tym, jej oczy zaczęły się same powoli  zamykać. Przed chwilą widziała jeszcze szparę w zasłonach, przez którą przedzierał się blask księżyca. Po kilku sekundach widziała już tylko ciemność.

Guwernantka z mieczemWhere stories live. Discover now