Part 31

1.5K 140 54
                                    



Bell

Szliśmy z Mike'em w stronę Placu Czerwonego po tym, jak Diania nas tam podrzuciła w drodze na spotkanie z Antonem Arłukowiczem. Nadal nie docierało do mnie, że jakaś głupia pizda potrafiła zapłacić dwadzieścia pięć milionów, żeby tylko Mike ją przeleciał. Czy jego przyrodzenie było tego warte? Dobre pytanie! Ale za seks z nim to trochę mało. Według mnie bezcenny. Wiedział, co robił. Dłonie, które z taką wprawą obchodziły się z bronią, potem pieściły moje ciało, przyprawiając mnie o natychmiastowy zawrót głowy! Magia. Powinien szkolić innych facetów. Robić jakieś wykłady.

– Jezu, jak tu zimno – powtórzył po raz tysięczny Mike.

Nie wiem, jak mogło być mu zimno. Miał na sobie wełnianą czapkę, a na niej kaptur. Kurtka była jedną z tych wymyślnych szmatek stworzonych to przetrwania w temperaturach godnych wspinaczki na Mount Everest. Podobnie rękawiczki. Owszem, było zimno, ale bez przesady. Nie było minus trzydzieści jak swego czasu w Polsce.

– Weź, nie przesadzaj. Jest tylko dziesięć na minusie – odparłam.

Objął mnie ramieniem, usiłując wepchnąć głowę w mój kaptur i dotykając zimnym nosem mojego gorącego ucha.

– Muszę ci zmienić opis w telefonie na „polarny kwiatuszek".

Wyjęłam telefon i zrobiłam nam selfie na tle Kremla. W głowie miałam Mission: Impossible z Tomem Cruise'em i latające wokół cegłówki po tym, jak ten śliczny budynek wysadzono w powietrze. Może to ostatnia szansa na zdjęcie?

– Od razu na „polar express" – zakpiłam, obserwując, jak mój oddech zmienia się białą parę. – Jakie szanse ma Diania?

– Zerową, żadną i nigdy. I bardzo chciałbym się mylić.

– Całe trzy – sarknęłam.

Zrobiliśmy rundę po placu, a ja nacykałam parę zdjęć. Niemal wyjebałam orła na niewielkiej tafli zamarzniętej wody. Ciekawe, czy figury, które wykonałam, zanim Mike pomógł mi się ustabilizować, dałyby mi jakieś punkty na igrzyskach olimpijskich w jeździe figurowej na lodzie. Może chociaż za styl, bo moje Relaksy rodem z PRL były zajebiste. A do tego cieplutkie i wygodne.

– Starczy ci emocji? – zaśmiał się, obejmując mnie mocno w talii.

– Na chwilę tak. – Chuchnęłam w dłonie po tym, jak schowałam telefon to kieszeni.

– Chodź. – Pociągnął mnie za rękę do najbliższej kawiarni.

Otworzył mi drzwi i przepuścił przodem. Boże, jak cudownie było poczuć ciepełko. Pewnie tak naprawdę nie jest tu tak ciepło, jak mi się wydawało, bo ludzie z obsługi mieli na sobie swetry, ale na razie było bajecznie. Dobrze, że nie nosiłam okularów i zdecydowałam się na szkła kontaktowe, przynajmniej nie musiałam czekać, aż mi odparują.

Urocza drobna blondynka stojąca za kasą uśmiechała się do Mike'a otwarcie. Rozmawiali po rosyjsku swobodnie. Jego ton był lekki, a uśmiech na ustach szeroki.

To nic złego, Bell – powiedziałam do siebie – ludzie są czasem mili. Uśmiechnęłam się do niej uprzejmie. Chciałam zrobić krok w stronę stolika, ale dłoń Mike'a zacisnęła się na mojej.

– Chcesz podwójną śmietanę na czekoladzie?

– Nie, dzięki. Mam wystarczająco duży tyłek.

Jego oczy zabłysły, a dłoń powędrowała na moje siedzenie. Nie pozwolił mi odejść. Razem poczekaliśmy na zamówienie. Ściągnęłam z siebie rękawiczki i szalik, upychając to wszystko w kieszeniach czerwonej kurtki. Pod nią miałam na sobie wełniany, ciemnozielony golf i dżinsowe ogrodniczki od VooDoo Vixen. Nie wiem, jak Diania to zrobiła, ale moje ciuchy doleciały do Moskwy razem ze mną. Wychodziło na to, że ktoś myszkował w mojej szafie. Chociaż zielony golf nie był mój. Podobnie jak kurtka. Wszystko, łącznie z butami, dostarczono nam do hotelu.

Dziesięć Milionów PowodówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz