Rozdział 9

22 5 1
                                    

Maj 1960

Pięciu mężczyzn siedziało przy kuchennym stole, pochylając się nad mapą i dokumentami. Od drugiego ataku minął tydzień. Kolejny nie nastąpił. Nie było więcej ofiar. Przynajmniej chwilowo.

­­– Na gacie Merlina, ale bagno – stwierdził Moody grobowym tonem.

Auror powiódł wzrokiem po towarzyszących mu oficerach Departamentu Kontroli. Sebastian Davies przyglądał się zdjęciom z sekcji ze zmarszczonymi brwiami. Bernie Seymour wodził palcem po mapie, jakby zastanawiał się, gdzie będzie następny atak. Reynard i Rick patrzyli jedynie po sobie, świadomi tego, w co wpakował ich Scamander. Przez ostatni tydzień przeglądali te dokumenty setki razy i nie znaleźli nic, co mogłoby ich pomóc w jakikolwiek sposób wytłumaczyć śmierć Grantów i Abberleyów. Siedem osób nie żyło, a oni nie wiedzieli dlaczego.

Rey podparł głowę na dłoniach. Był wykończony. Nie dość, że całymi dniami ganiał po kraju za świadkami albo ślęczał nad dokumentami, to jeszcze w nocy nie mógł się wyspać. Remus zaczął mieć kolki i płakał całymi dniami i nocami. Przez ostatnie sześć dni Reyowi nie udało się spać dłużej niż trzy godziny z rzędu. Funkcjonował tylko dzięki kawie i eliksirach pobudzających. Czuł na sobie zaniepokojone spojrzenia gości, ale nawet nie był w stanie podnieść głowy. Tak bardzo chciało mu się spać.

Słuchając rozmów przyjaciół, w pewnym momencie zaczął się orientować, że uciekały mu wątki. Słyszał tylko część wypowiedzi, część komentarzy. Powieki coraz bardziej mu ciążyły. Głowa coraz bardziej się pochylała.

Gdy ponownie otworzył oczy, znajdował się we własnym łóżku, okryty szczelnie kołdrą. Zamrugał kilkukrotnie, odpędzając sen. Poprawił opadającą na czoło grzywkę. Odrzucił przykrycie i wstał z łóżka. Ruszył do drzwi.

Na kuchennym stole nie było już map i dokumentów. Stała za to waza z parującą zupą i pięć talerzy. Pięć głów podniosło się, gdy Rey wszedł do pomieszczenia.

– Wyspałeś się? – zapytała z przekorą Angie, ale w jej spojrzeniu widać było troskę. Od razu wstała od stołu i sięgnęła po jeszcze jedno nakrycie.

– Tak, chyba tak – wymamrotał. – Wybaczcie, panowie.

– Nie ma czego – odpowiedział Rick. – Już słyszeliśmy koncert małego. Śpij do woli... Ale Newt w życiu nam w to nie uwierzy.

– Zejdź z mojego chrześniaka! – naskoczył na niego Moody, z czułością spoglądając na śpiącego w łóżeczku chłopca. – To najgrzeczniejsze dziecko na świecie!

Rey roześmiał się i usiadł na przystawionym krześle. Nalał sobie gorącej zupy.

– Chcesz? Bierz go. Oddam bez chęci zysku!

Mężczyźni roześmiali się. Wiedzieli, że Rey za nic w świecie nie oddałby syna w niczyje ręce. Angela tym bardziej. Nawet teraz, słysząc te żarty, wyciągnęła rękę i w opiekuńczym geście dotknęła kocyka, który owijał jej pierworodnego.

– Udało wam się coś ustalić? – zapytał Rey, chcąc w jakiś sposób zmazać swoją kompromitację.

– Niestety nic – odpowiedział Alastor, po czym podniósł wzrok na gospodynię. – Angie, to jest wspaniałe. Dokładnie jak u mamy!

Angela uśmiechnęła się z cieniem dumy. Komplement od człowieka, którego jeszcze niedawno uważała za kobieciarza i łobuza, wyraźnie mile połechtał jej ego. Jej stosunek do Moody'ego i Daviesów stopniowo się zmieniał, ale nadal nie mogła powiedzieć, by uważała ich za bliskich przyjaciół. Zgodziła się jednak, gdy Rey zaproponował, żeby Alastor został chrzestnym małego Remusa. Przecież nikt nie mógłby zapewnić jej dziecku większego bezpieczeństwa niż auror.

Różyczka cz. 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz