Rozdział 28

847 115 183
                                    

Płonąca lewizja





Cały następny dzień upłynął jej na pozyskiwaniu ingrediencji dla Mistrza. Chciała jak najlepiej wywiązać się z powierzonego zadania. Nie było możliwym, aby w Australii zdobyć wszystko, co konieczne, toteż kilka razy aportowała się w różne zakątki świata. Była wszakże pełnoletnia i posiadała licencję, toteż poza szkołą nie ciążył na niej namiar, nie obejmowały ją zabezpieczenia. Uznała, że będzie przygotowana z wyprzedzeniem, więc postanowiła zebrać ingrediencje potrzebne do kilku eliksirów, które mogłyby być dla niego przydatne. Kiedy udało jej się skompletować wszystkie potrzebne składniki, czekała ze ściśniętym żołądkiem nie bardzo wiedząc, czy powinna gdzieś wyjść, czy jednak czekać na jakieś wskazówki w hotelu. Dochodziła siódma wieczorem a jego nadal nie było. Przez moment nawet przeszło jej przez myśl, że mógłby to wszystko wymyśleć, aby się jej w jakiś sposób pozbyć ze swojej drogi. Nie chciała dla niego źle, chciała jedynie mu pomóc. Szanowała go i uważała, że ona jak i cały magiczny świat wiele mu zawdzięczają. Czuła się wręcz w obowiązku, aby w choć najmniejszy sposób spróbować spłacić dług wdzięczności.

Nie było to jednak jedynym powodem. Hermiona od zawsze była ambitna i dążyła do zaimponowania nauczycielom, czy innym czarodziejom, ze względu na to, że miała lekki kompleks na punkcie swojego pochodzenia. Nie wstydziła się go, jednakże na każdym kroku starała się podkreślić, że wcale nie jest gorsza, a wręcz przeciwnie. Dodatkowo, taki już miała charakter mola książkowego czy zwykłego kujona, który najzwyczajniej w świecie lubił być doceniony za pracę, jaką wkładała w naukę i poszerzanie swoich horyzontów. Dlatego też, miała ogromny problem z profesorem Snape'em, który przez tyle lat, niemal na każdym kroku udowadniał jej niewiedzę, bądź ignorował wybitne osiągnięcia. Czuła głęboką potrzebę udowodnienia mu, że potrafi więcej, niż mu się wydawało i że nie była byle gówniarą, która nic nie wiedziała o życiu. Przeszła więcej, niż typowy młody człowiek w jej wieku, więc uważała, że należał jej się zwykły szacunek. Wiedziała, że Snape miał paskudny charakter, jednak tym bardziej pragnęła mu zaimponować, ponieważ zdawała sobie sprawę, że to wcale nie było proste, sprawiało wrażenie wręcz osiągnięcia, a ona nie lubiła i nie czerpała satysfakcji z prostych rozwiązań. Uznanie ze strony Snape'a było dla niej czymś wręcz niemożliwym, nierealnym, ale jakże pożądanym. Co by o nim nie mówić, był jednak Mistrzem Eliksirów, wybitnym w swojej profesji, potężnym czarodziejem, wzbudzającym strach, respekt, ale też i podziw, przynajmniej z punktu widzenia Hermiony. Istotnie, imponował jej jego dorobek naukowy, niezwykła wiedza, analityczny umysł, piekielna inteligencja, czy fakt, że przez tyle lat potrafił oszukiwać samego Lorda Voldemorta, poprzez swoją rolę szpiega. Panna Granger mocno wierzyła również w to, że ludzie nigdy nie byli z natury źli, więc czuła, że coś bardzo istotnego i tragicznego musiało wpłynąć na jego paskudny charakter. Nie byłaby sobą, gdyby nie była ciekawa, co też wydarzyło się w jego życiu, oprócz zaszłości z rodzicami Harry'ego i Huncwotami, że stał się taki, a nie inny. Mur, który budował przed całym światem oraz ogromna nuta tajemniczości, jaką był owiany, były czymś niezwykle intrygującym.

Aby nieco się odprężyć postanowiła zająć się czytaniem. Położyła się na pół siedząco na łóżku, założyła okulary, gdyż nocne czytanie dało się we znaki i pogrążyła się w lekturze. Po kilku godzinach usłyszała pukanie w szybę. W pierwszym momencie wzdrygnęła się nieco i odruchowo chwyciła za różdżkę. Podeszła do okna, i delikatnie rozsunęła zasłony. Zamarła, gdy zobaczyła przy barierce balkonu czarną postać, skierowaną do niej tyłem. Otworzyła drzwi balkonowe, wpuszczając do środka delikatny powiew letniego wiatru. Mężczyzna odwrócił się do niej przodem z zaciśniętymi ustami i zmrużonymi oczami. Jak zwykle na jego twarzy panowała maska obojętności.

ProcesWhere stories live. Discover now