Rozdział VIII

10 1 0
                                    


Dorota stała za ścianą przysłuchując się wymianie zdań tych dwojga, których miał połączyć węzeł małżeński. Przeczuwała kim jest ta osoba, która znalazła się w sercu jej syna. Nie chciała jednak wypowiadać tego imienia na głos. Sądziła, że wówczas uda jej się rozwiązać problem. Czekała w ukryciu, aż Łucja i Henryk skończą rozmawiać. Przecież nie mogła pozwolić, żeby ją zauważyli. Była dobrze wychowana i chciała żeby jej syn nadal tak myślał. Nie miała zamiaru śledzić Henryka, to był czysty przypadek. Jednorazowa sytuacja, która pozwoliła jej odkryć prawdę. Po rozmowie z Aliną zaczęła szukać Alicji aby zapytać o kolację, jednak w drodze do kuchni usłyszała rozmowę tych dwojga.

Gotowała się zezłości, więc zdecydowała się podsłuchać resztę rozmowy. Dowiedziała się z niej całej prawdy i zdołała połączyć fakty w jedną spójną całość. Niestety wiedziała to od dawna, ale liczyła, że zdoła uchronić syna przed pomyłką dzięki obecności Łucji. Myślała, że gdy dziewczyna zjawi się na zamku to oczaruje jej syna swoim urokiem osobistym. Niestety pomyliła się, ponieważ dziewczyna okazała się nieokrzesana, daleko było jej do damy. Zdołała zauważyć, że córce Aliny brakowało dyscypliny i dobrych manier. Okazało się, że uroda Łucji nie wystarczyła. Jej syn był zbyt mądry by zauroczyć się kimś takim. Nie mogła uwierzyć, że ma taki kiepski gust. To zaszokowało i wstrząsnęło Dorotą. Sądziła, że dobrze wychowała syna. Jeżeli nie spodobała mu się Łucja to było wiele innych pannic na wydaniu. Musiała działać. I to natychmiast.

Skończyli rozmawiać, więc Dorota ulotniła się ze swojej kryjówki. Szła jak burza korytarzami zamku. Z determinacją szukała tego jednego osobnika, którego nie powinno tu być. Jak on śmiał przyjechać do jej zamku?! Jakim prawem ochrona go wpuściła? Jak się z nim upora to następnym jej krokiem była selekcja ochrony.

Dostrzegła Aleksandra przemierzającego po środku salonu. Miał ręce skrzyżowane na plecach. Z zainteresowaniem przyglądał się wiszącym na ścianom obrazom, które wybrał jej zmarły już mąż. No cóż, przynajmniej gust do sztuki miał nienaganny. Jej małżonek uwielbiał sztukę, cieszył się gdy na ścianach wisiały kolorowe obrazy. Tak wiele mu zawdzięczała, również ukochanego syna. To dzięki niemu otrzymała to wszystko i urodziła Henryka. Jak mogła teraz pozwolić mu się tak gorzko pomylić?

-O, tu jesteś! -odezwała się do młodzieńca udając zaskoczenie. Aleksander oderwał się od poprzedniego zajęcia i ze zdziwieniem spojrzał na Dorotę, która najwyraźniej jego szukała. Nie przypuszczał, że będzie mieć do niego jakąś sprawę. Wyczuwał jej niechęć i starał się zejść jej z drogi. - Właśnie Cię szukałam. – tym razem nie przesłyszał się. Dorota właśnie go szukała. Widział, że coś ją trapiło. Postanowił jej tego nie utrudniać, jednak słowa uciekły z niego szybciej niż tego chciał.

-Doprawdy? W jakim celu? - zapytał z powątpiewaniem. Zdążył zauważyć, że matka Henryka nie darzyła go sympatią. Nie wiedział skąd ona wynikała. Od lat przyjeżdżał do przyjaciela. Znali się i dotychczas Dorota lubiła gdy ich odwiedzał. Zawsze mile go przyjmowała i wypytywała o jego rodzinę, jak sobie radzi w nauce. Kiedy tym razem przyjechał poczuł, że coś się zmieniło. Traktowała go jak intruza. Jednakże starał się to ignorować, ponieważ nie mógł dłużej żyć w niewiedzy. Musiał w końcu postawić na własne szczęście i przeboleć, że jego matka nie życzy im jak najlepiej.

-Eh, Henry Cię szukał. – wymyśliła na poczekaniu. Nic innego nie przychodziło jej do głowy. Aleksander zmarszczył czoło zastanawiając się jakie są jej intencje. Wiedział, że gdyby Henry go szukał to nieprzyszła by do niego, żeby powiedzieć mu o tym osobiście. -Chodzi o ślub Łucji i mojego syna. – właśnie w tej chwili uwierzył w jej intencje. Może faktycznie jego szukała, jej słowa miały sens. Zapewne był tak zabiegany przygotowaniami do ślubu, że nie miał czasu szukać go osobiście.

-Rozumiem. – w jego głosie dało się wyczuć smutek. Dorota starał się zlekceważyć pojawiające się w jej sercu wyrzuty sumienia spowodowane jego przygnębieniem. - Gdzie on jest?

-Zaprowadzę Cię do niego. Za mną. – odpowiedziała w mgnieniu ułamka sekundy. Spieszyła się. Nie chciała na niego marnować zbyt dużo czasu. Odwróciła się napięcie i ruszyła w kierunku komnaty jej syna. Szła szybkim krokiem nie sprawdzając czy Aleksander zmierza za nią. Wiedziała, że jej słowa go zaciekawiły i będzie skłonny pójść za nią żeby sprawdzić o czym chce z nim Henryk porozmawiać.

Znaleźli się przed drzwiami do pokoju Henryka. Dorota złapała za klamkę z zamiarem wejścia pierwsza do komnaty. W ostatniej chwili puściła mosiężną klamkę. Odwróciła się w kierunku mężczyzny. Spojrzała na niego, bez wątpienia był zaciekawiony tym co Henryk chce mu powiedzieć. W końcu zdecydowała się powiedzieć:

-Henryk na pewno jest już w środku. Możesz wejść. Zostawię was samych. –powiedziała dając mu jednocześnie miejsce aby wejść do środka komnaty. Młodzieniec był co najmniej o 20 centymetrów wyższy od kobiety. -Jak skończycie rozmawiać to zejdźcie do nas. - dodała dla wiarygodności swoich słów. Aleksander przytaknął wchodząc do środka. Dorota miała przy sobie zapasowy klucz do jego pokoju. Wyszukała go w kieszeni swojej sukni. Gdy czarnowłosy zniknął za drzwiami komnaty Dorota włożyła klucz i przekręciła go w dziurce dwa razy.

-Co Pani robi?Proszę mnie wypuścić! - krzyknął ze środka Aleksander gdy zorientował się, że kobieta zasadziła go w pułapkę. Dorota wybrała sobie najlepszy moment, bowiem ochroniarze mieli teraz przerwę na lunch i nie było ich w pobliżu.

-Robię to dla jego dobra.- odpowiedziała drżącym głosem chowając z powrotem klucz do kieszeni swojej sukni. -Wiem o wszystkim i nie zamierzam pozwolić żebyś zniszczył jego ślub! -dodała czując, że postępuje słusznie. Tak czuła. Starała się działać racjonalnie. Według niej to było najlepsze wyjście z sytuacji.

-Co Pani ma namyśli? -Aleksander zupełnie nie rozumiał toku myślenia Doroty, a miał ją za rozsądną i poukładaną kobietę. Zawsze uważał, że Henry odziedziczył po niej tą mądrość. Westchnął opierając się rękami o drzwi za którymi stała Dorota. Czuł się zagubiony.- Henryk i tak się o wszystkim dowie! Proszę mnie wypuścić i pomyśleć rozsądnie. To mój przyjaciel, nie jestem waszym wrogiem.

-Nie mam czasu Ci tego tłumaczyć. Trzeba wznowić przygotowania do ślubu. Tak mało czasu zostało. - zaczęła mamrotać pod nosem rozmyślając się nad organizacją ślubu. Poczuła się nieco pewniej. Teraz mogła w spokoju planować bal, a później huczne wesele. Starała się nie obwiniać i tłumaczyć sobie, że robi to dla jego dobra. Aleksander zjawił się w najmniej odpowiednim momencie. -Dla Twojego dobra zostaniesz w tym pokoju do czasu balu.Ochrona będzie Ci przynosić jedzenie. - zarządziła i zaczęła oddalać się czym prędzej od drzwi. Zmierzała w kierunku Aliny, pozostawionej samej sobie. Prawda jaką usłyszała zakuła ją w serce. Henryk się pogubił i nie myślał racjonalnie. Łucja była dla niego najlepszym wyborem. Nie mogło być inaczej, a pokocha ją po ślubie. Miała taką nadzieję. Potrząsała głową odganiając natrętne myśli. Dosyć już dziś usłyszała.

Aleksander zupełnie nie rozumiał dlaczego Dorota to zrobiła. Jednakże nie zamierzał robić nic na siłę. Może wspólna przyszłość niebyła im pisana? Może Henryk nie czuł tego co on i tylko sobie zaszkodził przyjeżdżając do niego niespodziewanie po tym ostatnim niewyjaśnionym licie? Może dla tego tak długo nie odpowiadał na jego wiadomość. Planował ślub, przyjechała jego narzeczona, a on źle zinterpretował sytuację. Westchnął myśląc, że tak właśnie jest. Sen był teraz jedynym sposobem żeby nie roztrząsać sytuacji. Nie chciał przez wiele godzin myśleć nad postępowaniem matki Henryka. Nie chciał rozmyślać, szukając wyjaśnienia na wiele niewyjaśnionych pytań. Miał zamiar rozwiać swoje wątpliwości rozmową z Henrykiem, ale najwidoczniej zjawił się w nieodpowiednim momencie. Opadł bez sił na poduszki, a sen zmroził jego umysł.

Całkiem inna opowieśćWhere stories live. Discover now