Rozdział 11

103 15 2
                                    

Rose

Wigilia Bożego Narodzenia w Los Angeles wyglądała dokładnie tak samo jak każdego roku. Tatuśkowie w koszulach w kratę wnosili ostatnie niezapakowane prezenty tylnymi drzwiami, a dzieciaki umawiali się na imprezy na które pójdą drugiego dnia świąt.

Dave nawet nie gotował. Był w pracy, kuchnia została na mojej głowie. Jak zwykle, zresztą. Lubiłam gotowanie, a tym razem szczególnie musiałam się postarać, bo to pierwsze wspólne święta moje i Franka razem. Ale najpierw... Do Paryża.

Paryż w Wigilię wyglądał jak z widokówki. Wciągnęłam zimne powietrze, ignorując płatki śniegu, które osiadły na mojej twarzy. I tak nie malowałam się zbyt mocno, więc nie mógł mi się rozmazać makijaż. Zwykle wystarczyła mi szminka, tusz do rzęs i stonowane cienie.

- Rosie! - usłyszałam za plecami głos Franka.

Obróciłam się i zobaczyłam, jak szeroko się uśmiecha. Ubiorem nie różnił się za bardzo od tego, co wkładał na siebie na co dzień. Cieszyłam się, że włożył płaszcz i zostawił pelerynkę w domu. Już mu tłumaczyłam, że było na nią o wiele za zimno.

Podbiegł do mnie i oparł swoje czoło o moje. Najpierw musiał się trochę przychylić, bo byłam od niego znacznie niższa. Pocałował mnie z typową dla siebie subtelnością.

- Będzie trzeba wysuszyć Twój kapelusz. - zaśmiałam się między pocałunkami. - Jest cały w śniegu. A nigdy się z nim nie rozstajesz.

- Jest częścią mnie. - wzruszył ramionami. - Dostałem go od dziadka, a Ty znasz każdy jego cal.

- Klej pod szyciem na górnej zębatce, pęknięta lewa gogla, szew z przodu, zamiast z tyłu... - wymieniałam, kiedy przytulił mnie do siebie.

- Och, przestań. - westchnął, ciągnąc mnie w stronę teatru.


 Przedstawienie jeszcze się nie zaczęło, kiedy wszystko wokół zamarło. Spojrzałam na Franka i zauważyłam, że teraz zrobił się bledszy niż zazwyczaj. On też zauważył, że coś jest nie tak.

- Wszyscy zamarli. - powiedział, rozglądając się po sali. - Wszyscy poza nami.

Podniosłam głowę i spojrzałam na scenę. Zza kulis wyszły Lena i Ines, za nimi Isaac. Wytrzeszczyłam szeroko oczy i powoli zaczynałam rozumieć.

- Wszyscy poza podróżnikami w czasie. - uściśliłam, wstając ze swojego miejsca. - Nie zrobiło tego żadne z nas. W takim razie kto?

Mogłaby wymieniać na palcach ludzi, którzy byliby do czegoś takiego zdolni i żadne nich nie miało w tym najmniejszego interesu.

- Wy młodzi wtykacie nos w nie swoje sprawy. - po sali rozległ się donośny, męski głos. - Jeśli trzy szanowane osobistości powiedziały Wam, że nie macie czego szukać, bo to wiedza zakazana, macie przestać węszyć... A Wy dalej swoje... Dobrze zapowiadająca się nowicjuszka wertuje księgi historyczne, a nawet jedną z nich przemyca do domu.

Szedł w naszą stronę z uniesioną głową. Środkiem sali. Jego szata ciągnęła się za nim długim ogonem. Niebieski aksamit aż lśnił od nasycenia magią czasu.

Przecisnęłam się między fotelami i stanęłam naprzeciwko niego. Na swoje szczęście nie musiałam już używać pierścienia. Z każdą wizytą w Sanktuarium moja moc wzrasta. Krok po kroku.

- Zwyczaje wypożyczenie. - powiedziałam cicho. - Za zgodą Mistrza-Bibliotekarza. Poza tym zamrażanie czasu bez wyraźnego powodu jest zabronione.

- W takim razie powinnaś mnie schwytać. - zaśmiał się kpiąco, rozkładając ręce. - Ale wiem, że nie będziesz mnie ścigać.

- Mistrz Colosus, zawsze pewny siebie. - pokręciłam głową. - A ja jestem szybka, zdołam Mistrza dogonić.

- Oj, nie... Źle mnie zrozumiałaś. - zabrzmiał donośnym śmiechem. - Nie będziesz mnie ścigała, bo będziesz ratować narzeczonego. Nie pamiętasz, że możemy nie tylko zmuszać ludzkie komórki, żeby się regenerowały, ale i do tego, żeby się rozrywały? 

- Co... - wymamrotałam.

Obróciłam się w stronę Franka, który trzymał się za głowę. Podbiegłam do niego dokładnie w chwili, kiedy ludzie znów zaczęli się poruszać.

- Frank? - pisnęłam, sadzając go na fotelu.

Odchyliłam mu głowę do tyłu i spojrzałam w jedno z oczu. Dokładnie w tej chwili Lena i Isaac znaleźli się obok nas. A ja zdałam sobie sprawę, co się z nim dzieje.

Wyjęłam telefon i podałam go Lenie. Nie miałam zablokowanego ekranu. Powinna się do niego dostać bez problemu.

- Zadzwoń do Davida i powiedz, że Frank krwawi do mózgu. - powiedziałam jej, wyciągając Franka z fotela i ciągnąc za kulisy. Isaac natychmiast zorientował o co chodzi i od razu mi pomógł. - Powiedz mu, że zrobię co mogę, ale wiem, że nie jestem w stanie całkowicie tego odwrócić. Zapytaj go gdzie będzie na nas czekał.

Posadziliśmy go na podłodze, a ja rozejrzałam się po otoczeniu. Ludzie byli trochę zdezorientowani tym, co się dzieje, ale Ines ich odciągnęła i poprosiła reżysera o opóźnienie przedstawienia.

- Powiedział, że będzie czekał z zaufanymi w stołówce przy izbie przyjęć. - powiedziała Lena, mając zamiar oddać mi telefon, ale zauważyła, że mam zajęte ręce, więc wsunęła moją komórkę za pasek swojej tutu. - Masz się postarać go ustabilizować, zanim go przeniesiesz.

- Frank... - powiedziałam głośno, obejmując jego twarz. - Odciągnę krew do twojego żołądka, żebyś mógł ją zwymiotować. Później zasklepię ranę. Rozumiesz?

Frank mruknął coś niezrozumiałego, a ja natychmiast wzięłam się do roboty. Ociągnięcie krwi nie było trudne. Wystarczyło tylko lekkie skupienie i...

Ledwo zasklepiłam ranę, a rozpoznałam odruch wymiotny. Pomogłam Frankowi przechylić się na bok, a on zwrócił krew, która mu zalegała.

- Już dobrze. - wydyszałam, ściskając jego dłoń. - Już dobrze. Zabierzemy Cię teraz do szpitala, dobrze? David Cię zbada i sprawdzi, czy wszystko jest w porządku.


Okej... Nie jestem mistrzynią pisania intryg, a to będzie moja pierwsza tak długotrwała, bo dzisiaj zacznę pisać rozdział dwudziesty szósty i ledwo przejdę do rzeczy, a chciałabym się jakoś streścić. Czeka mnie jeszcze rozpisanie planu i napisanie rozwiązania, którego jeszcze nie wymyśliłam i dopiero wyślę Rose i Franka na randkę w przeszłości. Tak czy siak... Czeka mnie dzisiaj przynajmniej godzina pisania planów na brudno. 

Jak zauważyliście i tym razem moje whumpowe serduszko (które się cieszy za każdym razem, kiedy przeuroczy Barry Allen w serialu "The Flash" dostaje porządnie po tyłku) i tym razem było nie do powstrzymania. Spokojnie, to chwilowe niedysponowanie Franka do czegoś prowadzi. I do tego ja, która wykorzystuje tyle niedopowiedzeń ile tylko możliwe do własnych celów. No... To ktoś już podejrzewa, co właściwie knuję?

A jeśli chodzi o mój projekcik, to prawie go skończyłam, więc albo udostępnię całość publicznie, albo pokażę Wam jego fragmenty (najprawdopodobniej w "Notatniku", którego jeszcze nie usunęłam tylko dlatego, że przeniosłam tam wszystkie moje a/n spod "Między nami Mścielami").

No... To dajcie mi znać, jak podobał Wam się ten rozdział, błagam... Od samego początku czekam na chociaż kilka słów od Was, żebym wiedziała jakie macie odczucia ad. tej książki. Jak widać, bardzo się staram, więc proszę... Po prostu napiszcie mi kilka słów od siebie, dobra? Trzymajcie się! Do nastpępnego! Cześć!

Mamy czas || Znajdź mnie w ParyżuDove le storie prendono vita. Scoprilo ora