New York City

206 17 5
                                    

Przez całe to pakowanie się, zapomniałam ogarnąć przejazdu moich rzeczy do Nowego Jorku. Na szczęście Nathan zgodził się, dopilnować tego, więc nie musiałam przekładać lotu. Co prawda, praktycznie wszystkie moje rzeczy miały być na miejscu trzy dni po mnie. Do dosyć sporej walizki  oraz do bagażu podręcznego spakowałam same niezbędne rzeczy, co i tak równało się, z tym że musiałam dopłacić za bagaż. Dogadałam się z Nathem, że to on będzie sprawował piecze nad moim domem i zadba o to, by wszystko było w porządku; aby sąsiedzi nie zrobili sobie samowolki. Mogłabym w sumie jechać samochodem, jednocześnie zabierając większą część rzeczy, ale nie byłam fanką długich podróży, w przeciwieństwie do mojego byłego partnera z pracy. Lecąc samolotem, miałam zaoszczędzone około szesnastu godzin. Oprócz tego miał wkrótce do mnie przyjechać, jednocześnie "dostarczając" mi moje auto. Obiecałam sobie, że nie tylko oddam mu za paliwo, ale także opłacę mu lot powrotny. 

Lot miałam o godzinie jedenastej, w moim rodzinnym mieście byłam kilka minut przed pierwszą po południu. Odebrał mnie mój brat, który wyglądał o wiele lepiej, niż jak był u mnie ostatni raz. Miałam mieszkać w mieszkaniu po rodzicach, którego nie miałam serca sprzedawać. Pomimo tych przykrych wydarzeń sprzed kilku lat, nie czułam się tam źle. 

 ― Jak się czujesz na starych śmieciach? ― odezwał się mój brat, kiedy weszliśmy do mieszkania, które wyglądało, jakby ktoś tu mieszkał. Wszystko było w stanie idealnym, nawet sprzątać nie musiałam. ― Są wakacje, dzieciaki wyjechali na obozy, więc mam dużo wolnego czasu. Posprzątałem Ci trochę. 

― Czuję się znakomicie. ― zaśmiałam się głośno. ― Ale nie musiałeś, na komisariacie mam się wstawić dopiero w poniedziałek, to te kilka dni mam na zakwaterowanie się. 

― Te kilka dni spędzisz ze mną i resztą swoich przyjaciół. ― upomniał się. ― Będziesz mieszkać w tym samym mieście, ale znając twój pracoholizm, nie będziemy się za często widywać. 

― Jak na razie, nie mogę się przepracowywać. ― westchnęłam. ― Nie wiem nawet, czy pozwolą mi wyjechać w teren. To miasto jest bardziej popieprzone niż Miami. 

― Trudno się nie zgodzić. Głodna? ― kiwnęłam głową. ― To leć się ogarnąć i pojedziemy do naszej ulubionej knajpki. 

Wzięłam szybki prysznic, podczas którego dotarło do mnie, że cieszyłam się z tego, że wróciłam. Przez te kilka lat nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tęskniłam za tym wszystkim. Odwiedziny mojego brata i przyjaciół nie dawało mi poczucia, że w każdej chwili mogłam się z nimi spotkać. Rozmowy przez komunikator to nic w porównaniu do tego, co w tamtej chwili miało mieć miejsce. 

Po prysznicu, szybko się pomalowałam, po czym ubrałam na siebie czarną bluzę oversize, sięgającą mi lekko przed kolana. Szybko wskoczyłam w przechodzone już białe trampki i z lekka poprawiłam włosy. Mój brat leżał na kanapie i wgapiał się znudzony w telefon. 

― Trochę Ci zeszło. ― odezwał się, patrząc na mnie. ― Chodźmy już, umieram z głodu. Cały dzień czekałem na Ciebie. Zlituj się kochanieńka. 

― To podnoś tyłek z kanapy kochanieńki, bo teraz to ja na Ciebie czekam. ― przewrócił oczami, ale czym prędzej wstał, zagarniając ze stoły wszystkie niezbędne rzeczy. 

Do naszej ulubionej knajpki nie było daleko, dlatego postanowiliśmy zrobić sobie spacerek. Szliśmy powoli, zajęci rozmową o wszystkim i niczym. Nie zaczynałam tematu Jacoba, bo czułam, że to wciąż drażliwy temat, ale obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by mu pomóc wyjść z tego wszystkiego. 

― A jak sprawy z Jordanem? Macie kontakt po tym wszystkim? ― zaprzeczyłam. ― Od wyjazdu w ogóle się nie odezwał? 

― Nie, ale może to i lepiej. ― uśmiechnęłam się lekko. ― Mamy teraz inne życie, a jak sam mogłeś zauważyć, im dłużej mamy ze sobą styczność, tym otoczenie wokół nas robi się coraz bardziej niebezpieczne. ― pokręciłam głową. ― Dobrze jest, jak jest, nie chcę tego na siłę zmieniać. Poza tym Nathan ma zamiar dostać się tutaj do pracy. 

― Zaszło coś między Wami? ― pokiwałam głową. ― Masz mi wszystko opowiedzieć, jasne? ― z westchnięciem pokiwałam głową. ― Jestem Twoim starszym bratem, może nie z tej samej matki, ale jednak. A po sprawie z Jordanem, będę uważniejszy, co do Twoich chłoptasiów. 

Nie mogłam zareagować inaczej, niż po prostu się zaśmiać. James miał tak poważną minę, gdy to mówił, że rozwaliło mnie to na łopatki. Z wielkim bananem na twarzy weszliśmy do lokalu i niemal od razu złożyliśmy zamówienie. Nigdy nie gdybałam nad tym, co zjem w tamtym miejscu. Wszyscy starsi pracownicy dobrze wiedzieli, co zamówię. 

#####

Długo mnie nie było, a rozdział też nie jest pierwszej klasy. Przepraszam Was za to :( 
Niestety jestem zmuszona zawiesić tę książkę na czas nieokreślony ze względu na moje małe problemy. 

Mimo wszystko żywię ogromną nadzieję, że po moim "wielkim" powrocie zastanę jeszcze kogoś, kto będzie chętny czytać ciąg dalszy tej książki oraz chętnie pozna bohaterów nowej, nad którą pracuję od początku tego roku. 

Do zobaczenia kochani! 🖤

SŁONKO, TO PRZEZNACZENIEWhere stories live. Discover now