Kiedy chciał mnie ugryść pojawił sie Edward, wściekły niczym dziki zwierz odepchnął napastnika odemnie i zasyczał groźnie. Spojrzał mi w oczy.... Zobaczyłam w nich poczucie winy. Był wściekły, gdyż nie obeszło się bez szfanku na co miał nadzieję, pojawiając się na tyle wcześnie. To tylko siniaki i rana na głowie, ale on i tak będzie się obwiniał.
- Przyszedłeś sam, bo jesteś szybszy od pozostałych, ale nie silniejszy! - Zaśmiał się tropiciel uderzając głową chłopaka o szkło, które pękło.
- Dość silny by cię zabić! - Powiedział i kopnął go z taką siłą, że blondyn przeleciał na drugi koniec sali łamiąc i tłucząc stojące luźno lustro. Następnie natychmiast rzucił się na niego. Wyrwał mu coś z szyi, w tej chwili do sali wbiegła reszta, Alice odrazu była przy mnie. Pomogła wstać.
- Megi, spokojnie, już dobrze - powiedziała troskliwie przytulając mnie.
Do Edwarda podbiegł Carlisle.
- Synu, wystarczy, pamiętaj kim jesteś - powiedział ojciec do bruneta - Megi cię potrzebuje...
Jasper i Emmett zajęli się Jamesem, mocno mnie pomścili. Chłopak w tym czasie szybko podbiegł do mnie z ojcem. Brunet wciągnął mnie w swoje ramiona niczym pokruszone szkło.
Wyprowadzili mnie z sali baletowej i odjechaliśmy. Wracaliśmy do domu.
- Byłam głupia - wyznałam wciąż tuląc się do chłopaka na tylnym siedzeniu.
- Nas wszystkich przechytrzył, ważne jest to, że to już koniec. Mogło być gorzej. James nie żyje, ty i twoja rodzina jest bezpieczna. - Odezwał się Carlisle.
Edward wpatrywał sie we mnie zmartwiony, ujełam dłonią jego policzek i szepnełam.
- To tylko siniaki i małe rozcięcie. Wszystko dobrze, uratowałeś mnie.
- Kocham cię - oparł swoje czoło o moje wzdychając z ulgą.
- Jesteś moją miłością - wyszeptałam.
Po powrocie do domu spotkałam rodziców i Rose. Okazało się, że dziewczyna na wiadomośc o mojej ucieczce przyjechała. Byłam w szoku, że pogodziła się z rodzicami, a oni zaakceptowali jej chłopaka.
- To cudownie! - Przytuliłam siostrę.
- Z Rose i jej ukochanym się pogodziliśmy, ale z tobą jeszcze nie - powiedziała mama - widzieliśmy twój list, mam nadzieje, że podołamy wyzwaniu - mrugnęła do mnie.
- Napewno - szepnęłam - kocham was...
Rodzice ciągle mnie przepraszali i obiecali, że się poprawią.
- Meg, a czy nie chciałabyś mieszkać z nami? - Zapytała się Rose kiedy miała już wracać, długa droga przed nią.
- Wybacz, ale moje miejsce jest z mamą, tatą, w drewnianym domku na tak zwanym przez ciebie zadupiu - zaśmiałam się, a oni ze mną.
- Czy za tym stoi niejaki Edward Cullen - zaśmiała się.
- Też - pokiwałam głową zerkając na rodziców, o dziwo nie mieli nic przeciwko.
- Może w reszcie go poznamy - wtrąciła się mama.
W nocy przyszedł do mnie Edward, nie chciał mnie opuścić, tak bardzo się o mnie bał. Uspokajałam go, przeciesz nic się nie stało. Tłumaczył, że to może się jeszcze powtórzyć. Ale nie dałam sie złamać.
Chciał usiąść obok łóżka, ale chwyciłam go za rękę i skierowałam by usiadł na łóżku obok mnie. Trzymał mnie za rękę i patrzył mi w oczy.
- Żyję dzieki tobie - szepnęłam z miłosnym uśmiechem.
- Nie - prychnął - to co się zdarzyło to moja wina! Najgorsze było kiedy myślałem, że nie zdążę.
- Ale zdążyłeś, uratowałeś mnie! - Podniosłam się na łokciach.
- Mam wyrzuty sumienia, ale najważniejsze jest to, że jesteś bezpieczna - uśmiechnął się smutno.
- Poprostu zostań ze mną - wytłumaczyłam - i wtedy będę najszczęśliwszą osobą.
- Zostanę.
- Już na zawsze?
- Na wieczność - szepnął, poczułam jego chłodne wargi na mojej szyi, uchu, aż w koncu pocałował mnie namiętnie.
Nadszedł bal. Pozwoliłam aby Alice bawiła się mną jako modelką, uczesała mnie, umalowała i ubrała. Chciałam wyglądać zjawiskowo, a ona wiedziała co robić. Kiedy zeszłam po schodach, w korytarzu czekał Edward z rodzicami. Gawędził z nimi serdecznie, kiedy mnie zobaczył oniemiał, całkiem jak ja za każdym razem na jego widok. Był bardzo przystojny, w smokingu.
- Wyglądasz zjawiskowo - szepnął całując mnie w policzek, a ja spłonęłam rumieńcami.
Rodzice (jak i Rose), polubili Edwarda, więc nie było więcej problemów ze spotkaniami. Chłopak namówił mnie na bal, sama nie wiem dlaczego się zgodziłam, on uważa, że to rytuał przejścia.
- Przypominam, że nie umiem tańczyć. - Szepnęłam mu na ucho kiedy wyszliśmy na parkiet.
- Ostatnio szło ci naprawdę dobrze... Ze mną umiesz.
- Widzę, że nic cię nie przekona - przewróciłam oczami.
- To mój pierwszy taki bal, chciałem pójść na niego z wyjątkową osobą. Znalazłem ciebie, dlatego tak bardzo mi na tym zależało. - Zamruczał mi do ucha.
- Rozumiem, że to taki rodzaj randki?
- Owszem. - Poczułam jego wargi na swoich i oddałam się pocałunkowi, w tym czasie, nawet nieświadoma byłam, że wirujemy na parkiecie.
W końcu wyszliśmy do altanki, takie głośne zabawy nie są dla nas... Zaczęliśmy tańczyć wolnego, było romantycznie... Chłopaka widocznie usatysfakcjonował uśmiech widniejący na mojej twarzy, gdyż lekko odchylił mnie do tyłu i zaczął całować po szyi idąc w górę, w górę, aż trafił do ust, na których złożył namiętny pocałunek...
CZYTASZ
Zmierzch - moja historia
FanfictionNazywam sie Megan i przeprowadziłam się do Forks... Poznałam tam pewnego chłopaka... Być może, będzie moją zgubą, a może okaże się moją przyszłością? Czeka na mnie wiele niebezpieczenstw, dylematów, bólu, ran cierpienia. Jak myślicie? Będzie warto...