Rozdział 2

1.9K 68 1
                                    

"Jesteś jedynym powodem, dla którego ja jestem. Jesteś wszystkimi moimi powodami..." *

Przecieram oczy, jest już rano choć rano to przekłamanie roku, bo dochodzi trzynasta. Moja głowa pulsuje jak by ktoś wiercił w niej dziurę, a w ustach normalnie Sahara. Kątem oka dostrzegam Gośkę, leży na podłodze w dziwnie nienaturalnej pozycji. Przytykam palce do jej nosa żeby sprawdzić czy oddycha.

- Kurwa, chcesz mnie udusić?

- Sorry, sprawdzałam czy żyjesz. - uśmiecham się głupkowato.

- Nie żyje, umarłam i trafiłam do piekła, dlaczego wczoraj tyle wypiłam? Jezuuu... - podrywa się i biegnie do łazienki - to będzie długi dzień...

Godzinę później leżymy na tarasie i odpowiednio się nawadniamy. Czuję się już znacznie lepiej i mam ochotę trochę pobiegać, świeże powietrze zawsze pomaga.

- Rusz zwłoki, Gośka, wychodzimy.

- Zapomnij, ja zostaję... - mruczy niezrozumiale.

- Obiecałaś mi wczoraj plażę, pobiegamy pooddychamy świeżym powietrzem, poczujesz się lepiej.

-  Możesz uznać mnie za najgorszą kłamczuchę na świecie. Ja mogę dzisiaj biegać jedynie do łazienki - macham na nią ręką, szkoda słów.

Biorę szybki prysznic i zakładam sportowy top, legginsy i adidasy, włosy spinam w wysoki kucyk, a na oczy zakładam różowe Ray Bany. Pogoda jest dzisiaj wyjątkowo piękna, nie mam zamiaru cały dzień gnić w domu.

- Kaca trzeba wypocić - mówię do siebie

- To jak skończysz się pocić to kup jakieś tłuste jedzenie, pizza, o tak i góra frytek z jakimś tłustym sosem...

- I co, może cię jeszcze nakarmić?

- A mogła byś? -  pyta, a ja rzucam w nią poduszką.

- A co z tym gościem z wczoraj? Nie pamiętam go zbyt dobrze, ale pamiętam że to był najlepszy towar w klubie...

- Gocha, co mam ci powiedzieć ? Nie znam go podszedł, przedstawił się i poszedł sobie.

- Jezu, ja to bym go nie puściła tak łatwo... taki towar - cmoka.

- A co miałam zrobić? Rzucić mu się na szyję? 

- Ja to bym i na kolana chętnie przed nim padła - puszcza oczko i się śmieje.

- Jesteś obleśna, tylko jedno ci w głowie. Wychodzę, a ty gnij dalej.

Opuszczam mieszkanie, wkładam słuchawki do uszu i biegnę w stronę plaży. Rozmyślam o wczorajszym wieczorze, kim był ten mężczyzna? Za wiele to o sobie nie powiedział, arogancki dupek . Czego chciał? Raczej nie zaciągnąć mnie do łóżka, bo wtedy by nie wyszedł tylko łaził za mną jak pies. A może zrobiłam coś nie tak? Facet był elegancki i miły, a ja gapiłam się na niego jak głupia, pewnie pomyślał, że jestem szurnięta, ale te oczy, niesamowicie lazurowe, jak miałam się nie gapić? Zresztą on też pożerał mnie wzrokiem aż mnie ciarki przeszły. I to pożegnanie takie oficjalne z dystansem, a jednak czułe. I to jak wypowiadał moje imię z taką namiętną nutą ... zaraz skąd on znał moje imię? Przecież mu się nie przedstawiłam, a może?  Gdybym się tak nie nawaliła to bym zapamiętała więcej szczegółów. Tak się zamyśliłam że dopiero teraz czuję jak niesamowicie mocno pali dzisiaj słońce. Czuję że ramiona i plecy dość mocno mi się przypiekły. Biegnę ostatkiem sił w stronę domu, a po drodze jeszcze  muszę wpaść po pizze, szczerze mówiąc też już zgłodniałam. W myślach już zamawiam pachnącą przekąskę i nagle słyszę przeraźliwy dźwięk i pisk opon. Upadam, a tuż przede mną w ostatniej chwili zatrzymuję się samochód. Kierowca wysiada i ogląda mnie dokładnie.

- Oliwia? Oszalałaś? Chcesz zginąć?

Powoli podnoszę wzrok na człowieka, który klęczy obok mnie i napotykam jego lazurowe oczy. Jezu, jeszcze nie wytrzeźwiałam, mamroczę do siebie pod nosem. Przyglądam mu się przez chwilę. Dzisiaj wygląda bardziej oficjalnie, idealnie dopasowany czarny garnitur i krawat dodają mu męskości. Czuję że oblewam się rumieńcem na co mój niedoszły zabójca obdarza mnie cudownym uśmiechem.  Samochody zaczynają trąbić, więc podnoszę się trochę za szybko i wpadam w ramiona faceta. No teraz to jeszcze pomyśli że niezdara ze mnie albo co gorsza, że zrobiłam to celowo. Dlaczego takie rzeczy zawsze przytrafiają się mnie? Łapię się za tyłek... ale boli

- Wyrosłaś przed maską jak posąg, dobrze że mam refleks - puszcza oczko - Wsiadaj zawiozę cię do szpitala, mocno upadłaś, powinien obejrzeć cię lekarz. Hej słyszysz mnie? Chyba jesteś w szoku...

Spoglądam na niego

- Dlaczego wczoraj wyszedłeś z klubu?

Obdarza mnie zniewalającym uśmiechem

- Chyba zaczynasz dochodzić do siebie.

- Nic mi nie jest, pójdę już 

Łapie delikatnie za mój nadgarstek, czuję się jak rażona prądem, fala ciepła rozchodzi się po moim ciele i nagle wszystko spowija ciemność. Otwieram oczy i dotykam skroni, znowu to nieprzyjemne kłucie. Zaczynają docierać do mnie wcześniejsze wydarzenia, rozglądam się dookoła i zastanawiam, gdzie ja, do cholery jestem? Pokój jest jasny i bardzo duży. Na wprost łóżka rozciąga się gigantyczna szklana ściana z imponującym widokiem na morze. Próbuję wstać ale czuję nieprzyjemne ukłucie w przedramieniu. Co do cholery? Kroplówka? Na szpital to mi to nie wygląda, no chyba że mega wypasiony. Opadam zrezygnowana na łóżko i wtedy drzwi do pokoju otwierają się.

- Obudziłaś się? - słyszę znajomy ciepły głos

Spoglądam w stronę mężczyzny

- Co ja tu robię? To znaczy gdzie? Co to jest? - wskazuję na kroplówkę.

- Spokojnie, Pamiętasz co się stało? Kim jestem?

- Tak - odpowiadam pewnie - Jesteś Luka, tańczyliśmy, a potem chciałeś mnie zabić.

- Nie do końca tak było, ale dobrze że kojarzysz fakty.  Odpocznij, przywiozłem cię do siebie. Zemdlałaś, nie wiedziałem gdzie mieszkasz, a do szpitala nie chciałaś jechać. Mój znajomy lekarz podłączył ci kroplówkę, żeby cię nawodnić. Teraz się prześpi, a później coś zjemy i odwiozę cię do domu.

Nie zdążyłam nawet wypowiedzieć słowa, zobaczyłam tylko jak wychodzi zamykając za sobą drzwi. Co za pokręcony facet. Zjawia się i znika, przywozi mnie do siebie, nie odpowiada na żadne pytania. O Boże!!! A jeśli to jakiś.... Zaglądam pod kołdrę ,uuf jestem ubrana, nie mam tylko butów. Oczy mam ciężkie, zamknę je tylko na chwilę... zasypiam. Unoszę powoli głowę, już nie boli jak wcześniej, przecieram oczy i spoglądam na rękę, nie ma kroplówki. Czyżby to wszystko mi się śniło? Podnoszę się powoli i spoglądam przed siebie. Taflę szkła spowija ciemność. To nie był sen. Boże, która godzina? Jak długo tu jestem? Zakładam buty i ostrożnie naciskam klamkę. Wielkie drewniane drzwi się otwierają. No jasne, że się otwierają, dlaczego pomyślałam, że mogłyby być zamknięte? Wychodzę na korytarz, jest długi, są tu jeszcze trzy pary drzwi. Dochodzę do schodów i powoli schodzę na dół, w oddali słyszę głos i jakieś dźwięki, jakby ktoś krzątał się po kuchni. Moim oczom ukazuje się bardzo seksowny widok faceta w dresowych spodniach z nagą idealnie wyrzeźbioną klatką, który wesoło podśpiewując nakłada coś apetycznego na talerze. Stoję tak przez dłuższą chwilę mimowolnie gapiąc się na to cudo w ludzkiej skórze. Podnosi na mnie wzrok, a ja lekko się czerwienie jakbym została przyłapana na czymś nieprzyzwoitym.

-  Wstałaś? Wyspałaś się? - zapytał z delikatnym uśmiechem - Siadaj, powinnaś cos zjeść, właśnie zrobiłem ravioli z grzybami - i wskazuje miejsce przy wyspie kuchennej.

Podchodzę lekko zawstydzona

- Pięknie pachnie, ale muszę wracać, Gośka będzie się martwiła, nie ma mnie już bardzo długo.

- Zadzwoń do niej - podaje mi swoją komórkę muskając delikatnie moją dłoń, a ja czuję jak przechodzą mnie ciarki.

-  Zimno ci? Chcesz jakąś bluzę?- Uśmiech pojawia się na jego twarzy. Zadzwoń do przyjaciółki -  wskazuje na telefon, a potem zjemy i odwiozę cię do domu.

Przechodzę do salonu, siadam na wielkiej pikowanej kanapie i wybieram numer Gośki... Odbiera niemal natychmiast...

- Gdzie ty się podziewasz? Musiałam wracać do siebie, ale zostawiłam ci kartkę. Zaraz, co to za numer? Skąd ty dzwonisz? Wszystko w porządku? - zasypywała mnie pytaniami

Przewróciłam oczami, czy ona zawsze musi tyle pytań zadawać?

- Naprawdę wszystko ok, spotkamy się jutro w pracy i wszystko ci opowiem - i rozłączyłam się zanim zaczęłaby znowu o cos pytać.

Odkładając telefon spojrzałam na wyświetlacz, dochodziła dwudziesta pierwsza. Usiadłam przed smakowicie pachnącym posiłkiem i gospodarzem, który napełniał dla nas kieliszki winem. 

- Inaczej wyobrażałem sobie naszą pierwszą randkę.

Upiłam łyk wina i spojrzałam mu w oczy.

- Skąd ta pewność, że poszłabym z tobą na randkę?

- Jestem zdeterminowany  i mam dar przekonywania, gdy mi na czymś bardzo zależy, a zależy mi na tobie.




~~~~~~~~~~~~
* cyt. "Piękny Umysł"

Sidła Namiętności - Dotyk Przeznaczenia # 1Where stories live. Discover now