Przyczyna Wszystkich Moich Problemów (+ jakieś randomowe pierdolenie)

59 6 38
                                    

Rozdział o strachu przed założeniem rodziny musi poczekać. Teraz mam sprawę aktualną.

sobota, 10 kwietnia 2021 roku.

Wychodzę z rodziną na spacer, oczywiście nie z własnej woli. Rodzice każą mi założyć kurtkę. To zakładam kaptur, reszty nie. Po jakichś dwóch minutach matka wyjeżdża z pewnego rodzaju ultimatum. Każe mi założyć kurtkę, inaczej każda kolejna minuta bez niej to jeden dzień bez grania na nowej konsoli i telefonu.

To co ja robię? Oczywiście, że się stawiam. Zaczynam się kłócić, zaczynam się buntować, zaczynam się sprzeciwiać. Mija minuta, dwie. Nadal się kłócę. Mija trzecia minuta, wkładam rękę w jeden rękaw. Zanim jeszcze zaczyna się czwarta minuta, zakładam drugi rękaw. Oczywiście matka postanawia mi zrobić jeszcze bardziej na złość i udaje, że nie założyłam kurtki, nalicza mi kolejną minutę.

Kolejne piętnaście minut po tym, gdy rodzina poszła na boisko a ja usiadłam na ławce z dala od nich, spędziłam płacząc i wycierając łzy, gdy ktoś przechodził niedaleko. Po czym, siędząc tak zgarbiona na ławce, dochodzę do pewnego wniosku.

Wszystkie moje problemy, płacze, dołki emocjonalne, krzyki, myśli samobójcze są spowodowane mną. Moim charakterem. Nie matką. Nie ojcem. Mną. To ja ściągam na siebie brzemię problemów. Zawsze próbowałam obwiniać cały świat za moje cierpienia, kiedy winowajcę widziałam w lustrze każdego dnia.

To ja zawsze muszę postawić na swoim, zademonstrować, jak nic mnie nie rusza, olewać wszystkie polecenia tylko dlatego, że mi nie pasuję, buntować się, bo tak chcę.

Taki jest mój charakter. A ja nie robię absolutnie nic, żeby to zmienić. Mam siłę przezwyciężyć swoje największe mankamenty, ale jestem zbyt leniwa, żeby to zrobić.

To trochę tak, jakbym miała jakieś nadprzyrodzone zdolności, ale używała ich tylko dla swojej korzyści, bo nie chciałoby mi się ratować świata. Najgorsze jest to, że wiem, że tak by to wyglądało. Bo dbam tylko o siebie, ale jednocześnie to siebie najbardziej niszczę. I robię to z własnej woli.

Mam szansę być lepszym człowiekiem. Mam szansę się zmienić. Ale tego nie robię. Bo wygodniej jest tłumaczyć się swoim charakterem niż zrobić coś ze sobą.

Chciałabym czasem być jak tacy superbohaterowie. Czy to Luke, Leia, Han, Rey, Yoda, Poe czy Finn w Star Wars, czy to Tony, Wanda, Doktor Strange, Thor, Czarna Wdowa czy chociaż ten Kapitan Ameryka w Marvelu, czy to chociażby Hermiona, Ron, Harry, Luna, Neville czy Ginny w HP. Ale wiem, że to niemożliwe. Bo wiem, że w rzeczywistości jedyne co bym zrobiła to uciekła od wojny. Bo wiem, że w rzeczywistości nie chciałabym mieć takiej odpowiedzialności na swoich barkach.

Niszczę samą siebie. Powoli, boleśnie i mocno. Ale nie wyłączę autodestrukcji. Nie pobiegnę po pilota sterującego mną i nie wyłączę opcji niszczenia siebie, bo dzieli mnie od niego daleka i pełna przeszkód droga. Wyłączenie autodestrukcji nie jest dla mnie warte przebycia tej całej ciężkiej i samotnej drogi. Chcę, żeby ktoś mnie wyręczył. Żeby ktoś za mnie poszedł po tego pilota. Ale nikt nie może, bo to droga przez Mój Charakter. Nie innych ludzi. To taka trochę moja Droga Krzyżowa, z taką różnicą, że po drodze nie przyjdzie przyjaciel pomagający mi nieść mój krzyż, ani nie spotkam jakichś randomowych płaczących niewiast.

To jest przykre, że przejrzałam na oczy i zaakceptowałam prawdę dopiero po tylu latach. Nie jestem w stanie tylko zaakceptować tej drugiej prawdy: że nigdy nie przejdę swojej Drogi Krzyżowej i nie zmienię tej pierwszej prawdy, jaką jest mój charakter.

Oczywiście, moi rodzice, głównie matka, i ich kaprysy czasem też są powodem moich problemów. Ich chęć zrobienia mi na złość i rozładowania swoich emocji na mnie bardzo często doprowadzają mnie do płaczu. Jednak czasem robią mi na złość bo to ja najpierw robiłam im na złość, a emocje, które chcą rozładować są spowodowane moim zachowaniem.

Największy ból zadajemy sobie sami, naszymi wadami nacinając powierzchnię naszej psychiki. Niektórzy potrafią to znieść dzięki własnej woli i wiarze, które odkażają i zszywają te rany. Niektórzy natomiast uzależniają się od tego bólu albo nie wierzą we własną siłę, by go pokonać. Tacy ludzie znani są jako ci przygnębieni, wiecznie wściekli, czy nawet chorzy psychicznie.

Są na świecie ludzie, którzy blaskiem swojej nadziei i radości rozświetlają drogę innym, ale są tacy, którzy swoim mrokiem, złością i smutkiem przysłaniają drogę ku radości i wciągają w swój cień innych.

Nadzieja to coś, czego brakuje ludziom w dzisiejszym świecie. W żmudnej monotonii chodzą codziennie do znienawidzonej pracy, szkoły (lub do komputerów, jeśli mają lekcje online), po powrocie z pracy/lekcji siadają na kanapie, włączają telewizor i bezmyślnie wpatrują się w ekran, wysłuchując wiadomości o kolejnych zgonach i zakażeniach lub wypadkach samochodowych, morderstwach, kradzieżach, politycznych przepychankach. Rzadko kiedy słyszą jakieś dobre wieści. Tracą nadzieję na to, że kiedyś ten świat będzie spokojny, bez tych wszystkich przestępstw. Nawet nie myślą o takim świecie. Przyzwyczaili się do skaz życia na tej planecie. Tracą nadzieję na życie bez ciągłego stresu i niezadowolenia.

Są oczywiście tak zajebiste osoby, które nadzieję mają i ona pomaga im dążyć do celu, cieszyć się z życia. Właściwie znam tylko jedną taką osobę i jest nią moja jedyna i najlepsza przyjaciółka, która na pewno to czyta i wie, że to o niej. Podziwiam ją za to, że umie docenić każdą chwilę swojego życia, ale jednocześnie potępiam to, bo uważam, że trzeba się przejmować wieloma rzeczami i beztroskie podchodzenie do życia jest głupotą. Tak więc jestem jedną z tych szarych nijakich osób, które tylko siedzą i się zamartwiają.

Kiedy tak bardzo zboczyłam z pierwotnego tematu?

Jakim cudem tak płynnie przeszłam od mojego charakteru do braku nadziei na świecie?

Nie wiem.

I takim oto błyskotliwym i głębokim zdaniem zakończę moje pierdolenie. Miłego weekendu życzę i pozdrawiam.
May the Hope be with you.
Niech Nadzieja będzie z wami (jakby ktoś nie ogarnął.)

Nawiązanie do Star Wars oczywiście musiało tutaj być, idealnie pasowało.

Moje Przemyślenia i ProblemyWhere stories live. Discover now