Rozdział II

4 0 0
                                    

Życie nigdy za mną szczególnie nie przepadało. Tłukło mi się pod nogi, żebym upadała raz za razem. Nie podobało mu się, że za każdym razem się podnosiłam. Lecz w tamtym miejscu, w tamtej sytuacji, pierwszy raz czułam się jak przygnieciona tonowym głazem. Stałam w cieniu ogromnego gmachu mojej nowej szkoły i zastanawiałam się, w jaki sposób tam trafiłam. Sama. Dzwoniłam do przyjaciółki, ale nie odbierała. Nie chciała się do mnie odzywać. Miałam nadzieję, że chociaż rozpoczęcia roku wszystkich klas pierwszych będą połączone i zobaczę przyjaciółkę.

Zrobiłam więc krok w stronę bramki, miałam nieodparte wrażenie, że mówiła: "Nie! Nie waż się przeze mnie przechodzić! Sprawię ci tylko kłopoty, zniszczę ci życie!" -szkoda, że jej wtedy nie posłuchałam. Zamiast tego tępo brnęłam na przód skutecznie ignorując podszepty w głowie i nie rozglądając się. Gdy przechodziłam ludzie jak zawsze gapili się na mnie, jakby nie mieli nic do roboty.

Po najdłuższej w świecie trzydziestometrowej przeprawie doszłam do głównych drzwi. Chwilę wahałam się, zanim je otworzyłam. Gdy już to zrobiłam, dojrzałam najzwyczajniejszy licealny korytarz. Wszędzie widać było głupawe twarze uczniów a wszystko wokół przesiąknięte było zapachem gumy i chipsów. Zapowiadał się kolejny zwyczajowo nudny dzień.

Skierowałam się prosto hali, bo tam miało odbyć się pierwsze rozpoczęcie. Upiekło mi się, bo miały je razem wszystkie klasy pierwsze, więc miałam nadzieję porozmawiać z Mają. Przystanęłam w progu próbując ją znaleźć. Przy okazji rozglądałam się wokół. Hala urządzona była w kolorze pomarańczowym. Nie mam pojęcia jakim cudem mi się to teraz przypomniało, ale pamiętam gdzie stali poszczególni uczniowie. Nie wiem czemu pamiętam takie szczegóły i dlaczego teraz o tym myślę. To takie dziwne, jakbym tam była, przeniosła się w czasie.

Później ją zobaczyłam. Stała pod sceną na której miała przemawiać dyrektorka. Ale nie była sama. Rozmawiała z grupką uczniów, którzy w żaden sposób nie przypominali pierwszaków. Byli dumni i pewni siebie, znali już tą szkołę jak własną kieszeń. To byli ci, którzy zawsze noszą sztandar na rozpoczęciu. Chciałam tam podejść, ale tłum zagrodził mi drogę, a na scenę wyszła dyrektor.

-Witam was, przyszli uczniowie naszej drogiej szkoły! Witam was w tym ważnym dniu rozpoczynającym nowy rozdział w waszym życiu...

I tak przez długi, dłuuugi czas półtorej godziny. Nie chce mi się nawet przypominać tych słów. Ludzie są tacy nudni, dlatego tak ich nie cierpię. Dlaczego muszą zawsze tak przeciągać i owijać w bawełnę? Mogliby się przedstawić, dać nam plany lekcji i do widzenia. Ale przecież jeśli nie wygłosi się przemówienia na milion słów to co to za życie? Zaczynało być mi okropnie duszno, na szczęście wtedy już skończyła. Nie miałam czasu przywitać się z Mają, gdyż musiałam znaleźć swoją klasę i udać się z nią do sali. Profil biologiczny zbierał się przy drzwiach. Szybko podeszłam w tamtą stronę, kątem oka zobaczyłam jak Maja dołącza się do swojej klasy muzycznej.

W naszej sali wisiało mnóstwo eksponatów i biologicznych plakatów z budową szkieletu i tym podobnych. Pomalowana była na zielono a z tyłu był wielki stół z mikroskopami i różnymi próbkami. Na biurku nauczyciela leżał okazały model komórki zwierzęcej. Usiadłam w przedostatniej ławce po stronie okien. Myślałam, że może mi się udało i będę siedzieć sama. W końcu wszyscy już zajęli swoje miejsca. Popatrzyłam na naszego wychowawcę. Pogodny pan w średnim wieku z lekko posiwiałymi brązowym włosami i taką samą brodą. Uśmiechnął się do nas i już chciał zacząć coś mówić, gdy-o zgrozo-otwarły się drzwi. "Nie patrz się tam, może tylko ci się wydawało"-pomyślałam, ale wiedziałam, że to prawda. Do klasy weszła spóźniona uczennica. A gdzie było jedyne wolne miejsce? Na pewno nikt by na to nie wpadł- oczywiście, że koło mnie! Wychowawca kazał jej usiąść na miejsce, a ja mogłam jedynie przewrócić oczami.

Żywioł [W TRAKCIE TWORZENIA]Where stories live. Discover now