Rozdział 20

92 2 0
                                    

-Aris wszystko w porządku? -zapytałam.
-Harriet, Sonya?
-Aris? - powiedziały dziewczyny w jednym czasie, odsłaniając zakryte twarze.
-Nie ma się czego bać, byliśmy razem w labiryncie. -po chwili odpowiedział chłopak.
Po tych słowach uspokoiłam się, to nie jest jeszcze chwila, w której zginiemy.
-Wiecie gdzie jest Prawę Ramię? -zadał pytanie Thomas.
-My jesteśmy z Prawego Ramienia. Uratowali i pomogli nam uciec z Dreszczu. -dodała Harriet.

Po krótkiej wymianie zdań dziewczyny zaproponowały nam pomoc w dotarciu na miejsce. Zgodziliśmy się bo w naszym samochodzie było nam wszystkim trochę ciasno. Przejażdżka trwała dość krótko i już po chwili byliśmy na miejscu. Wszystko wobrażałam sobie zupełnie inaczej, może bardziej nowocześnie, a tu było tak bardzo zwyczajnie. Kilka rozstawionych namiotów i kilka pojazdów.

Nie mienło dużo czasu jak podszedł do nas dobrze zbudowany mężczyzna z zarostem i blond włosami. Przedstawił się jako Vince. Rozpoczęliśmy z nim rozmowę, ale w tym samym momencie Bredna upadła na ziemię. Pomimo naszego dość niezaciekawego początku polubiłam ją dużo bardziej niż Teresa i bardzo się przejęłam jej stanem zdrowia. Vince podwiną jej nogawkę i każdy z nas zobaczył tą okropną rane, którą zrobił jej poparzeniec.
-Co wy tu nam poparzeńca sprowadzacie, chłopaki zabrać ją.- powiedział.
-To nie jest poparzeniec. -wtrąciłam.
Naszą sprzeczkę przerwała kobieta, była dość niska i miała brązowe włosy do ramion. Przywitała Thomasa po imieniu co bardzo nas zdziwiło. Potem nam wszystko wyjaśniła, że tak naprawdę to dzięki Thomasowi powstało Prawę Ramię i zaproponowała pomoc. Powiedziała, że możemy dać dla Brendy jeszcze trochę życia tylko potrzebuje krwi kogoś odpornego. Chciałam się zgłosić no ale Thomas był szybszy i to on został ostatecznym kandydatem. Nieznajomi chłopcy z Jorge przenieśli Brende do namiotu a Thomas z kobietą, która przedstawiła się jako Mery i była lekarką poszli za nimi.

Nie było ich już z godzine, dopiero teraz Thomas wyszedł z namiotu. Od razu poszłam się go spytać czy wszystko dobrze.
- I jak? -zapytałam.
-Wyglada nieźle, chyba jest dobrze. -odpowiedział.
Uśmiechnełam się, nareszcie ten koszmar się skończył. Vince opowiedział nam o Bezpieczniej Przystani, która na nas czeka i teraz tam będziemy się zbierać. To już był koniec i nadszedł czas na wspominanie starych czasów, chwil z labiryntu i ciężkich momentów z Pogorzeliska bo tak właśnie nazywała się ta pustynia. Wspominaliśmy również poległych naszych przyjaciół, którzy na zawsze zostaną w naszych serach.

Nagle Thomas przerwał te cudowną chwilę pytaniem gdzie jest Teresa. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że jej z nami nie ma. Minho wskazał palcem na górę ona tam stała i wyglądała jakby miała skoczyć. Thomas oczywiście do niej poszedł, ja poczekałam kilka chwil i dyskretnie poszłam za nim bo chciałam podsłuchać o czym będą rozmawiać. Wiem, że to jest bardzo nie ładnie ale Teresa już od dłuższego czasu wydaje się jakaś podejrzana.
Wspinaczka była chyba najgorszą rzeczą do tej pory, ale musze przyznać, że zachód słońca z tej perspektywy był naprawę piękny.

Byłam już na miejscu, schowałam się za skałą tak, że mnie nie było widać. Słyszałam jak Thomas mówi o Brendzie, ale Teresa zaraz zmieniła temat. Dobrze było widać, że jest o nią zazdrosna . Zaczeła mówi o tym, że tak naprawdę w Dreszczu przywrócili jej wspomnienia. A więc to chcieli mi zrobić pomyślałam. Wszystko co na początku mówiła wydawało się takie niewinne i dość uroczę. Wszystko się zaczęło psuć jak powiedziała jak zginęła jej matka, zachorowała na Pożogę i wydłubała sobie oczy. Naprawdę przykre ale to nie usprawiedliwia jej dalszych czynów, ponieważ mogę się założyć, że połowa rodziców innych osób zginęła podobnie . Potem powiedziała, że bardzo przeprasza ale musiała to zrobić bo trzeba znaleźć lek. Na początku nie wiedziałam o co jej chodzi do czasu aż na niebie zobaczyłam dreszczowski górolot. No ona chyba postradała zmysły i nie znała definicji słowa lojalność. Ona powiadomiła Dreszcz o naszym położeniu, a oni teraz lecieli na nas.

Z całej siły w nogach zaczełam schodzić z tej góry lekko zdzierając kolana, Thomas zdążył mnie dogonić.
-Słyszałam. -powiedziałam a on już wiedział o co mi chodzi.
Byliśmy już na dole i dołączyliśmy do reszty.
-Skąd oni tu? -zapytał Newt.
-To Teresa ich powiadomiła. -tym razem ja wyprzedziłam Thomasa w słowach.
Nie było teraz czasu na rozmowę, musieliśmy walczyć, a już myślałam, że mamy wakacje ale nie tym razem. Dołączyliśmy do Vinca i Harriet a oni dali nam broń. Thomas oczywiście gdzieś się zapodział ale to nie było w tym momencie najważniejsze. Wyladowali a z samolotu wysiadło dużo zamaskowanych gości z elektromiotaczami. Strzelali nimi na lewo i prawo, no i nas dorwali. Złapali mnie i zaczeli prowadzić trzymając za kark przez co szłam na pół zgięta.
Wszystkim kazali kleknąć na środku i trzymali po to aby zeskanować nasz kod z szyji. Za wszelką cenę nie chciałam wracać tam do Dreszczu, może nie pamiętałam co tam się wydarzyło przez labiryntem ale wiedziałam, że są źli.
Kiedy już złapali wszystkich z górolotu cała ubrana na biało wyszła Ava Paige i zaczeła mówić o tym jacy my jesteśmy ważni do zrobienia leku. Po chwili dołączyła do niej Teresa, z którą na przywitanie się przytuliła. Ona była z nią bliżej niż ja w związku z Gallym przez dwa lata, nieźle. Mieli już nas na siłę ciągnąć do tego samolotu gdy na środek wystąpił Thomas. Trochę coś tam pogadał i rozpoczą rewolucje. Rucił granatem w bande zamaskowanych, wszyscy upadli na ziemię. Reszta rzuciła się na nas, jeden złapał mnie za rękę i zaczą ciągnąć. Ja bez dłuższego zastanowania, wsumie to robię zawsze ugryzłam go z całej siły w rękę. On na skutek tego pusił mnie z jękiem. Uciekłam do Thomasa i rozpoczęliśmy wspólną walkę o resztę naszych przyjaciół. W tym momencie Janson, który stał na czele obrony Dreszczu strzelił prosto w klatkę piersiową dla Mery. Ona upadła i zaczeła mocno krwawić z miejsca postrzału, nie było już szans aby ją uratować. Gdy powoli się poddawaliśmy, nagle usłyszeliśmy dźwięk samochodu zbliżającego się do nas. Na pomoc przyszli nam Jorge i Brenda zaczeli strzelać do dreszczowców dzięki czemu wiele z nich zginęło. Oni byli owiele lepsi w te klocki niż my. Napastnicy powoli zaczeli sie wycofywać, ciągnąć ze sobą Minho, Arisa i Sonye. Bili za szybcy zanim zdążyliśmy do nich dotrzeć, resztki zamaskowanych wyszli im z pomocą, strzelając do nas. Odlecieli razem z naszymi przyjaciółmi i tą głupią Teresą.

Dreszcz był jak pasożyty, żerowali tylko na kimś innym, odeszli i zostawili po sobie tylko zabitych ludzi i ogromne zniszczenia. Muszę to powiedzieć Gally miał rację nie powinniśmy ufać Teresie zdradziła nas i odleciała.

Teraz tylko pozostało opłakiwać kolejnych poległych, ale to nie mogło się tak skończyć. Zabrali dużą większość odpornych więc ucieczka do Bezpieczniej Przystani była bezsensowna.
-Musimy uratować Minho. -powiedziałam, byłam gotowa zrobić to nawet sama.
-Masz rację! Zabijemy Ave Paige! -powiedział Thomas.
Od tej pory czas na błędy się skończył teraz trzeba było być nieomylnym. Musieliśmy uratować Minho nawet jeśli będziemy musieli przewrócić cały Dreszcz do góry nogami. Od teraz zaczeła się ciężka praca, już nie mogliśmy być nastolatkami tylko musieliśmy się stać dorosłymi.

Póki śmierć nas nie rozłączy  || Maze RunnerWhere stories live. Discover now