Rozdział XXIII

810 138 30
                                    

Nooo czekam na komentarze. Bo grubo się dzieje 😉

Nowy Jork, NY.
USA.

               Kiedy położyłam dzieci Clarissy spać, odetchnęłam z ulgą. Było po dwudziestej pierwszej, a ja miałam serdecznie dość. Bliźniaki postanowiły nie zasypiać, a Carmela chciała oglądać film. Jednak, kiedy zapanowała cisza cieszyłam się z tego. Usiadłam w salonie z kieliszkiem wina. Postanowiłam się zrelaksować i nie myśleć o niczym złym. Wracałam myślami do pierwszych dni naszego pobytu w Nowym Jorku. Dobrze pamiętałam, że czułam ogromną ulgą po wyjeździe z Polski, a mój entuzjazm rósł z każdym dniem. Byłam anonimowa w tak dużym mieście i mogłam bezpiecznie żyć. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie... Raven. Za szybko i za łatwo dałam mu się uwieść. Byłam pod jego wrażeniem i mogłam powiedzieć, że za każdym razem jak go widziałam dziwiłam się, że istnieje tak idealny mężczyzna. Jego wygląd był idealny, każdy szczegół pasował do siebie niczym puzzle. Nawet Ryan Carter, który był, także idealny, nie miał "tego czegoś". Był zupełnie inny niż Pollard i mogłam się założyć o grube pieniądze, że to, co mówiła Clarissa było prawdą. Zaczęłam go obserwować i widziałam to sugerowała McGowan. Sposób w jaki na mnie patrzył był jednoznaczny. Gdybym powiedziała, że mi to nie pochlebiało, skłamałabym. Kolejny przystojny mężczyzna był mną zainteresowany, a ja nie mogłam znaleźć przyczyny. Zawsze uważałam się za przeciętną, a moja figura nie była idealna. 

- Kogo licho niesie o tej godzinie?- jęknęłam zrezygnowana, kiedy usłyszałam dzwonek telekomunikatora. Podeszłam do urządzenie i chwyciłam za słuchawkę. Byłam pewna, że usłyszę głos ochroniarza- Słucham?

- Dobry wieczór Pani, tutaj George z ochrony- usłyszałam po drugiej stronie- Przyszedł Pan Raven Pollard. Chciałby z Panią porozmawiać. Twierdzi, że Panią zna.

- Kto taki?- zająkałam się. Raven był zupełnie ostatnią osobą, której się spodziewałam. Skąd wiedział, gdzie mieszka Clarissa?

- Pan Pollard, mam go wpuścić?

- Jestem w pracy.

- Mówi, że nie odejdzie stąd dopóki z Panią nie porozmawia- kontynuował ochroniarz. Było późno, a ja nie byłam w swoim mieszkaniu. Zaraz potem usłyszałam podniesiony głos Ravena. Nie chciałam żadnej awantury.

- Proszę go wpuścić- powiedziałam zrezygnowana. Odłożyłam słuchawkę i szybkim krokiem dotarłam do stolika na którym leżał mój telefon. Napisałam wiadomość do Clarissy, mając nadzieję, że nie będę miała żadnych problemów. Chciałam być z nią szczera, bo pewnym było, że ochrona poinformuje ją o wizycie Ravena. Szybko otrzymałam pozytywną odpowiedź.

                 Słysząc dzwonek do drzwi poczułam, jak serce zaczyna mi galopować, a w mojej głowie zbiera się gniew. Nie mogłam powiedzieć co czułam, ale jednego byłam pewna. Perspektywa spotkania z Pollardem budziła we mnie skrajne uczucia z dwóch różnych biegunów. 

               Podeszłam do drzwi, przekręciłam zamki i usunęłam łańcuch z drzwi. W momencie kiedy nacisnęłam za klamkę dopadły mnie wątpliwości. Wypuściłam powietrze z płuc, otwierając je.

- Nie wiem dlaczego tutaj przyszedłeś, ale nie jesteś mile widziany- fuknęłam do niego. Raven popatrzył na mnie chłodnym spojrzeniem wchodząc do środka- Jestem w pracy, a to mieszkanie nie jest moje.

- Wiem- odpowiedział jednym słowem. Usiadł na krześle barowym patrząc na mnie. Spodziewałam się, że będzie rozglądał się po mieszkaniu.

- Doskonale. W takim razie powiedz mi po co tutaj przyszedłeś i wyjdź stąd.

- Zdajesz sobie sprawę, że grozi Ci niebezpieczeństwo? Cholernie duże.

- Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz- szybko odpowiedziałam.

W spirali prawdyWhere stories live. Discover now