12

386 6 0
                                    

Kiedy chciał mnie ugryść pojawił sie Edward, wściekły niczym dziki zwierz odepchnął napastnika odemnie i zasyczał groźnie. Spojrzał mi w oczy.... Zobaczyłam w nich poczucie winy. Był wściekły, gdyż nie obeszło się bez szfanku na co miał nadzieję, pojawiając się na tyle wcześnie. To tylko siniaki i rana na głowie, ale on i tak będzie się obwiniał.

- Przyszedłeś sam, bo jesteś szybszy od pozostałych, ale nie silniejszy! - Zaśmiał się tropiciel uderzając głową chłopaka o szkło, które pękło.

- Dość silny by cię zabić! - Powiedział i kopnął go z taką siłą, że blondyn przeleciał na drugi koniec sali łamiąc i tłucząc stojące luźno lustro. Następnie natychmiast rzucił się na niego. Wyrwał mu coś z szyi, w tej chwili do sali wbiegła reszta, Alice odrazu była przy mnie. Pomogła wstać.

- Megi, spokojnie, już dobrze - powiedziała troskliwie przytulając mnie.

Do Edwarda podbiegł Carlisle.

- Synu, wystarczy, pamiętaj kim jesteś - powiedział ojciec do bruneta - Megi cię potrzebuje...

Jasper i Emmett zajęli się Jamesem, mocno mnie pomścili. Chłopak w tym czasie szybko podbiegł do mnie z ojcem. Brunet wciągnął mnie w swoje ramiona niczym pokruszone szkło.

Wyprowadzili mnie z sali baletowej i odjechaliśmy. Wracaliśmy do domu.

- Byłam głupia - wyznałam wciąż tuląc się do chłopaka na tylnym siedzeniu.

- Nas wszystkich przechytrzył, ważne jest to, że to już koniec. Mogło być gorzej. James nie żyje, ty i twoja rodzina jest bezpieczna. - Odezwał się Carlisle.

Edward wpatrywał sie we mnie zmartwiony, ujełam dłonią jego policzek i szepnełam.

- To tylko siniaki i małe rozcięcie. Wszystko dobrze, uratowałeś mnie.

- Kocham cię - oparł swoje czoło o moje wzdychając z ulgą.

- Jesteś moją miłością - wyszeptałam.

Po powrocie do domu spotkałam rodziców i Rose. Okazało się, że dziewczyna na wiadomośc o mojej ucieczce przyjechała. Byłam w szoku, że pogodziła się z rodzicami, a oni zaakceptowali jej chłopaka.

- To cudownie! - Przytuliłam siostrę.

- Z Rose i jej ukochanym się pogodziliśmy, ale z tobą jeszcze nie - powiedziała mama - widzieliśmy twój list, mam nadzieje, że podołamy wyzwaniu - mrugnęła do mnie.

- Napewno - szepnęłam - kocham was...

Rodzice ciągle mnie przepraszali i obiecali, że się poprawią.

- Meg, a czy nie chciałabyś mieszkać z nami? - Zapytała się Rose kiedy miała już wracać, długa droga przed nią.

- Wybacz, ale moje miejsce jest z mamą, tatą, w drewnianym domku na tak zwanym przez ciebie zadupiu - zaśmiałam się, a oni ze mną.

- Czy za tym stoi niejaki Edward Cullen - zaśmiała się.

- Też - pokiwałam głową zerkając na rodziców, o dziwo nie mieli nic przeciwko.

- Może w reszcie go poznamy - wtrąciła się mama.

W nocy przyszedł do mnie Edward, nie chciał mnie opuścić, tak bardzo się o mnie bał. Uspokajałam go, przeciesz nic się nie stało. Tłumaczył, że to może się jeszcze powtórzyć. Ale nie dałam sie złamać.

Chciał usiąść obok łóżka, ale chwyciłam go za rękę i skierowałam by usiadł na łóżku obok mnie. Trzymał mnie za rękę i patrzył mi w oczy.

- Żyję dzieki tobie - szepnęłam z miłosnym uśmiechem.

- Nie - prychnął - to co się zdarzyło to moja wina! Najgorsze było kiedy myślałem, że nie zdążę.

- Ale zdążyłeś, uratowałeś mnie! - Podniosłam się na łokciach.

- Mam wyrzuty sumienia, ale najważniejsze jest to, że jesteś bezpieczna - uśmiechnął się smutno.

- Poprostu zostań ze mną - wytłumaczyłam - i wtedy będę najszczęśliwszą osobą.

- Zostanę.

- Już na zawsze?

- Na wieczność - szepnął, poczułam jego chłodne wargi na mojej szyi, uchu, aż w koncu pocałował mnie namiętnie.

Nadszedł bal. Pozwoliłam aby Alice bawiła się mną jako modelką, uczesała mnie, umalowała i ubrała. Chciałam wyglądać zjawiskowo, a ona wiedziała co robić. Kiedy zeszłam po schodach, w korytarzu czekał Edward z rodzicami. Gawędził z nimi serdecznie, kiedy mnie zobaczył oniemiał, całkiem jak ja za każdym razem na jego widok. Był bardzo przystojny, w smokingu.

- Wyglądasz zjawiskowo - szepnął całując mnie w policzek, a ja spłonęłam rumieńcami.

Rodzice (jak i Rose), polubili Edwarda, więc nie było więcej problemów ze spotkaniami. Chłopak namówił mnie na bal, sama nie wiem dlaczego się zgodziłam, on uważa, że to rytuał przejścia.

- Przypominam, że nie umiem tańczyć. - Szepnęłam mu na ucho kiedy wyszliśmy na parkiet.

- Ostatnio szło ci naprawdę dobrze... Ze mną umiesz.

- Widzę, że nic cię nie przekona - przewróciłam oczami.

- To mój pierwszy taki bal, chciałem pójść na niego z wyjątkową osobą. Znalazłem ciebie, dlatego tak bardzo mi na tym zależało. - Zamruczał mi do ucha.

- Rozumiem, że to taki rodzaj randki?

- Owszem. - Poczułam jego wargi na swoich i oddałam się pocałunkowi, w tym czasie, nawet nieświadoma byłam, że wirujemy na parkiecie.

W końcu wyszliśmy do altanki, takie głośne zabawy nie są dla nas... Zaczęliśmy tańczyć wolnego, było romantycznie... Chłopaka widocznie usatysfakcjonował uśmiech widniejący na mojej twarzy, gdyż lekko odchylił mnie do tyłu i zaczął całować po szyi idąc w górę, w górę, aż trafił do ust, na których złożył namiętny pocałunek...

 Chłopaka widocznie usatysfakcjonował uśmiech widniejący na mojej twarzy, gdyż lekko odchylił mnie do tyłu i zaczął całować po szyi idąc w górę, w górę, aż trafił do ust, na których złożył namiętny pocałunek

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Zmierzch - moja historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz