𝟒. 𝐇𝐞𝐫𝐛𝐚𝐭𝐤𝐢 𝐳 𝐩𝐫𝐳𝐲𝐣𝐚𝐜𝐢𝐨́ł𝐤𝐚̨ 𝐬𝐚̨ 𝐩𝐫𝐳𝐞𝐫𝐞𝐤𝐥𝐚𝐦𝐨𝐰𝐚𝐧𝐞!

60 12 8
                                    

            Istnieją pytania, na które nie ma odpowiedzi. Tak po prostu, i każdy to wie. To były te pytania, na które nikt nie znał odpowiedzi, i nikt nie mógł na nie odpowiedzieć. Co było pierwsze: Kurczak czy jajo? Wróbelek na gałęzi siedzi czy kuca? Czy jeżeli wszystko jest możliwe to czy niemożliwe również jest możliwe? Albo; kto bierze dzisiaj ostatni kawałek pizzy (w przypadku tego ostatniego nie ma jasnego zdania naukowców na ten temat z tajnych względów).

            Do serii takich pytań należało między innymi dlaczego do licha (zastanawiała się też oczywiście jakie licho ją d tego podkusiło, ale stwierdzając, że to najpotężniejszy demon – jej ludzka ciekawość) posłuchała i siedziała jak głupia w ciasnej altanie. Do znienawidzonej szesnastej zostało jeszcze piętnaście minut, a ona i tak siedziała tam już od dziesięciu. A przez ten cały czas tylko i wyłącznie rozmyślała na swój temat i beształa się w myślach. Siebie, swoje usposobienie (na czele z ciekawością), kończąc na wyglądzie. Tak na dobry dzień.

            Miała zdecydowanie dość, jedyne co było jej potrzebne do szczęścia, to klasycznie dobra książka, ewentualnie serial bądź film, ponieważ ostatnie spotkanie tak podniosło jej tętno, że na drugi dzień w szkole zdążyła nagadać Józi, prawie doprowadzić do płaczu Ruby, i naubliżać Cole'owi, którego nastrój diametralnie się polepszył i znowu tryskał kofeinową energią; i szczerze wątpiła by była w stanie spokojnie pochłaniać czytany tekst.

            A to wszystko przez niego. I naprawdę, moglibyście ją pytać, oskarżać, zmuszać do szczerego zeznania, ale ona po prostu nie wiedziała dlaczego przyszła. Pewnie to z powodu ciekawości. No, albo po prostu musiała się komuś wyżyć. Wszyscy, którzy znają prawdziwe pojęcie bycia wybuchowym i impulsywnym wiedzą, że im ktoś bardziej pozwala im się wyżywać tym jest gorzej. I Ania od zawsze tak miała. Lubiła się kłócić, głównie przez swoją przekorność i górnolotność słownictwa, więc kiedy była naprawdę zdenerwowana to po prostu nie lubiła kiedy ktoś się jej dawał. Lubiła walczyć i lubiła gdy z nią walczono.

            Ale ta sytuacja w jakiś pokrętny sposób chociaż trochę ją satysfakcjonowała, dawała odetchnąć. To, że odetchnąć potrzebowała w głównej mierze właśnie przez niego to było mniej ważne. Nieistotny fakt, kogo by to interesowało? A Ania coś czuła, że on jeszcze potrafi być wredny i miała szczerą nadzieję, że w końcu będzie miała z kim się kłócić nie bojąc się, że go urazi.

            — Dzień dobry! — usłyszała śpiewny irytujący głos na drugim końcu altany. Teraz mogła się opierać w głównej mierze na słuchu, ponieważ jak idiotka siedziała już od tych dziesięciu minut z zawiązanymi oczyma.

            — Był dobry. — mruknęła starając się słuchać bardziej melodyjnemu śpiewu ptaków, aniżeli chłopaka. Miał przyjść dziesięć minut później. Co on tu do diabła robi teraz?— Nie powstrzymałeś się, żeby odebrać mi dziesięć dodatkowych minut spokoju, prawda?

            — Nie lubię się spóźniać, więc zwykle przychodzę przed czasem. Jak widzę – ty też. — powiedział, a w jego głosie Ania mogła wyczuć bardzo wyraźną nutę rozbawienia.

            — Wręcz przeciwnie, ludzie mówią mi, że zawsze się spóźniam. To nie z lenistwa czy nieumiejętności wykorzystania czasu. Tu chodziło o to, że zawsze jak idę to coś mnie zajmuje, rozumiesz?

            — Rozumiem, więc dla mnie zrobiłaś wyjątek? — zaśmiał się, i chociaż w jego głosie nie było słychać ni kszty złośliwości, Ania miała od razu ochotę przejść do ataku. Stwierdziła jednak, że skoro już jej sytuacja jest i tak podprogowa, a ona jakoś nie przepada za przytulaniem się do progów, to postanowiła ten jeden raz iść mu na rękę.

Papierowe Serca | ShirbertWhere stories live. Discover now