20

127 13 1
                                    

Louis

Siedzę na samym brzegu łóżka i patrzę się zaspanym wzorkiem na matkę, która obecnie kłóci się z doktorem Cowellem. Jakby jej krzyk mógł w jakikolwiek sposób zmienić wyniki moich badań. Bo obecne leczenie nie poprawiło mojego stanu.

Trudno to nazwać wymarzonym porankiem w osiemnaste urodziny.

- Może zachodzi u niego jakaś niekorzystna interakcja farmakologiczna? Coś, co powoduje, że nowe lekarstwo nie działa tak, jak powinno? - burzy się mama niemal z obłędem w oczach.

Doktor Cowell bierze głęboki wdech i kręci głową.

- Kolonia bakteryjna w płucach Louisa jest bardzo rozbudowana. Trzeba czasu, aby lekarstwo mogło przeniknąć do tkanki bakterii i jeszcze więcej, by zaczęło ją niszczyć od środka.

Matka głośno wzdycha, mocno ściskając ramę mojego łóżka.

- Jeśli nie widać żadnych efektów...

Kurwa, tylko nie to! Ani mi się śni zaczynać wszystko od nowa! Natychmiast wstaję i przerywam jej w pół zdania.

- Wystarczy! Mam już osiemnaście lat, pamiętasz? Koniec z przenoszeniem mnie z jednego szpitala do drugiego.

Matka odwraca się, aby na mnie spojrzeć. Domyślam się, że od dawna jest przygotowana na tę chwilę. W jej oczach widzę złość.

- Przepraszam, Lou, że próbuję uratować Ci życie. Musisz uważać mnie za najgorszą matkę na świecie, co?

Doktor Cowell powoli wycofuje się do drzwi, bo zdaje sobie sprawę, że nasza kłótnia to jego sygnał do odwrotu. Wracam wzrokiem na matkę, posyłając jej piorunujące spojrzenie.

- Dobrze wiesz, że to od początku była przegrana sprawa. Spójrzmy w końcu prawdzie w oczy: żadne leczenie mnie nie uratuje.

- W porządku! - odwarkuje - Przerwijmy twoje leczenie. Przestańmy próbować. Co w takim razie zamierzasz zrobić, Lou? Położysz się na jakieś tropikalnej plaży i będziesz czekał, aż zabierze cię przypływ? Albo coś równie głupiego i poetycznego? - bierze się pod boki i kręci głową - Przepraszam, ale ja nie żyję w bajce. Żyję w prawdziwym świecie, w którym ludzie jakoś muszą radzić sobie ze swoimi...

Cała czerwona nie kończy, ale doskonale wiem, co chciała powiedzieć.

- Ze swoimi problemami. No dalej, powiedz to głośno. Przestań się bać i przyznaj, kim dla ciebie jestem. Kim zawsze byłem.

Problem.

To słowo przecież idealnie mnie podsumowuje, prawda? Mama wolno wypuszcza powietrze z płuc, a jej wzrok łagodnieje pierwszy raz od bardzo dawna.

- Nigdy nie byłeś dla mnie problemem, boobear. Jesteś moim synkiem.

- W takim razie zacznij się zachowywać jak moja matka! - krzyczę - Kiedy ostatni raz nią byłaś, hmm?

- Lou - mówi, podchodząc o krok - Próbuję Ci pomóc. Staram się...

- Czy ty w ogóle mnie znasz? Widziałaś chociaż jeden z moich rysunków? Wiesz, ile znaczą dla mnie dziewczynki i jak bardzo za nimi tęsknię? Zdajesz sobie sprawę, że poznałem chłopca, za jakim szaleję? Nie, nie wiesz tego. Niby skąd miałabyś to wiedzieć? Widzisz we mnie tylko tę pieprzoną chorobę! - potrząsam głową, a wściekłość wylewa się ze mnie z każdego możliwego otworu - Kto jest moim ulubionym artystą, mamo? Jak nazywa się mój najlepszy przyjaciel? Co najczęściej wykupuję w automacie, a czego tutaj nie jem, bo kompletnie tego nienawidzę? Nie masz pojęcia, prawda? Chcesz rozwiązać problem? To zacznij od tego, jak mnie postrzegasz!

3 Kroki Od Siebie || Larry Stylinson Where stories live. Discover now