Rozdział 3

224 19 1
                                    

Rose

Czekałam na Franka niedaleko szkoły baletowej, w której uczyli się Lena, Ines, Nico i Isaac (miły chłopak, wpadł ostatnio pod koniec spotkania). Nie mam pewności, czy będzie do końca zadowolony, że jednak dostałam tę zgodę, bo sam nie był szczęśliwy, kiedy mnie o to prosił, niezależnie jak bardzo obojętną grałam.

W końcu zobaczyłam go jak idzie w moim kierunku, trzymając jakieś pudełko. Kiedy i on mnie zauważył, zaczął biec na tyle szybko, że wiatr omal nie strącił mu kapelusza z głowy. Uśmiechnęłam się, czując jak obejmuje mnie ramieniem bez żadnego uprzedzenia. Dzisiaj wybrał taki sposób na powitanie. Po chwili poczułam, jak odrywa się ode mnie i całuje w skroń, podając mi małe, kartonowe pudełko z różowymi zawijasami.

- Z nowo otwartej cukierni. - powiedział, uchylając wieczko i pokazując biało-różowy trójkąt wyglądający jak chmurka. - Dzisiaj Ines każdemu kupiła. Zjadłem tylko połowę swojej porcji.

Uśmiechnęłam się do niego i pozwoliłam mu się pocałować. Skupiłam się, wyczuwając smak gumy balonowej, którą dla niego kupuję. Raczej nie żuł jej dla świeżego oddechu. Świrował, ale tym razem przynajmniej nie zapomniał, że ma ją przy sobie.

- Frank... - zaczęłam, kiedy się od siebie oderwaliśmy. - Rozmawiałam z Mistrzem. Zgodził się.

Spojrzał na mnie w skupieniu. Westchnął i przytulił mnie do siebie.

- Nie martw się. - wymamrotał, wtulony w moje włosy. - Przejdziemy przez to razem.


Siedziałam na jednym z wielu krzeseł w gabinecie Leny. Na samym środku długiego stołu konferencyjnego, więc mnie i Lenę dzieliły chyba dwa metry białego blatu. Z boku siedział Frank, ale na tyle blisko, żebyśmy swobodnie mogli trzymać się za ręce.

- Na kursie byłam jedną z niewielu, którzy potrafili się bić. - oznajmiłam, podnosząc głowę i spoglądając na blondynkę, od której dzielił mnie jedynie długi stół i Frank siedzący tuż obok mnie , trzymając mnie dyskretnie za rękę. - Mój Mistrz wiedział o tym już jak mnie zabierał. Sądził, że jeśli przydzieli mnie do grupy wojowników, stanę się jedną z wielu tworzących bronie na każde pstryknięcie palcami.

- Tak się nie stało? - zapytała powoli.

- Stało, tylko nadal wolę walkę wręcz. - wzruszyłam ramionami. - Pierwszy etap szkolenia to wydobywanie magii, która jest wewnątrz Ciebie. Powiedzieli mi, że mam jej niezliczone pokłady, tylko muszę się nauczyć ją przyzywać i kontrolować. Dlatego uczono mnie przyzywać to, co już znam. Zabrali mi rapier, ale tylko dlatego, żebym potrafiła stworzyć własny. Taki, którego nie można mi wytrącić z dłoni, bo jest częścią mnie. Kiedy to opanowałam było już z górki. Kolejne etapy mogę już wymieniać na palcach, bo to etap wydobywania jest najtrudniejszy.

- Lena, słyszałem już tę opowieść. - wtrącił Frank, nadal kurczowo trzymając moją dłoń. - Równie dobrze to ja mogę Ci powiedzieć o trzech kolejnych krokach.

Szarpnęłam delikatnie jego dłoń, zmuszając go, żeby przerwał i spojrzał na mnie.

- W porządku. - kiwnęłam głową. - Mogę mówić dalej. Kiedy opowiadałam to Tobie, czułam się... swobodniej. Tu jest inaczej. Chłodniej. I dobrze wiesz co mam na myśli.

Mówiłam łagodnie. Cicho, ale wystarczająco głośno. Wiedział, że tym razem było mi trudniej, bo nie siedziałam we własnym pokoju jedynie w obecności Franka i swojego kota-towarzysza.

- Następnym etapem są skoki w przestrzeni. Bułka z masłem. Tworzymy portal z naszej energii, który jest zakotwiczeniem dwóch końców tunelu. Jeden jest przede mną, drugi tam, gdzie chcę się znaleźć. Bezpośrednio po przeskoku muszę go zamknąć. - wyjaśniłam, drapiąc się po udzie, mimo, ze wcale mnie nie swędziało. - Bo inaczej zamknie się sam po pewnym czasie. Przecież nie chcemy, żeby ucięło głowę jakiemuś ciekawskiemu. A kiedy opanuje się skoki w przestrzeni, przechodzimy do skoków w czasie. A to znacznie trudniejsze. Wymaga wielkiego skupienia. Wchodzisz dzisiaj, wychodzisz sto lat wcześniej. Kiedy już się to opanuje, trzeba połączyć skok w przestrzeni i w czasie. A to znacznie trudniejsze.

- I to wszystko? - zapytała Lena, unosząc brwi. - Już potrafisz to wszystko?

- Tak, ale moje szkolenie jeszcze się nie skończyło. Jestem teraz na ostatnim, najtrudniejszym etapie. - powiedziałam, biorąc głęboki oddech. - Uzdrawianie. Uczymy się zmuszania ludzkich komórek, żeby same się regenerowały. Najlepsi potrafią wybudzić pacjentów ze śpiączki w stanie terminalnym. Sprawiają, że wstają z łóżka i wracają do rodzin. A ja ledwo potrafię uleczyć złamaną rękę. Uzdrawianie wymaga ceny. Energia zużyta na uzdrowienie bardzo długo się regeneruje. Kiedy po raz pierwszy...

Urwałam, na wspomnienie chwili, w której poznałam Franka. Podświadomie moje spojrzenie spoczęło na jego szyi. W miejscu, gdzie skóra była przecięta. To była moja pierwsza poważna rana, jaką udało mi się zasklepić.

- W każdym razie spędziłam całe dwadzieścia cztery godziny w łóżku. A Frank mnie nie zostawił. Był ze mną, kiedy dochodziłam do siebie. - powiedziałam, otrząsając się z nagłego przypływu nostalgii. - W każdym razie, między skokami ćwiczymy proste sztuczki. Na przykład to.

Skupiłam się na kubku Leny i wypełniłam go do końca. Wiedziałam, że prawie wypiła swoją herbatę do końca, tak często do niego sięgała.

- Fajne, co? - Frank uśmiechnął się do swojej przyjaciółki, a ona z zaskoczeniem i zadowoleniem uniosła go do ust i spróbowała herbaty, którą dla niej sprowadziłam.

Uśmiechnęłam się, kiedy zachichotała z zachwytem.

- Na moje szczęście ośrodek szkoleniowy dla Czarowników Czasu znajduje się poza czasem, więc mogłabym tam spędzić kilkanaście lat, a moje ciało by się nie starzało. Tam wszystko... stoi w miejscu. Dzięki temu co jakiś czas mogłam wyskakiwać, siedzieć w domu z braćmi, chodzić do szkoły, trenować gimnastykę, szermierkę i chodzić na zajęcia sztuk wali... Rozwijać hobby... Z jakiegoś powodu ciągnie mnie do komputerów. Chyba mam to we krwi...

- Rose tworzy muzykę. - wtrącił Frank z radością.

- Elektroniczną. - wywróciłam oczami.

- I jest niesamowita. - zapewnił, zbliżając się niebezpiecznie blisko. 


Wpadłam na pomysł. W sumie, już wcześniej chodziło mi to po głowie, ale realizować będę dopiero teraz. Przyszło mi do głowy, żeby zrobić składankę do opowiadania. Docelowo byłyby dwie (jedna z remixami, druga z muzyką i motywami filmowymi, które pomagały mi pisać). Dziwne, że pomyślałam o tym dopiero teraz, kiedy zabieram się za pisanie rozdziału dwunastego. Serio, od początków Tlenu jakieś pięć lat temu niczego nie chciało mi się tak pisać. 

Poza tym pomyślałam, żeby publikować rozdziały dwa razy na tydzień (w środy i soboty), a jeśli gorzej mi idzie tylko w środy. Na razie jadę na gigantycznej zajawce, więc nie wiem co mi z tego wyjdzie. Zgrabne zakończenie, czy neverending story, które przestanę pisać, kiedy zabraknie mi chęci. 

I przede wszystkim, mam ogromną nadzieję, że tam jesteście. Jeśli jesteście, zostawcie mi coś od siebie. Proszę... Standardowo mam nadzieję, że Wam się podobało i czerpaliście przyjemność z czytania. Trzymajcie się! Pozdrawiam! 

Mamy czas || Znajdź mnie w ParyżuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz