Rozdział 27

51 2 0
                                    

(pov. Liv)

Około siódmej odłożyłam ostatnią z książek, których wcale nie było tak mało. Czytałam tylko dane, instagrama i trochę zagłębiałam się w community. Nic więcej mnie nie interesowało. Wyszłam z małego pomieszczenia i udałam się do kuchni, w której słyszałam już krzątającego się Davida.
L: Hej. - powiedziałam stając w progu
G: Siemanowice, tak myślałem, że jeszcze tu jesteś.
L: No właśnie idę. Bajo.
G: Papa.
Ruszyłam w stronę wieżowca po drodze spotykając Magiego. Pogrążeni w rozmowie poszliśmy dalej. Minęliśmy spawna, na którym była grupka chłopaków. Dosłyszałam jak rozmawiają miedzy sobą i rzucają na nas ukradkowe spojrzenia pytając się nawzajem kim jestem i jakim prawem idę tak blisko Macgaistra.
L: Chyba naprawdę się ciebie boją.
M: Tak to działa. Nikt przynajmniej nie zawraca mi głowy pierdołami.
L: Też prawda.
Gdy byliśmy już w domu przywitałam się z resztą, zabrałam jabłko z blatu w kuchni i poszłam do siebie. Zjadłam, odświeżyłam się i poszłam spać.
(time skip kilka godzin)

Obudziłam się i zeszłam, cos zjeść. Po posiłku przebrałam się w leginsy oraz t-shirt chwyciłam łuk i kołczan.
L: Idę postrzelać. - krzyknęłam na odchodne i wyszłam z wieżowca.
Udałam się w stronę lasu i dotarłszy na jakąś małą polankę zaczęłam strzelać do różnych drzew. Zeszło mi tak koło godzinki. Zrobiłam ostatnią serię i poszłam pozbierać strzały. Gdy włożyłam już wszystkie do kołczanu usłyszałam trzask łamanych gałązek. Byłam dość blisko granicy drzew więc wdrapałam się na najbliższe z nich i kucnęłam na gałęzi. Tak jak się spodziewałam chwilę później pode mną znalazło się czterech chłopaków z czego jednego z skądś kojarzyłam. A drugiego znałam bardzo dobrze. Byli to Jawor i Ewroon. Usiedli pod drzewem i zaczęli rozmawiać, a ja usiadłam i się im przyglądałam. W końcu dobyłam strzałę i pomału naciągnęłam ją na cięciwę. Wycelowałam i strzeliłam w sam środek ich kółeczka rozmów. Odskoczyli.
J: Co jest?! - krzyknął na co się zaśmiałam
Postanowiłam się ujawnić i zeskoczyłam z drzewa. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni, a ja jak gdyby nigdy nic podeszłam i schowałam swoją własność do kołczanu.
J: Kim jesteś?
L: Moje imię nic wam nie da, ale wasze dadzą mi dużo.
E: Ja jestem Ewron, a to są Nexe, Jawor i Yoshi.
L: Wiem jak się nazywasz. Znamy się aż za dobrze.
E: O nie.
L: W końcu zajażyłeś.
Y: Ewron kto to jest?
E: To Ona.
L: Nie boisz się przychodzić tak blisko mojego domu?
J: Jak to twojego domu?
Y: Mieszkasz w wieżowcu Buraka?
L: Chociaż jeden z was myśli.
N: To ty byłaś dzisiaj z Magistrem na spawnie.
L: O też tam byłeś?
N: Tak.
L: No cóż. Nie wiem jak wy, ale ja mam dużo ciekawsze rzeczy do roboty niż gadanie z wami więc żegnam.
Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do domu zostawiając chłopaków zdziwionych na łące. Weszłam do domu.
L: Jestem. - oznajmiłam Zaszce i Dzuniorowi, którzy siedzieli na kanapie
Poszłam do swojego pokoju i usiadłam na parapecie. Było już całkiem ciemno, a ja uznałam, że to najlepszy czas, by pograć sobie na gitarze. Otworzyłam okno nie zważając na to, że za nim znajdowała się przepaść - w końcu miałam pokój na dziesiątym piętrze - oparłam się kolanami na piętnastocentymetrowym gzymsie i chwyciłam za instrument. Masakrowicze są już przyzwyczajeni do dźwięków gitary rozbrzmiewającej ze strony wieżowca, bo sama nie raz zasypiałam przy akompaniamencie gitary Dzuniorka. Tylko oni wszyscy myślą, że to Henryk, a to też ja.
(time skip rano)

Jadłam śniadanie z Magim i Dzuniorem, bo Burak z Zaszką poszli coś załatwić.
M: Młoda co ty na szybki trening za godzinkę?
L: Z wielką chęcią. Dołączysz się? - zwróciłam się do Henryka
D: W sumie co mi szkodzi?
M: To do zobaczenia na dole.
Posprzątaliśmy i rozeszliśmy się do swoich pokoi, by się przygotować. Ogarnęłam się, zeszłam do piwnicy i usiadłam pod ścianą w treningówce. Po chwili przyszli chłopacy więc zajęliśmy się walką. Po dwóch godzinach trenowania na przemian z Marcelem i Heniem zostawiłam ich samych i poszłam się umyć, po drodze zgarniając jabłko z kuchni. Gdy już się przebrałam usiadłam do biurka, puściłam sobie muzykę z MP3 na słuchawkach i zaczęłam coś rysować. Jakiś czas później usłyszałam wołanie Buraka.
B: Liv ktoś do ciebie!
L: Idę! - odkrzyknęłam
Odłożyłam wszystkie rzeczy, po drodze zabierając sztylety oraz łuk. Buty ze skóry zawsze stawiałam przy moich drzwiach więc ubrałam je i zeszłam na dół. Przy drzwiach stał Tobi rozmawiający z Zahą.
L: Hejo.
Tg: Hej. - zbiliśmy żółwika - Chodź mam ci coś do pokazania.
L: Spoko. - wyszliśmy z wieżowca - To gdzie idziemy?
Tg: Do mnie.
Gdy byliśmy już u chłopaków w domu usiedliśmy w salonie.
Tg: Kubir, chodźcie już!
Ku: Idziemy!
Spojrzałam w stronę schodów i ujrzałam Kubę, a za nim jeszcze jednego chłopaka.
Ku: Hej Liv.
L: Hej, kto to?
Tg: Liv to jest Busz, Busz to jest Liv.
L,Bz: Cześć.
L: To po to mnie tu ściągnąłeś narażając się na gniew Buraczka? - zapytałam prześmiewczo
Tg: Mam dziwne wrażenie, że jakby coś mi się stało to i on by ucierpiał od kogoś.
Chciałam coś powiedzieć, ale ugryzłam się w język.
Tg: 1:0?
L: Chciałbyś. - walnęłam go w  ramię
Bz: Oni tak zawsze? - zwrócił się do Kubira
Ku: Zazwyczaj, a co?
Bz: Nic po postu byłem ciekaw.
Zaczęliśmy się z Tobiaszem przepychać z co skończyło się tym, że chłopak leżał na dywanie, a siedziałam mu na brzuchu i przyciskałam za ramiona do ziemi. Wszyscy się śmialiśmy.
L: I co teraz?
Tg: Nic.
Ku: Najlepszy minecraftowiec został obezwładniony przez dziewczynę w świecie gry. Niedobrze. - pokręcił głową ze śmiechem
Tg: Który ani trochę nie przypomina Minecrafta. - dopowiedział i westchnął - Dzięki Kubir. Myślałem, że chociaż ty będziesz po mojej stronie.
Ku: Nie ma sprawy.
L: 1:1?
Tg: Chyba nie mam wyjścia, co?
L: Nie masz. - wstałam i podałam mu rękę
Tg: Dzięki. - przyjął moją pomoc, ale zamiast wstać pociągał mnie i położył pod sobą - Lekcja pierwsza, nigdy nie ufaj swojemu przeciwnikowi.
L: Lekcja druga, nigdy nie lekceważ swojego przeciwnika. - zamieniłam nas miejscami
Ku: Dobra, dobra koniec. Dzieci spokój. 2:2 zadowoleni? - powiedział powstrzymując śmiech
L,Tg: Nie. - powiedzieliśmy zgodnie po czym zaśmialiśmy się lecz grzecznie wstaliśmy z podłogi, a Kuba tylko przewrócił oczami
Ku: Zachowujecie się bardziej dziecinnie niż Napierak.
Tg: Ale Wojtusia zostaw w spokoju.
L: Kim jest Napierak?
Bz: Jest jednym z pięciu członków ekipy Rapy.
L: Ekipy Rapy? - zdziwiłam się
Bz: Nie gadaj, że nic ci nie powiedzieli.
L: Ani słowa.
Bz: Tobiasz tłumacz. - westchnął i złapał się za głowę
Tg: Ekipa Rapy składa się z, jak to Busz wspomniał, naszej trójki oraz Mikolsa i Napieraka, których tu nie ma. Zaraz wracam.
L: Po co on poszedł?
Ku: Zaraz się pewnie dowiemy.
Tg: Jestem. - podał mi zdjęcie
L: Co to jest?
Bz: Nasze logo.
L: Czemu to wygląda jak skin Tobiasza?
Ku: On stworzył tą ekipę i chyba dlatego.
L: A ok. Macie ołówek? - położyłam kartkę na kolanie i sięgnęłam po łuk
Tg: Trzymaj.
L: Dzięki. - zaczęłam przerysowywać
Chłopacy usiedli obok mnie na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać.
L: Skończyłam. - oznajmiłam po jakiś dziesięciu minutach
Tg: Pokaż.
Podałam im łuk.
Ku: Sama to wszystko narysowałaś?
L: Tak.
Ku: Że ci się chciało.
L: Nudziło mi się jednej nocy. - wzruszyłam ramionami
Tg: Chyba nawet bardzo. - powiedział nadal oglądając obrazki - Wiesz, że masz jeszcze trzy wolne luki.
L: Wiem i … - nie zdążyłam dokończyć, bo ze strony spawna dobiegł ogłuszający huk wystrzelonych fajerwerek
Tg: Tylko nie znowu.
L: Co?
Tg: Zamień się, idziesz z nami. - zwrócił się do mnie Tobiasz po czym biegiem ruszył w stronę spawna
Zamieniłam się i razem z chłopakami ruszyliśmy za nim. Stanęliśmy obok moich współlokatorów. Gdy wszyscy gracze byli już na miejscu Cubix poszedł zobaczyć list. Nagle zobaczyłam, że z papieru sączy się złotawa ciecz. To nie mogło być nic dobrego więc nim ktokolwiek z moich zdążył zareagować wybiegłam na środek i przywróciłam się do ludzkiej formy.
L: Niech nikt nie dotyka listu! - złapałam chłopaka za rękaw
Podeszłam do najbliższego drzewa i ułamałam jedną z gałązek po czym rozłożyłam za jej pomocą list. Naszym oczom ukazał się krwiście czerwony napis.
C: "Do zobaczenia wkrótce. Zabawa dopiero się zaczyna."
Gdy tylko wypowiedział te słowa papier spalił się samoistnie razem z patykiem, który położyłam obok. Teraz uwaga wszystkich spoczęła na mnie. 
C: Kim jesteś i co tu robisz?
L: Znalazłam się tu w ten sam sposób co wy tylko nie jestem z waszego świata i próbuję znaleźć sposób żeby się stąd wydostać.
C: Dlaczego zabroniłaś mi dotykać listu?
L: Był nasączony złotawą cieczą, była to najprawdopodobniej trucizna, a teraz sory, ale mam coś do załatwienia. - rzuciłam wymowne spojrzenie Grafowi i ruszyłam w stronę sądu
Weszłam do biblioteki i zaczęłam szukać czegoś o demonach. Po chwili usłyszałam za sobą kroki.
G: Jestem.
Ku: Jesteśmy. - poprawił go
Odwróciłam się w ich stronę i ujrzałam Grafa, Kubira, Busza, Magiego, Dzuniora oraz Buraczka.
L: A gdzie macie Tobiego? - zwróciłam się do Kuby
Ku: Poszedł po twój łuk i nasze miecze. - wyjaśnił
G: Czego szukamy?
L: Czegokolwiek o demonach i jakiś truciznach.
Tg: Już jestem. - rozdał nam broń
Ku,L,Bz: Dzięki.
G: Liv chodź.
L: Cokolwiek znajdziecie w tej tematyce kładźcie na stół.
Poszłam za Grafem do prywatnej części i zaczęliśmy poszukiwania.
G: Liv. - usłyszałam po jakimś czasie - Chodź szybko.
Pobiegłam do niego.
G: Zobacz. Co to?
L: Linia rodowa demonów. Wydaje mi się, że już to kiedyś widziałam. Chodź wracajmy do chłopaków.
Przeszliśmy do głównego pomieszczenia i podeszliśmy do stołu, na którym było już kilka stosów książek. Widać, że zabrali się ostro do pracy.
L: Chodźcie tu wszyscy!
M: Co masz Mała?
L: Graf znalazł linie rodowe największych demonów.
D: Co chcesz dzięki temu sprawdzić?
L: Może będzie coś o mocach i umiejętnościach.
Bz: Liv, mamy coś co może być pomocne.
Tg: Jest tu cos o zaklęciach i miksturach.
L: Przyda się.
D: To co teraz?
L: Klątwy, trucizna i tego typu rzeczy, a ja chcę przejrzeć te rody.
Usiedliśmy i zabraliśmy się do pracy.
Tg: Mogę z tobą? - dosiadł się do mnie
L: Jasne. - zaczęłam przerzucać strony analizując moce i specjalne dary poszczególnych demonów
Tg: Kto to?
L: Lucyfer i jego młodszy brat Śmierć oraz ich dzieci.
Tg: Czemu ten rysunek jest zamazany i nie ma przy nim żadnych informacji. - wskazał na jedno z dwójki dzieci brata Diabła.
L: Są zobacz. - wskazałam niżej - Dziewczyna, mieszanej krwi, zaginiona - uznana za martwą.
Tg: Ale zobacz. Śmierci nigdy wcześniej nie urodziła się córka.
L: Faktycznie.
Tg: Nie może umrzeć ze starości, ale można go zabić jednak jest zbyt potężny, żeby zrobił to jakiś demon (tylko czystej krwi potomkowie Lucyfera jak i jego ród są w stanie). Legenda głosi, że na Ziemi grupa jego wyznawców przywróci mu pełnie sił i znajdzie się osoba z jego rodu, która odbierze mu żywot. - kątem oka dojrzałam jak Magister prawie niezauważalnie wzdrygnął się na te słowa i potarł miejsce pod lewym obojczykiem
L: Macie coś?
B: Zaklęcia i nic po za tym.
D: Tu masz eliksiry, trzymaj może się nada. - podał mi książkę
L: Dzięki, Burak daj też tą co trzymasz.
B: Masz.
L: kiwnęłam mu głową w podzięce - Chyba starczy na dziś nie sądzicie. Zaraz dziesiąta. Graf mogę zabrać te trzy książki ze sobą?
G: Pewnie.
Tg: Rapy idziecie powalczyć?
Ku: A możemy? - zwrócił się w stronę Davida, który przytaknął
L: Mogę popatrzeć?
Tg: Jasne.
L: Magiiiiii.
M: Dobrze, już dobrze, zaniosę ci je. - przewrócił oczami
L: Dziękuję. - podałam mu książki
D: A coś ty taki uległy?
M: Bo wiem, że i tak prędzej czy później, zostanę do tego zmuszony. - Dzunior tylko się zaśmiał - No co?
D: Nic, nic.
L: Dobranoc wszystkim. - powiedziałam ruszając za chłopakami do sali treningowej
B: O której będziesz?
L: Jak przyjdę to będę, czyli pewnie coś koło drugiej, ale nic nie obiecuje.
G: Dobranoc.
Weszliśmy do hali i odłożyliśmy naszą broń na bok.
Tg: To co? Jeden na jeden w parach.
Ku: Wiesz ile ja nie walczyłem?
Bz: Ja mogę z Kubirem. - zaoferował się
Ku: Spoko. Na tarcze czy na razie normalnie?
Bz: Na rozgrzewkę może normalnie.
L: A my?
Tg: My zaczynamy od podstaw.
L: Czyli?
Tg: Najpierw zobaczymy ile umiesz.
Wzięliśmy ćwiczebne miecze i stanęliśmy naprzeciwko siebie, zważyłam broń w dłoni.

(pov. TobiaszGaming)

Liv przyjęła w miarę dobrą pozycję więc zacząłem odliczanie.
Tg: Raz…Dwa…Trzy! - zabawa się zaczęła
Dziewczyna ani drgnęła co nie powiem zdziwiło mnie. Myślałem, że rzuci się na mnie jak tylko skończę liczyć, ale ona stała nieruchomo trzymając miecz przed sobą i tylko patrzyła na mnie wyzywająco. Ja również czekałem na jej pierwszy ruch. Staliśmy tak około dwóch minut, zauważyłem, że chłopaki zaczynają przesuwać się z walką bardziej za dziewczynę i zrozumiałem co kombinują. Czekałem. Gdy byli już wystarczająco blisko skrzyżowali broń po czym odskoczyli od siebie. Kubir odwrócił się w stronę Liv. Zauważyłem, że na jej twarzy błąka się delikatny uśmiech i gdy miecz Kuby znalazł się niedaleko niej uchyliła się przed ciosem, obróciła przez lewe ramie i skrzyżowała ich miecze.
Ku: Nieźle. - gwizdnął z uznaniem
Zacząłem podchodzić za nią lecz gdy byłem w połowie drogi usłyszałem.
L: Tobi nawet nie próbuj.
Tg: Jak? - wyprostowałem się i opuściłem broń
L: Jutro pełnia nie pamiętasz?
Tg: A no tak. - mruknąłem
L: Więc może wrócimy do treningu?
Tg: Chodź. - ustawiliśmy się na pozycjach. - Zaatakuj mnie.
L: Nie kojarzy mi się to dobrze. - mruknęła i ruszyła
Zadała cios z prawej strony, który szybko odbiłem i delikatnie uderzyłem ją płazem miecza w udo.
Tg: Jeszcze raz.
Zaatakowała ponownie tym razem cios padł z lewej, ale równie szybko go zablokowałem - oberwała w bok. Sytuacja ta powtórzyła się jeszcze parę razy i zastanawiało mnie to, że dziewczyna nie wydawała żadnego dźwięku kiedy dostawała.
Tg: Przerwa. - usiedliśmy obok chłopaków, którzy od jakiegoś czasu pogrążeni w rozmowie przyglądali się nam
Napiłem się wody z butelki, którą dał mi Kuba po czym podałem ją mojej uczennicy. Wzięła ją i kiwnąwszy w podzięce głową pociągnęła łyk. Przekazała Buszowi.
Tg: Kubir możesz za chwilę zawalczyć z Liv? Chciałbym to zobaczyć z boku.
Ku: Spoko.
L: Możemy nawet teraz.
Bz: Nie jesteś zmęczona?
L: O ile w moim życiu byłoby spokojniej gdyby Magi martwił się o takie rzeczy jak zmęczenie. - westchnęła
Ku: Ile najdłużej miałaś trening, tak bez przerwy?
L: Chyba jakieś trzy godziny.
Tg: Ahaaa?
L: Dobra Kubirek gotowy? - wstała i sięgnęła po drewniany miecz ćwiczebny
Ku: Zawsze i wszędzie. - uśmiechnął się
Ustawili się na swoich miejscach i przyjęli odpowiednie postawy, czekając na mój sygnał.
Tg: Raz…Dwa…Trzy!
Przyglądałem się Liv i wyłapywałem podstawowe błędy, nad którymi będzie trzeba popracować.
Tg: Dobra, na razie starczy.
Usiedli obok nas.
L: I jak?
Tg: Popełniasz dużo podstawowych błędów i masz nie do końca dobrą postawę.
Ku: Tak jak ja na początku?
Tg: Nie, ty stałeś do mnie przodem, a ona chociaż ma jedną nogę z tyłu. - zaśmiałem się
Ku: Bardo śmieszne
Tg: Dobra. - machnąłem ręką
Liv uśmiechnęła się i sięgnęła po swój łuk i kołczan.
L: Ja się już będę zbierać, a i nie będzie mnie minimum cztery dni do tygodnia od jutra.
Tg: A co?
L: Idę na samotną wycieczkę, by się trochę uspokoić i przemyśleć parę spraw. - wstała i przytuliła każdego z osobna - Dobranoc. - rzuciła wychodząc
Tg,Ku,Bz: Dobranoc.
Bz: My chyba też się zbieramy co?
Tg: No tylko najpierw ogarnijmy tu trochę, bo David nas zabije.

Gdzieś pośród nasWhere stories live. Discover now