Chapter 9

406 19 0
                                    

Siedzę przy stole naprzeciwko Louisa i jem śniadanie. Chłopak pilnie mnie obserwuje. Z roztargnieniem mieszam płatki z mlekiem.Przed oczami nadal migają mi obrazy z poprzedniej nocy. Płonące, niesamowicie zielone oczy Harry'ego, jego ręce na moich biodrach, kiedy dotknął jego ustami moich no i złość Louisa kiedy nas przyłapał.
-Powinienem był go uderzyć-chłopak mamrocze przełamując ciszę
Podnoszę głowę,ale się nie odzywam.
-Wiesz czego się dowiedziałem podczas gdy ty wymieniałaś ślinę z tym chujem?Znowu przespał się z Jane. -splunął -On ma wiele dziewczyn, Blair. Nie chcę byś stała się jedną z nich.
Nadal milczę.Louis patrzy mi prosto w oczy
-Nie spotkasz się już z nim, prawda?
-On jest moim....-zaczynam
-Nawet kurwa nie przychodź do niego -zaskakuje mnie Louis -Z tego co widziałem wczoraj on już nie jest twoim najlepszym przyjacielem.
Trzymam wrażenie obojętnej ,ale nie potrafię siedzieć cicho jak Louis mną kieruje.
-To był błąd. Idę z nim porozmawiać.
-Pracujesz.
-Mam wolne. -mówię i biorę kluczyki od samochodu z kuchennej szafki
Louis patrzy na mnie.
-Blair- jego oczy łagodnieją -Nie wiem co mam robić i mówić, abyś mnie słuchała.Harry to szumowina.
Wzdycham.
-Pozwól mi samej decydować o mojej przyjaźni z Harrym
Mówię zanim wychodzę z domu kuchennymi drzwiami. Kiedy wyjeżdżam z podjazdu czuję się trochę winna za bycie takim oschłym wobec Louisa.Po prostu zawsze bronię Harry'ego.Teraz bardziej niż kiedykolwiek. Moje emocje i uczucia wychodzą ze mnie kiedy jadą drogą prowadzącą do domu Harry'ego.Co mu powiem? Jak on zareaguje? Czy znowu mnie pocałuje? Drżę na samą myśl.Podjeżdżam pod krawężnik.Światła palą się w domu ,a auto Harry'ego stoi na podjeździe.Musi być w domu.Wychodzę z samochodu i kieruję się w stronę drzwi wejściowych. Dzwonię dzwonkiem mimo,że mam klucze, ale czułabym się dobrze korzystając z niego jeśli on nie wie,że przyjechałam do niego.Czekam na progu domu dwie ,potem pięć minut. Dzwonię ponownie.Tym razem odpowiada niemal natychmiast.Nie mogę nie zauważyć jego włosy wyglądają na bardziej kręcone niż zwykle.Jego tatuaże ukryte są pod czarnym t-shirt'em.
-Sorry,że nie otworzyłem za pierwszym razem -mówi Harry - Rozmawiałem przez telefon.
-Oh -tylko to udaje mi się powiedzieć
Jest spięty i ja to widzę.Ruchem ręki nakazuje mi żebym weszła do środka .Podążam za nim do kuchni gdzie siadam na kuchennym blacie.Co mam powiedzieć? Co on powie? Harry pochyla się nad ladą.Jego oczy są ciemne.
-Więc- mówię patrząc na moje ręce -Jak leci?
Harry krzyżuje ręce na piersi.
-To wszystko? Jak leci?
Nie patrzę na niego.
-Więc co chcesz żebym powiedziała?
-Nie wiem, może wyjaśnisz mi dlaczego stanęłaś po cholernej stronie Louisa! -Harry podnosi głos
-Nie stanęłam po jego stronie.
-Oh, naprawdę? Kazałaś mi kurwa wyjść!
-Jeślibym tego nie zrobiła on by cię uderzył.
-Proszę cię, mógłbym bez wysiłku skopać mu ten jebany tyłek !
-Chciałam cię chronić....
-Nie potrzebuję kurwa twojej ochrony, Blair !
-Nie znasz tak dobrze Louisa jak ci się wydaje.Nie znasz go tak jak ja.
-Za to ja nie wiem czy ty znasz mnie tak dobrze jak myślisz.
Czuję się jakbym dostała w twarz.
-Ja...ja znam cię całe moje życie,Harry.
Chłopak patrzy w dal.
-Pocałowałeś mnie -mówię powoli
-Całuję wiele dziewczyn ,ale to dla mnie nic nie znaczy - wyparowuje
Patrzę na niego ciężko.
-Więc ten pocałunek....nic nie znaczył.
Patrzy na mnie.
-Dlaczego miałby coś znaczyć?
-Po prostu myślałam....-zatrzymuję się,ale jest za późno
-Co,Blair? Co myślałaś?-jego spojrzenie jest szydercze i okrutne
Czuję łzy płynące po moich policzkach.
-Nic -oddycham
Chwytam moje klucze do samochodu i wybiegam z jego domu.Moja duma została totalnie zgnieciona.Biegnę w dół przednią ścieżką.Moje włosy obijają mi się o ramiona.
-Blair- Harry mówi mi do ucha i chwyta mnie za nadgarstek.On zawsze jest szybszy ode mnie.
-Co,Harry? Czego mi tam nie powiedziałeś? Czy zniszczyłam twój scenariusz ?! -krzyczę na niego
-Blair -mówi ponownie
Jego oczy śledzą moje łzy ,które wciąż płyną po mojej twarzy.
-Nie płacz. -szepcze
Wypuszczam powietrze i odwracam od niego głowę.Prawdę mówiąc nienawidzę płakać przy nim lub przy kimkolwiek ,ale głównie przy nim.
-Wiesz byłam głupia,że też cię pocałowałam.Powinnam pozwolić Louisowi ciebie uderzyć ,ponieważ Bóg wie zasługujesz na to! -krzyczę na niego
Harry się cofa.
-Ja....-zaczyna
-Nie,nawet nie próbuj- mówię mu
-Sama powiedziałaś,że to był błąd....
-Tak,tak i miałam rację. Faktycznie przychodząc tutaj było błędem.Pobyt z tobą i twoimi przyjaciółmi przez ten cały czas było pieprzonym błędem.
Zabieram rękę z jego uścisku. -Zamierzam chociaż raz posłuchać Louisa i trzymać się od ciebie z daleka.On ma rację.Nie jesteś dla mnie dobry.
Odwracam się i idę w stronę mojego samochodu.Wsiadam do auta i odjeżdżam od domu Harry'ego najszybciej jak potrafię.Wydaję się ,że od zawsze staram się trzymać od niego z daleka,ale to nie jest takie łatwe. Jestem zbyt zła,żeby wrócić do domu i znosić Louisa. Na pewno nie zamierzam rozmawiać z moim ojcem lub Jay.Ale tak jak miły i uprzejmy jest Liam nie chcę zadręczać go moją obecnością i być wypytywana o przyczynę moich łez.Jest tylko jedna osoba, z którą teraz mogę porozmawiać. Zajeżdżam do supermarketu i kupuję bukiet róż. Kładę je ostrożnie na siedzeniu pasażera, przekręcam kluczyk w stacyjce i ponownie odpalam samochód. Przez całą drogę mam wielką gulę w gardle.Dojeżdżam na miejsce. Wzdycham i wysiadam z auta podchodząc do jedynej osoby ,która naprawdę mnie rozumie.
-Cześć mamo -mówię kładąc róże na nagrobku
Siedzę przed nim czytając po raz milionowy efitafium

Madeleine Price
Kwiecień 7, 1978 -Lipiec 14, 2004
Boże,zmiłuje się nad jej duszą.

Miała tylko dwadzieścia sześć lat ,mój ojciec miał dwadzieścia siedem.Ja miałam jedynie siedem lat.
-Tęsknię za tobą -mówię -Mam dla ciebie róże, różowe, to twoje ulubione.
Wzdycham.
-Nie wiem co ja robię. -wyznaję -Harry i ja walczymy od zawsze i nie wiem jak długo mogę to jeszcze wytrzymać.
Przejeżdżam palcami po napisie wygrawerowanym na nagrobku. -Kocham go.Wiesz to tak samo jak ja ,ale on...on mnie nie kocha.Nie w ten sposób. I nigdy nie będzie.
Siedzę chwilę w ciszy .Wyobrażam sobie ją kiwającą głowa.
-Chciałabym abyś tu była.Wszystko byłoby lepsze.
Czuję jak otula mnie ramionami i szepcze mi pocieszające słowa.Oddałabym wszystko aby tu była.
-Blair.
Moje oczy stają się większe na dźwięk tego głosu.
-Harry?
Siada obok mnie z własnym bukietem róż.Czerwonych róż ,moich ulubionych.Kładzie bukiet obok mnie.Patrzy w niebo.Lekki wiat porusza jego włosami.
-Cześć Madeleine -mówi -Minęło trochę czasu.
Patrzę na niego z podziwem.
-Tęsknię za tobą .Każdy tęskni.
Łzy spadają z moich oczu na nowo.
-Przepraszam ,że sprawiam Blair taki ból. -kontynuuje -Nie chcę tego. Nienawidzę widzieć jak ona płacze.-wzdycha -Przede wszystkim przepraszam za to co powiedziałam do niej na imprezie. Chciałbym cofnąć czas. -to jest ta strona Harry'ego ,której nie widziałam przez lata.
Ciche łzy spadają po moich policzkach.
-Mam nadzieje,że dobrze ci tam. -Harry mówi,a jego zielone oczy świecą -Jesteś zbyt dobra ,by być na tym świecie.
Harry patrzy w dół przykładając ręce do twarzy.Gdy na niego patrzę wygląda tak młodo ,obecnie z tatuażami i kolczykiem w brwi i widzę siedmioletniego chłopca,który trzyma mnie w objęciach po śmierci mojej mamy.Cisza zostaje przerwana lekkim wietrzykiem wiejącym na cmentarzu i poruszającym korony drzew.Przeczesuję ręką włosy zszokowana słowami Harry'ego.Wyobrażam sobie uśmiech mojej matki. Jasny i piękny. Jej ciemne włosy opadające kaskadami na ramiona podobnie jak moje.Jej delikatne dłonie ,które wycierają moje łzy i biorą mnie za rękę.
-Pamiętam jak przychodziliśmy tu co niedzielę,. -głos Harry'ego wybudza mnie z zamyślenia
-Tak -mówię -Po niedzielnym obiedzie.
-Chcieliśmy przynosić jej ciastka ,ale zjadaliśmy je sami.
Kiwam głową lekko się uśmiechając.
-Udawaliśmy ,że ona powiedziała nam żebyśmy je zjedli.
-Tak -Harry patrzy na mnie -Gdzie odeszły te dni?
-Dorośleliśmy -mówię
Harry kiwa głową.
-Czasami tego żałuję.
-Dlaczego?
-Wtedy liczyły się tylko gry i zabawy.Nic więcej.Teraz jest inaczej.Teraz liczą się poważne sprawy.Odpowiedzialność i to wszystko.Jak dorosły.
-Ale nie sądzisz,że mamy te wszystkie obowiązki ,ale i tak możemy żyć jak chcemy .Możemy być tym kim chcemy i nikt nam tego nie zabroni.-mówię
Patrzę na nagrobek matki.
-Wiem,że ona nie chciałaby ,żebyśmy byli wiecznie dziećmi.Chciałaby wiedzieć jak dorastamy.
-Ona to widzi.- mówi Harry -Ona jest cały czas przy nas i zawsze będzie.
Siedzimy przez chwilę w ciszy patrząc na jej nagrobek.Wiatr wieje wokół nas rozwiewając mi włosy.Chowam je za ramiona i patrzę na Harry'ego.
-Dlaczego tu jestś,Harry? -pytam wreszcie
-Wiem ,że ona jest jedyną osobą ,która cię wysłucha. -odpowiada
-Nadal jestem zdenerwowana.
-Wiem -przerywa -Przepraszam....przepraszam za wszystko.
-Przeprosiny nie rozwiązują wiele ,Harry -mówię
-Wiem, patrzy w dół.
Wdzycham.
-Może po prostu....cofniemy to wszystko? -pytam
-Co masz na myśli?
-Czy możemy udawać ,że nie było żadnego pocałunku i być nadal najlepszymi przyjaciółmi? -wyjaśniam mu
Oczy Harry'ego są jasnozielone.Lekko je mruży i uśmiecha się niepewnie.
-Chciałbym -mówi
-Ja też.
Harry wyciąga w moją stronę rozłożone ręce.Podchodzę do chłopaka i chowam głowę w jego piersi wdychając jego zapach i zamykając oczy.


Lights || H.SWhere stories live. Discover now