Rozdział 6

1.7K 136 51
                                    

Alexis zasalutowała, gdy weszła do gabinetu Erwina. Dowódca podniósł wzrok znad dokumentów. Na kanapie siedział Levi, patrząc na nią swoim tradycyjnym, beznamiętnym wzrokiem.

- Alexis, cieszę się, że przyszłaś. - odezwał się Erwin.

- Taki był rozkaz. - odparła dziewczyna. - O co chodzi?

- Mam dla ciebie wiadomość dotyczącą twojej pozycji na wyprawach. - Erwin podniósł się z miejsca.

Alexis milczała. Czyżby przywrócili ją do składu Hanji? Ha! Już tam biegnie! Niech Marie spada z jej miejsca w składzie!
Erwin skierował się do wyjścia i nakazał gestem, by Alex poszła za nim. Levi podniósł się z kanapy i ruszył za nimi, w milczeniu obserwując ich działania. Kierowali się na dwór, a Erwin mówił do Alexis:

- Z raportu wynika, że nie tylko zabiłaś samodzielnie siedmiu tytanów już na swojej pierwszej misji. Zrobiłaś to, ratując komuś życie.

- Ratowałam życie tylko i wyłącznie swoje. - przerwała mu Alexis. - Jakby na to nie patrzeć, gdyby ludzie ze składu zginęli, ja też miałabym marne szanse.

Erwin uśmiechnął się. Wiedział, że to powie.

- Alexis, nie ukryjesz przede mną, że masz sumienie. - powiedział. - Każdy je ma. Nie chcesz, by twoi sojusznicy ginęli.

Alex nic nie odpowiedziała. Zbliżali się do stajni.

- Jednak praca w grupie zdecydowanie ci nie pasuje. - kontynuował Erwin. - Wolisz działać sama, by nie narażać innych. Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie to. Nie wyglądasz na taką, która przejmuje się losem innych.

- I nie jestem taka. - prychnęła Alexis. - Jedynie chcę się jakoś przysłużyć, a nie wyjść na taką, co nic nie potrafi.

Rzuciła kapralowi leniwe spojrzenie. Levi przewrócił oczami. Jeszcze ją dzisiaj spierze na treningu. Erwin pokiwał głową. Weszli do stajni.

- Podjąłem więc decyzję o twojej pozycji w naszej formacji. - dowódca zatrzymał się przy jednym z boksów. Wyłonił się z niego biały koński łeb z czarnymi plamami. - Alexis Fang. Będziesz naszym bocznym wsparciem. Twoim zadaniem będzie obrona danej części naszej formacji. Czasem będziesz wysyłana całkiem sama na patrole, ale ufam, że podołasz temu zadaniu. - uśmiechnął się.

- Ja? - wskazała palcem na siebie. - Tak... Całkiem sama?

- Jeśli tylko się zepniesz, to nie zginiesz. - odezwał się Levi.

Alex spojrzała na niego zaskoczona. Stał przy swoim koniu, głaszcząc go po pysku. Czy on ją właśnie docenił? Ten gburowaty karzeł? A może ktoś go podmienił?

- A to, Alexis... - Erwin otworzył drzwi do boksu i wyprowadził konia. - Jest twój koń.

Alex szczęka opadła. Właśnie dostała własnego rumaka. Mało tego, jej rumak był biały w czarne ciapki!
Po chwili otrząsnęła się z szoku i wyciągnęła dłoń w stronę konia. Od razu pozwolił jej się pogłaskać. Alex uśmiechnęła się.

- Wszyscy pocałujcie mnie w dupę. - burknęła. - Wszyscy mają konie. A Alexis Fang ma, kurwa, krowę.

Zaśmiała się. Już nawet wiedziała, jak będzie wołać na swojego nowego rumaka.

~*~

- I tak masz zamiar chronić formację? - zapytał Levi, patrząc na powaloną Alexis.

Rudowłosa jęknęła i usiadła naburmuszona. Kapral westchnął.

- Nie podoba ci się ta funkcja? - zapytał.

- Podoba. - burknęła.

- Nie zachowuj się jak dziecko. Widać, że coś ci nie pasuje. - powiedział chłodno.

Alexis jedynie coś mruknęła pod nosem i podniosła się.

- Nie chodzi o pozycję. - wymamrotała, otrzepując spodnie. - „Obchodzi cię los innych". A weź spierdalaj...

Levi uniósł brew. O co chodzi?

- Sumienie... - prychała pod nosem. - Gówno, nie sumienie.

Kapral westchnął. Gestem nakazał jej, by poszła za nim. Alexis, mamrocząc coś wciąż pod nosem, ruszyła w jego ślady. Poszli do stajni. Alex niosła brew.

- Po co tu jesteśmy? - zapytała.

- Nikogo tu nie ma. - odparł Levi i podszedł do boksu, w którym był jego koń. - Możesz mówić.

Dziewczyna prychnęła. Z jednego z boksów wychyliła się głowa jej klaczy. Alex westchnęła i podeszła do niej. Zaczęła delikatnie gładzić jej pysk. Mućka aka Krasula, miała czarne łatki na obu oczach, przez co wyglądała jakby miała kilka razy większe ślepia. A mimo to Alexis pokochała ją od pierwszego wejrzenia (ale nigdy by się do tego otwarcie nie przyznała).
Levi patrzył, jak klacz z sympatią trąca nosem swoją nową właścicielkę. Jak to możliwe, by taką jędzę polubiło tak wdzięczne zwierzę jakim był koń?

- Gdzie mieszkałeś jako dzieciak? - zapytała w końcu.

- W Podziemiach. - odparł Levi.

Nie lubił o tym rozmawiać, ale miał jakieś dziwne przeczucie, że Alexis mogłaby go zrozumieć. Dziewczyna zaśmiała się gorzko.

- Więc mogę mówić. - powiedziała. - Rodzice wyrzucili mnie z domu, bo byłam największym błędem w ich życiu. Stwierdzili, że nie nadaję się do prowadzenia biznesu i po prostu zostawili mnie na ulicy. Oczywiście, genialna Alexis Fang nie poszła poprosić o wybaczenie i jeszcze jedną szansę, tylko faktycznie odeszła. - skrzywiła się. - Idiotka. Dorastałam więc na ulicy, w otoczeniu najbardziej parszywych ludzi, jakich dane było mi spotkać. Żeby zarobić na chleb i jakoś przetrwać, chwytałam się jakiejkolwiek roboty. Nie ważne, jak brudna by była. Sprzątałam, roznosiłam listy, robiłam wszystko, by przeżyć. I jak widzisz, udało mi się. - westchnęła cicho. - Ale z czasem musiałam robić coraz cięższe rzeczy. I... Jak miałam czternaście lat zabiłam pierwszego człowieka. - znów się skrzywiła. - Nie wiem, co on takiego zrobił. Ale ja potrzebowałam pieniędzy. Podpatrując bójki, biorąc udział w nocnych walkach na noże, nauczyłam się właściwie trzymać broń. No a potem poszło już jak z płatka. Takie zadania zdarzały się nie często, ale jeśli się zdarzyło, Alexis Fang była gotowa zabić, by zarobić grosze na chleb. - spojrzała na niego z uniesioną brwią. - I czy ty myślisz, że ktoś taki jak ja ma normalne sumienie?

Levi patrzył na nią, gładząc łeb swojego karego rumaka. Alex miała teraz osiemnaście lat. Shadis wspominał, że dość późno dołączyła do kadetów. Podobno wahał się, czy ją przyjąć. W końcu stwierdził, że najwyżej odpadnie po kilku dniach.
Kapral pomyślał, że pojęcie „normalne sumienie" nie pasuje do nikogo.

- Jeśli twoje „normalne sumienie" oznacza takie, które nakazuje oszczędzać ludzi i nie zabijać, to ja też go nie mam. - powiedział. - Ale to wcale nie znaczy, że to co teraz robię jest niezgodne z moim sumieniem. - na chwilę zamilkł. - Twoi rodzice bardzo cię nienawidzili?

- Chyba potrafisz to wywnioskować z reakcji mojego ojca, gdy mnie zobaczył. - odparła Alex. - Nie chce, żeby mnie z nim powiązano. A co z twoimi?

- W Podziemiach miałem tylko dwójkę przyjaciół. Zginęli na wyprawie.

- Ale ktoś cię musiał wychować. - Alex utkwiła w nim leniwe spojrzenie.

- Znajomy mamy. Zmarła i on mnie znalazł.

Levi odpowiadał na jej pytania, choć teoretycznie nie musiał. Jednak czuł, że może jej to powiedzieć. Doszedł do wniosku, że mimo ich odmiennych charakterów, ich przeżycia wcale się tak bardzo nie różnią. Byli w stanie zrobić wszystko, by przetrwać.
Obrócił się i ruszył do wyjścia ze stajni. Na progu jeszcze zwrócił się do Alexis:

- Jeszcze będzie z ciebie dobry żołnierz. - po czym wyszedł.

Alexis siedziała jeszcze w stajni. Nie wiedziała, dlaczego, ale ta rozmowa sprawiła, że poczuła się lepiej. Do tej pory o swojej przeszłości opowiedziała tylko Marie. Ale ich historie zupełnie się różniły. Tymczasem rozmawiając z kapralem, miała wrażenie, że się rozumieją.
Uśmiechnęła się do siebie i pogłaskała łaciatą szyję Mućki. Może znajomość z kapralem nie będzie taka zła?

Wstawaj - Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz