Rozdział 32

3.8K 96 17
                                    

Przecieram twarz dłońmi i opieram się rękami o pień drzewa. Zgubiłam się troszkę. Chciałam się przejść i wrócić do domu przez las ale nie znam tych ścieżek. Już jakąś godzinę temu skończyłam lekcje a telefon mi padł. Wzdycham i biore łyka wody. Do tego jest mi strasznie gorąco. Kręcę głową i ruszam dalej. Czuje jakbym miała zaraz zemdleć a przede mną tylko drzewa. Idę dość wolno żeby nie tracić niepotrzebnej energii. Po kolejnych 10 minutach widzę jakieś rozrzedzenie. Przechodzę przez krzaki i zapiera mi dech w piersi. Przede mną rozciąga cię piękne jezioro. Jest mały pomost, zjeżdżalnia do wody w oddali, mała część z piaskiem i mnóstwo kwiatów. Pochodzę bliżej wody i dotykam ją. Chłodna, idealna. Biore trochę i ochlapuje twarz. Robię to dość delikatnie bo nie chce wyglądać jak panda rozmazując makijaż. Siadam na piasku i wyjmuje z plecaka drożdżówkę bo do tej pory nie byłam głodna. Zaczynam ją jeść obserwując to miejsce. Po jakimś czasie kończę i wstaje na równe nogi. Z moich ust wydobywa się jęk gdy myślę że dalej muszę szukać wyjścia.

- Dzień dobry?- piszczę przerażona i łapie się za serce. Wyjmuje szybko broń i odwracam się odbezpieczając. Przede mną stoi młody chłopak który wygląda na bardziej wystraszonego niż ja.- Przepraszam! Nie chciałem się wystraszyć.- podnosi głos i ręce w górę.- Mogłabyś nie celować we mnie?

- Mogę cię przeszukać?- podnoszę pytająco brew. Mam uprzedzenia do nieznajomych. On niepewnie przytakuje a ja powoli podchodzę. Szybko poklepuje jego ciało szukając jakiejś broni ale nic nie ma.- Czysty.- wzdycham i zabezpieczam broń chowając ją za pasek.

- P-przepraszam ale co ty robiłaś?- wywracam oczami na jego ton. No co? To nie było wcale takie straszne.

- Zgubiłam się już jakieś 3 godziny temu. Zerwałam się ze szkoły i chciałam pójść przez las do domu ale nie znam go zbytnio a telefon mi padł. Mógłbyś mi pomóc?- zakładam plecak na ramie.

- Jestem synem leśniczego. Najbliższy dom jest dosłownie kilka minut stąd, możesz tam poszukać pomocy bo mój jest dość daleko.- mówi i przełyka ślinę.

- Vivian.- wystawiam rękę a on niepewnie na nią patrzy.

- Tim.- przytakuje i ściskam jego dłoń. Ruszamy w kierunku kolejnych drzew.- Pierwszy raz cię widzę.

- Gdzieś ty się chował? Mieszkam w Kalifornii od jakiś 3 miesięcy? Nie pamiętam.- wzdycham.

- Ciekawe. Dlaczego miałaś broń i aż tak bardzo byłaś do mnie uprzedzona?- jęknęłam słysząc to pytanie.

- Z policji jesteś?- sycze.

- Nie, broń Boże.- podnosi ręce w geście poddania.

- Broń mogę mieć bo jesteś niebezpieczna i gdyby był tutaj mój mąż odstrzelił by ci głowę. A te uprzedzenia to... Ktoś mnie niedawno porwał ale trudno.- jak prosto z mostu to po całości.

- Masz męża?

- Tak, jakiś czas.- tłumacze i zauważam że coraz bardziej zbliżamy się do wolnej przestrzeni.

- To ten dom.- otwieram szeroko oczy wychodząc z lasu.

- Japierole!- krzyczę i rzucam się plackiem na ziemie.

- Ciszej! Mają tu potężną ochronę.- ucisza mnie a ja się śmieje. Słyszę jakieś kroki.

- Kim jesteście?- chichocze.- Idźcie stąd bo będzie nieprzyjemnie.

- Już, przepraszamy.- mówi przestraszony Tim a ja wreszcie się podnoszę.

- Szefowa?!- pytają przerażeni ochroniarze a ja robię tą swoją wredna minę.

Wypełniasz tą pustkę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz