ROZDZIAŁ 5

1.1K 47 6
                                    

Spędziłam bardzo miłe południe w towarzystwie nowo poznanego Kol'a. Naprawdę miło się z nim rozmawiało, Mieliśmy tyle wspólnych tematów. Chłopak był ciepły, lecz było widać, że nie łatwo ufa ludziom. Podczas naszego spotkania na jego twarzy cały czas widniał uśmiech, który go rozpromieniał.

- Chyba muszę już iść - spojrzałam na zegarek.

- Już? - zajęczał, z jego twarzy zniknął uśmiech.

- Tak, nie mogę tu dłużej być. Za dużo się zmieniło - powiedziałam i sama posmutniałam.

- Mam pomysł... spędź jeszcze jeden dzień ze mną, a jeśli wciąż będziesz chciała wyjechać, pozwolę Ci - jego twarz ponownie poweselała.

W mojej głowie pojawiło się wiele wątpliwości: słowa Klaus'a, wydarzenia z ostatnich dni... Być może gdzieś w głębi wciąż chciałam dać ostatnią szansę temu miastu, rodzinie i przyjaciołom.

- Hmmm... zgoda - wystawiłam rękę, którą chłopak uścisnął.

Znaleźliśmy się blisko siebie. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy przez kilka minut. Gdyby nie Matt, który właśnie przyniósł rachunek, nie wiem do czego by doszło.

* * *

Zgodnie z umową wróciłam do domu. Ku mojemu zdziwieniu nie było w nim Jenny. Próbowałam się do niej dodzwonić, lecz bezskutecznie. Zdążyłam odnieść moje walizki z powrotem do pokoju, kiedy wtargnął zaniepokojony Alaric.

- Coś się stało? Gdzie jest Jenna? - rozglądałam się.

- Nie ma jej. W tym problem, nigdzie jej nie ma - niepokoił się.

- Uspokój się, napewno zaraz się znajdzie.

- Akurat, gdy w mieście grasują bracia pierwotnych ty mi każesz się uspokoić - mężczyzna poszedł do kuchni i otworzył szafkę, z której wyjął fortecę z kołków.

- Idziesz ze mną? - zapytał śpieszący do drzwi.

- Tak, tylko wezmę kurtkę - szybko pobiegłam po nakrycie i wybiegłam za Saltzman'em.

Ponieważ nie wiedzieliśmy gdzie Klaus zabrał Jenne i czy to on ją zabrał, poszukiwaliśmy na pieszo. Samochodem moglibyśmy nie dotrzeć w każde miejsce, a wątpię, żeby Mikaelson'owie trzymali ją na widoku. Saltzman dostał wiadomość od jednego z braci Salvatore. Na jego twarzy pojawiło się przerażenie.

- Czegoś się dowiedziałeś? - pytam.

- To Damon. Klaus był w lesie, porwał Jennę, krewnego Tayler'a i Elenę. Brakuje mu tylko czarownicy - zawahał się.

- Jak to... Co z wampirem? - przeraziłam się. - Jenna?... - spojrzałam na jego wyraz twarzy, który wyraźnie podpowiadał, że to prawda. - Nie... to nie możliwe - załamałam się. - Chodź, skoro był, w czasie przełym w lesie, to znaczy, że już go nie ma, więc możemy ich wyciągnąć.

- Elijah ich pilnuje i nie zapowiada się aby się ugiął - powiedział stanowczo i wyruszył przed siebie.

Przez dłuższy czas szliśmy po głównych ulicach. Kiedy zeszliśmy na polną dróżkę prowadzącą do lasu usłyszeliśmy dziwne dźwięki. Alaric zatrzymał się.

- Stój - szepnął i zastawił mnie swoim ciałem. Przygotowywał broń, aby w razie potrzeby móc zastrzelić intruza.

Zza krzaków wyszedł wysoki, jasnowłosy mężczyzna.

- Klaus! - krzyknęłam i pokazałam w jego stronę.

Rick natychmiast zaczął do niego strzelać, lecz ten nawet się nie wzruszył.

- I myślisz, że to pokona mnie? - powiedział i rzucił się na mojego przyjaciela. Chłopak bronił się jak długo mógł, ale niestety wyłożył się.

- Nieee! - wybuchłam płaczem.

- Nie rycz, nie zabiłem go - rzucił go na ziemię.

Gdy tylko znalazłam siły zaatakowałam Mikaelson''a swoimi mocami. Klaus jednak miał wystarczająco dużo siły aby się im oprzeć. Kiedy ja w końcu się wyczerpałam, mężczyzna pociągnął mnie i swoim superszybkim biegiem zabrał na polanę w lesie.

* * *

- Potrzebuję tylko, abyś rzuciła to zaklęcie - powiedział, kiedy przede mną stała trójka bliskich mi osób.

- Nie masz do tego czarownicy? - pyskowałam mu resztkami sił.

- To zaklęcie może rzucić każdy, gorzej z tym łamiącym klątwę - uśmiechał się podle.

- Ty jesteś czarownicą? - słyszałam pytania Eleny.

Nie widząc żadnego innego wyjścia spojrzałam na starą, zniszczoną kartkę z zaklęciem i je wymówiłam. Kiedy to zrobiłam cała trójka odsunęła się od siebie w bezpieczne odległości i każdy osobno znajdował się w ognistym kole, który nie pozwalał im się wydostać.

- Ronnie, nie! - słyszałam głosy braci Salvatore, których w oddali przetrzymywał Elijah.

- Jenna! - Elena wybuchła płaczem, kiedy oddaliła się od ciotki.

Moje oczy również wypełniły się łzami. Z przykrością patrzyłam na zaniepokojoną Jennę, rozpaczonego wujka Tayler'a, a nawet na rozdrażnioną Elenę.

- Teraz weź to do ręki iii wypowiedz to zaklęcie - Klaus podał mi do ręki biały, błyszczący kamień oraz księgę.

Odetchnęłam i przepraszająco patrzyłam na wszystkie ofiary. Sama nie wiedziałam, czy przeżyję. Bałam się, lecz nie chciałam tego okazać. Wzięłam kartkę do prawej ręki oraz kamień do lewej. Podniosłam je wysoko i wolno zaczęłam czytać. W tle słyszałam ciągłe wrzaski Stefan'a i Damon'a, a także zrozpaczonej Gilbert. Każde kolejne słowo, które wymawiałam brzmiało coraz bardziej niewyraźniej. Głos mi drżał, a z oczu skraplały się łzy. W pewnej chwili swoją szybkością ktoś zabrał mnie z lasu i z prędkością światła zaprowadził do dużego domu. Przez zamieszanie nawet nie zdążyłam zobaczyć kto to. Kiedy w końcu ustaliśmy, moim oczom ukazał się brązowooki brunet.

- Kol...? - niedowierzałam. - Ty jesteś... wampirem? - głos wciąż mi drżał.

Mimo, że byłam szczęśliwa, iż mnie uratował wiedziałam, że nie mogę być z kimś takim. Sama jestem czarownicą, lecz nie chciałam nią być. Nie chciałam mieć związku z tą całą sytuacją.

- Tak, ale obiecuję, że cię nie skrzywdzę - uśmiechnął się.

Zawiedziona poszłam w drugi kąt pokoju wciąż niewiedząc gdzie się znajduję.

- Dlaczego trzymałeś to w tajemnicy?

- Bo jestem Mikaelson'em. Każdy uważa mnie za niebezpiecznego. W sumie taki jestem, ale ciebie nie skrzywdzę. Zresztą ty też nie mówiłaś, że jesteś wiedźmą - mówił strasznie szybko.

- Bo nie chciałam nią być i wciąż nie chcę - wypierałam się. - Chwila... ale ty to wiedziałeś, skąd? - zaciekawiłam się.

- W moich żyłach płynie magiczna krew. Moja matka była wiedźmą, więc to wyczułem, nie było trudno - odpowiedział siadając obok mnie. Odsunęłam się, co go zmartwiło.

- Gdzie jestem?

- W posiadłości Mikaelson'ów - powiedział spokojnie.

- Właśnie uciekam przed twoim bratem, a ty zabrałeś mnie do domu, gdzie on też mieszka? - zirytowałam się.

- Tak, bo wszędzie indziej byłabyś niebezpieczna, a tu będę cię chronił.

Z jednej strony wiedziałam, że ma rację i że tylko on jest w stanie teraz mnie ochronić, a z drugiej bałam się tego, że jest wampirem i to jeszcze pierwotnym. Ich rodzina ma niebezpieczną historię, która mnie przerażała.

________________

Dzisiaj trochę krótszy rozdział. Teraz dopiero zaczyna się akcja...
Do następnego!

_chxrrycola_

I've changed || Kol MikaelsonWhere stories live. Discover now