Part 1

5.6K 207 63
                                    


Bell 

Było dobrze po dziesiątej wieczorem, kiedy zebrałam się, żeby wykonać telefon. Czułam wszechogarniający strach, podchodzący do gardła gorącą falą. Dwa dzwonki. Może było za późno? Trzy. Znajdowałam się gdzieś na pograniczu paniki i załamania nerwowego. Cztery. Przerwałam połączenie.

I co teraz?

Jedyna osoba, na którą mogłam liczyć – oprócz policji – nie odebrała telefonu. Wbiłam paznokcie we wnętrze dłoni i wstałam gwałtownie, ponieważ na moim gardle zaciskała się niewidzialna ręka, odcinając dopływ powietrza. Panika. Serce waliło mi w piersi, jakby za chwilę miało z niej wyskoczyć. Zaczynałam się pocić. Kamienie dla Sinco zniknęły. Warte dziesięć milionów kamienie jubilerskie, które firma, którą zarządzam, miała przetransportować w sposób niezwracający uwagi pomiędzy różnymi stanami w USA, zapadły się pod ziemię. Do tej pory wszystko działało jak w zegarku, a myk polegał na tym, żeby nie robić zamieszania, a paczkę dostarczyć na czas do wskazanego laboratorium bądź też szlifierni.

Szmaragdy, szafiry, rubiny. Niektóre z nich naprawdę unikatowe, o niepowtarzalnych kolorach, o niskiej zawartości skaz i inkluzji. Niektóre z nich były wyprodukowane w piecach i laboratoriach, większość jednak stworzyła natura i musiałam przyznać, że zrobiła fenomenalną pracę.

Mój ekspert poświęcił temu transportowi trzy razy więcej czasu niż zazwyczaj, bo tak mu się podobały niezrównane kolory i niedościgniona jakość, które zdarzały się tylko w przypadku naturalnych kamieni. Takich, które obecnie widywało się tylko w muzeach albo na czarnym rynku w Rosji. Pochodzące ze starych rodzinnych pamiątek.

Odkąd FTCw 2018 roku zmieniła zasady i nazwa „diament" odnosiła się do chemicznego składu, a nie do tego, skąd pochodził kamień, laboratoria na świecie miały eldorado! Byli jednak tacy, którzy syntetyczne diamenty uznawali po prostu za nic niewarte gówno. I ja byłam jedną z tych osób, które twierdziły, że nie da się podrobić Matki Natury. Kamienie mogły więc sobie mieć swoje 4C, ale nadal były sztucznym tworem.

Na dźwięk połączenia przychodzącego niemal podskoczyłam. Opadłam z powrotem na siedzisko i natychmiast odebrałam.

– Halo? – Nawet ja słyszałam panikę w swoim głosie.

– Dzwoniłaś. – Archer! Zalała mnie chwilowa ulga. On z pewnością będzie wiedział, co zrobić! – Tessa dopiero zasnęła, a ostatnio ciężko jej idzie znalezienie odpowiedniej pozycji do snu.

– Przepraszam, ja...

– Co się stało? – przerwał mi.

Nie mogłam wydusić z siebie słowa.

– Bell?

Nabrałam spazmatycznie powietrza.

– Kamienie dla Sinco zniknęły.

– Kiedy?

– Nie mam kontaktu z Alice od sześciu godzin.

– Czego mi nie mówisz?

Zachciało mi się płakać. Zamrugałam, żeby odpędzić łzy, po czym westchnęłam, wycierając wilgotne dłonie w spodnie.

– Rodzice Fay dzwonili wczoraj rano. Zginęła w wypadku samochodowym – wyrzuciłam na wdechu.

Archer czekał.

– Otrzymałam emergency call dzisiaj, koło dziesiątej rano, że Marcy została zastrzelona przez narzeczonego podczas sceny zazdrości. Nie mogę się skontaktować z Darcy. Zostawiła kamienie, gdzie powinna, i rozpłynęła w powietrzu. Alice... – Głos mi zadrżał. – Alice przejęła kamienie, ale nie wsiadła do samolotu.

– Jesteś pewna, że Alice ma kamienie?

– Tak. Zadzwoniła do mnie, kiedy Darcy się nie pojawiła.

Cisza.

– Przepraszam, naprawdę nie wiem, do kogo innego zadzwonić...

– Bell – przerwał mi – dokonaj oficjalnego zgłoszenia.

– Już to zrobiłam. Zadzwoniłam do FBI zgodnie z procedurami, jakie dla mnie opracowałeś na wypadek... – przełknęłam ciężko – wypadek nieprzewidzianych okoliczności. Zgłosiłam zaginięcie Alice wraz z kamieniami. Podałam wszystkie szczegóły...

– Odesłali cię z kwitkiem.

– Mniej więcej. Pouczyli mnie, że nie mogę zgłosić zaginięcia, jeśli nie minęło czterdzieści osiem godzin, bla, bla... – dodałam zrzędliwie. – Mam się do nich odezwać za czterdzieści siedem godzin.

– Zadzwonię w kilka miejsc – zapewnił.

– Ja...

– Bell, nic, co się stało, nie jest twoją winą. Nie ponosisz odpowiedzialności – oznajmił. – Zrobiłaś dokładnie to, czego można by oczekiwać w tej sytuacji.

– Co jeśli mam rację?

– Znajdziemy na to rozwiązanie.

– Archer... Zrobiłeś mnie dyrektorem operacyjnym, ale ja kompletnie nie wiem, co mam teraz robić.

– Od sytuacji podbramkowych masz mnie – uspokajał.

Słyszałam w tle, jak jego palce śmigają po klawiaturze.

– Co mam powiedzieć Sinco?

– Na razie nic. Jeśli uznam za stosowne, zadzwonisz do Ann Mathews albo jej szefa. Mamy opóźnienie, ale to tyle.

– Co zrobimy z FBI?

– Zostaw to mnie. Nie jestem w stanie teraz pojawić się osobiście, ale Trade Inc. powinno pomóc.

Inc., czyli ludzie do zadań specjalnych, którzy już raz mi pomagali.

– Diania jest...

– Onieśmielająca? – zażartował.

– Słodka – odparłam przekornie. – Niemal jak lukrowane jabłuszko wręczone Królewnie Śnieżce.

Zaśmiał się.

– To samo określenie słyszałem tylko w stosunku do April Joy.

– April jest miła.

– Była miła, bo było jej to na rękę – mruknął, dając jasno do zrozumienia, że ma inne zdanie. Całkowicie przeciwne.

– Ważne, że była miła. Dla mnie. Ją też zamierzasz w to włączyć?

– Nie widzę potrzeby. Inc. wie, co robi. Jesteś w domu?

– Tak.

– Bądź ostrożna. – Bardziej rozkazał, niż poprosił.

– Zawsze jestem.

– Inc. zajmie się wszystkim. Rób, co ci każą.

Odezwała się we mnie buntownicza natura.

– Archer...

– Rób, co ci każą. Zadzwoniłaś do mnie po pomoc – przypomniał – a ja ci mówię, że Inc. pomoże.

Westchnęłam. Czułam się bezradna i niepokoiłam się o Alice. W dupie miałam kamienie, ona była ważniejsza.

– Wszystko będzie dobrze, prawda? – szepnęłam.

– Zacytuję ciebie: „mamusia uczyła, żeby nie kłamać". Zadzwonię, jak coś ustalę. Idź spać. Nie jesteś w stanie pomóc zamartwianiem się.

– Jaki ty jesteś do rany przyłóż – mruknęłam.

– Jeśli potrzebujesz pocieszenia, wybrałaś zły numer.

Milczałam.

– Bell, ty nie potrzebujesz litości, ale konkretnego działania.

– Od czasu do czasu chciałabym...

– Wiem. Idź do łóżka – odparł, po czym rozłączył się z cichym kliknięciem.


Federal Trade Comission – Federalna Komisja obrotu – kontrolująca obrót kamieniami szlachetnymi


4C – carat (masa), cut (proporcje szlifu), clarity(czystość), colour (barwa).

Dziesięć Milionów PowodówWhere stories live. Discover now