#6

10 1 0
                                    

                      Drzwi komnaty otworzyły się i wyszła zakapturzona postać w czarnym płaszczu. Luria powoli zamknęła drzwi i rozejrzała się. Korytarz był pusty. Ruszyła szybkim krokiem, starając się iść bezszelestnie. Miała uszy i oczy dookoła głowy. Ciemny i cichy korytarz naprawdę wyglądał zupełnie inaczej, niż w dzień, jednak Luria nie zwracała na to uwagi. Przyzwyczaiła się działać w ciemności. Nawet to lubiła. Czuła wtedy większą pewność. Można się wtedy łatwo ukryć i zostać niezauważonym w przeróżnych miejscach.

W pewnym momencie usłyszała kroki na schodach, do których właśnie zmierzała. Nerwowo się rozejrzała. W podbiżu nie było niczego, gdzie mogłaby się ukryć. Nagle zauważyła pustą zbroję rycerza. Szybko do niej podbiegła i stanęła za nią. Na korytarz weszło dwóch ludzi ze straży. Rozmawiali przyciszonymi głosami, by nie zbudzić śpiących ludzi w pokojach. Luria odczekała gdy znikną za zakrętem i ruszyła dalej. Kręte schody na szczęście były puste. Zeszła po nich i znalazła się na głównym korytarzu. Teraz pozostawała najtrudniejsza sprawa, czyli wyjść z tąd, unikając spotkania ze strażą, stojącą przy wyjściu. Przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Korytarz od wejścia, prowadził do przodu, a potem w prawo i lewo. Luria poszła w prawą stronę i gdy znalazła kolejną ozdobną zbroję, popchnęła ją. Natychmiast odbiegła w lewą stronę i też pchnęła pierwszą zbroję. Dwie upadły na ziemię i spowodowało to bardzo głośny dźwięk. Natychmiast usłyszała szybkie kroki i przycisnęła się do ściany. Dwaj strażnicy przybiegli sprawdzić, co się stało, oczywiście każdy w inną stronę korytarza. Gdy badali sprawę, Luria szybko wyślizgnęła się na główny korytarz i widząc pustą bramę, ruszyła biegiem, do niej. Gdy była już na zewnątrz, zjawił się przed nią kolejny problem do pokonania. Jak teraz opuścić dziedziniec? Gdyby tak po prostu wyszła, strażnicy zaczęli by coś podejrzewać. Zerknęła na wysoki mur. ,,Raczej ciężko by było się na niego wspiąć" – pomyślała. ,,Zaraz, zaraz..." – spojrzała w lewo na drewniany budynek, który był stajnią dla koni. Znajdowało się w niej pewnie dużo rzeczy, może byłaby również lina? Ostrożnie ruszyła. W środku nikogo nie było. Kilka koni zarżało na jej przyjście. Jeden wysunął głowę z boksu. Był to piękny, czarny koń, o bujnej, kręconej grzywie. Luria podeszła bliżej i położyła dłoń na jego pysku. Pogłaskała go, a koń zaczął ją obwąchiwać, by sprawdzić, czy nie ma niczego do jedzenia.

- Niestety. – odpowiedziała mu, a ogier parsknął, jakby z rozczarowaniem.

Dziewczyna uśmiechnęła się, po raz pierwszy od dłuższego czasu, jednak w tej samej chwili przypomniała, że ma przecież zadanie do wykonania. Poklepała konika po szyi na pożegnanie, po czym zaczęła przeszukiwać stajnię. Był tu dość duży bałagan, końskie rzeczy leżały na małym, starym stoliku i ziemi. Luria przeszukała szuflady stolika i ujrzała linę. Ucieszyła się na jej widok i już miała wychodzić, gdy drzwi same zaczęły się otwierać. Dziewczyna natychmiast schowała się za nimi. Do środka wszedł młody chłopiec, który zapewne opiekował się końmi. Luria nie miała czasu zastanawiać się, co ten tu robi o takiej porze, więc szybko wyślizgnęła się na zewnątrz, gdy chłopak stał tyłem.

Podbiegła pod mur i mając nadzieję, że nie zauważy jej żaden ze strażników, zarzuciła linę. Haczyk zaczepił się o cegły. Luria pociągnęła linę kilka razy, by sprawdzić, czy dobrze się trzyma, po czym zaczęła się wspinać. Na górze rzuciła linę na inną stronę i zeszła po niej na ziemię. Poszła w stronę lasu, gdzie wskazał jej Hutton. Właśnie tam spotkała woźnika z koniem.

- Powodzenia. – przemówił do niej, gdy podawał wodze konia. – Ma na imię Querido.

Luria wsiadła na konia i pomachała do woźnika. Uderzyła piętami w boki wierzchowca i ten ruszył galopem przed siebie, znikając wśród drzew.

Zobaczywszy kamienny budynek, zatrzymała konia przed ogrodzeniem, zeskoczyła na ziemię i przywiązała go. Przed wejściem oczywiście stali dwaj zbrojni. Luria zdjęła kaptur.

- To ja. – powiedziała.

Dwaj mężczyźni skinęli głowami i pozwolili jej wejść do środka. Kapitan tego razu czekał na nią w innym pomieszczeniu. Nie było tu okien, na środku stał stół z dwoma krzesłami. Bentley siedział na jednym z nich i lekko się uśmiechnął na widok dziewczyny.

- Spóźniłaś się. – oznajmił.

Luria westchnęła.

- Wiem, po prostu było strasznie ciężko wyjść z tego piekielnego zamku.

Mężczyzna skinął głową ze zrozumieniem.

- Zawołałem cię tu, by omówić pewną niewielką sprawę. – rzekł i wskazał Lurii krzesło, by usiadła. Gdy to zrobiła, kontynuował. – Więc na początek. Dobry jest ten młody książę?

Luria prychnęła.

- Nie cierpię go.

- Oczywiście, ale wiesz, musisz być do niego bardziej dobra. Jak coś mu się w końcu przestanie podobać, może poskarżyć się o rodzicom, a wtedy zwolnią cię, jak pozostałych. – wyjaśnił.

Dziewczyna przymrużyła oczy.

- Skąd wiesz, jak go traktuję? – zapytała podejrzanie.

Kapitan tylko machnął ręką.

- Mam swoje sposoby na obserwacje, może później się o nich dowiesz. – odparł krótko.

Siedzieli przez dłuższą chwilę w ciszy. Luria podniosła wzrok.

- I to wszystko, co chciałeś mi przekazać? – spytała.

Mężczyzna wyrwał się z zamyślenia.

- Nie. Jeszcze mam do ciebie prośbę, taką na wszelki wypadek. Nie myśl o tym, by chociaż trochę zbliżyć się do starszego księcia, lub się w nim zakochać, ponieważ będziemy musieli przecież go zabić.

Dziewczyna spojrzała na niego, z wzrokiem mówiącym ,,Serio?"

Bentley uśmiechnął się.

- No bo wiem, że mnóstwo dam zakochuje się w nim po uszy, więc nie chcę, aby stało się tak i w tym razie, w końcu jesteś jeszcze młoda. – wyjaśnił i zaśmiał się.

- Chyba sobie żartujesz? – odparła Luria. – W życiu!

- No tak, po co cię uprzedzam, przecież też nie masz serca, tak jak my wszyscy! – rozłożył ręce w dwie strony, jakby chcąc wskazać wszystkich członków ,,Czarnych Wilków".

Luria po prostu westchnęła z irytacją.

- Coś jeszcze? – zapytała.

Bentley pokręcił głową.

- Nie, będę wysyłał listy Huttonowi, a on będzie przekazywał ci informacje o nowych spotkaniach.

- Dobra. – odparła Luria i wstała. – Żegnaj.

- Do zobaczenia.

Luria wróciła do zamku tak, jak z tamtąd wyruszyła. Linę postanowiła zatrzymać sobie na następny raz, gdy ponownie będzie musiała się z tąd wybrać. Wejście głównymi drzwiami teraz nie wchodziło w grę, ponieważ nie miała pomysłów w jaki sposób teraz odwrócić ich uwagę. Poszła pod ścianę, gdzie była jej komnata. Było to dosyć wysoko, jednak umiała się wspinać. Postawiła więc jedną stopę na cegłę, potem drugą, rękoma trzymając się innych i zaczęłą tak iść w górę. Okno na szczęście zostawiła otwarte – właśnie na taki wypadek. Weszła do pokoju i od razu padła na łóżko. Po kilku minutach zasnęła. 

Guwernantka z mieczemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz