Louis
Starannie cieniuję włosy Jamesa, a potem odchylam się, aby popatrzeć z szerszej perspektywy na jego portret z widłami. Zadowolony kiwam głową, gdy nagle mój iPhone na nakastliku wpada w dzikie wibracje, od których na blacie podskakują kredki. To połączenie na FaceTime. Od Harry'ego.
Zaskoczony sięgam po laptopa, jedną ręką zatrzymując kawałek od Guns'n'Roses, a drugą odbierając połączenie.
- Siemka, co tam?
- Wiedziałem! - krzyknął, gdy tylko jego szeroko otwarte, szmaragdowe oczy wypełniły niemal cały wyświetlacz - Gdzie twoja kamizelka, Louis? Miałeś jej nie zdejmować jeszcze przez 15 minut. A tabletki wziąłeś? Bo założę się, że nie.
- Przepraszamy, ale numer, z jakim się połączyłeś, jest obecnie zablokowany - udaję głos operatora - Jeśli uważasz, że słyszysz tę wiadomość z niewłaściwego powodu, proszę skontaktuj się z biurem...
- W ogóle nie można ci ufać! - przerywa mi w pół zdania Loczek, wyraźnie nie doceniając zaangażowania, jakie włożyłem wcielając się w tę rolę - Od tej pory obowiązują nowe zasady. Będziemy leczyć się razem, żebym mógł stwierdzić, że na pewno to robisz.
Wsuwam ołówek za ucho, chcąc mu pokazać, jak bardzo mnie to rusza (wcale).
- Cóż, widzę, że jak zwykle szukasz sposobu, aby spędzić więcej czasu w moim towarzystwie, Harreh.
Loczek natychmiast się rozłącza, ale mógłbym przysiąc, że przez sekundę widziałem na jego twarzy promienny uśmiech.
Ciekawe.
Następne dwa dni spędzamy ze sobą w większości czasu na Skypie i ku mojemu zaskoczeniu nie są to momenty zmarnowane na wysłuchiwaniu suchych rozkazów. Harry pokazuje mi, jak łykać tabletki z puddingiem czekoladowym - genialne i pyszne! Razem wdychamy lekarstwa przez nebulizator, razem podpinamy się pod kroplówkę i razem odhaczamy w specjalnej aplikacji kolejne zażyte dawki lekarstw oraz przebyte zabiegi. Trzeba przyznać, że kilka dni temu ten chłopak miał rację - z jakiegoś powodu fakt, że leczę się zgodnie z planem, pomaga mu się wyluzować i Loczek staje się stopniowo coraz mniej spięty.
Ponadto, słowo daję, że już po dwóch dniach łatwiej mi się wstaje z łóżka, a już na pewno lepiej oddycha.
Wieczorem drugiego dnia jestem w trakcie zakładania kamizelki, gdy nagle drzwi od mojego pokoju otwierają się z impetem i do środka wpada James, jak zwykle gotowy do walki, aby mnie do tego zmusić. Do tej pory zawsze wygrywał te nasze małe zawody dzięki argumentowi, że w przeciwnym razie zamknie mnie w izolatce, ale to nie powstrzymuje mnie przed jej zdjęciem zaraz po wyjściu Cordena.
Zamykam lapotopa, brutalnie przerywając trwające połączenie z Harrym. Mierzymy się wzrokiem z Jamesem niczym kowboje w klasycznym westernowskim pojedynku. Mężczyzna patrzy to na mnie, to na kamizelkę. Widzę, jak jego kamienna mina topnieje, a twarz wyraża totalny szok.
- Nie wierzę własnym oczom. Louisie Williamie Tomlinson, czy ty z własnej woli włożyłeś swoją kamizelkę?
- A co? Przecież już szesnasta, nie?
Wzruszam ramionami, jakby to było coś normalnego. Zerkam na koncentrator, chcąc się upewnić, czy aby na pewno wszystko jest poprawnie przypięte. Całość wygląda w porządku, ale minęło już całkiem sporo czasu, odkąd robiłem to samodzielnie i nie jestem do końca pewny.
- Nie zdejmuj jej do końca, Louis - prosi James, zanim wraca na korytarz.
Corden ledwo znika za drzwiami, gdy otwieram laptopa i zwisając z głową w dół z brzegu łóżka dzwonię na FaceTime po Harry'ego.
YOU ARE READING
3 Kroki Od Siebie || Larry Stylinson
FanfictionHarry i Louis wiedzą, że powinni trzymać się od siebie z daleka. Wystarczy jeden oddech, jeden pocałunek, a jedno z nich zarazi drugie. Oboje są świadomi, że mogą umrzeć. Ale im więcej czasu spędzają razem na szpitalnych korytarzach, tym bardziej na...