16. | Zaczynam się w tobie zakochiwać |

1.4K 193 82
                                    

Wszystko działo się szybko. O wiele za szybko. Miraculum Biedronki było jednym z dwóch najpotężniejszych klejnotów, nic dziwnego więc, że po incydencie, jakie miało miejsce w klubie, jego sukcesywnie wymykająca się spod kontroli moc zaczęła przysparzać kłopotów.
Przez ostatnich kilka dni, samopoczucie Marinette było jedną, wielką huśtawką nastrojów. Bardzo łatwo popadała ze skrajności w skrajność – od napadów histerycznego śmiechu, po stany głębokiego smutku i rozdrażnienia. Początkowo winę za swój stan emocjonalny zrzucała na nadmiar obowiązków i chroniczny brak wolnego czasu, jednak kiedy do fatalnego stanu ducha zaczęły dochodzić coraz częstsze zawroty głowy, zdała sobie sprawę, że winę za to mógł ponosić feralny, uszkodzony kolczyk. Mimo wszystko nie planowała zmiany Miraculum. Była Biedronką, od początku do końca i wiedziała, że tylko z pomocą mocy kreacji była w stanie stanąć ponownie oko w oko z Faleną.

Mgliste ochłapy świadomości zaczęły powracać do niej dopiero po kilku, dłuższych chwilach. Zanim odzyskała siły na tyle, by móc podnieść powieki i skonfrontować spojrzenie ze zmartwionymi twarzami części uczestników kolacji, przez moment wsłuchiwała się w ich podniesione, wyraźnie rozemocjonowane głosy, których brzmienie małymi kroczkami cuciły jej zmysły.

— Jak ja cię za chwilę chlusnę wodą, to skurczy ci się to paskudne, kiczowate kimono z poliestru! — wykrzykiwała Emilie, wyrywając z rąk Japonki szklankę z wodą. — Adrien, natychmiast wyprowadź tę dziewuchę na taras, zanim stracę nad sobą kontrolę! I najlepiej zamknij ją tam od wewnątrz!

— Emilie, przestań wrzeszczeć na panienkę Tsurugi. Zachowujesz się karygodnie! — warknął Gabriel, jednak widząc przebłysk mordu w oczach swojej małżonki, która do tej pory wachlowała zamaszystymi ruchami twarz Marinette, postanowił, że rozsądniej będzie wycofać się z dyskusji.

— Może zadzwonimy po pogotowie? — zaproponował Felix, odgarniając kosmyk włosów z twarzy nieprzytomnej dziewczyny. — Adrien, nie stój tak, otwórz drzwi tarasowe i odsuń się stąd! Zamykasz jej dopływ powietrza!

Młodszy z kuzynów odpowiedział na tę uwagę spojrzeniem, które mogłoby ze spokojem konkurować z wyrazem twarzy jego matki, co w przypadku spokojnego i pogodnego zazwyczaj Adriena, było dość komicznym obrazem. Mimo to posłusznie oddalił się w stronę drzwi balkonowych i otwierając je na oścież, wpuścił do pomieszczenia powiew świeżego, wiosennego powietrza. Delikatny wietrzyk połaskotał policzek Marinette, której rzęsy zadrżały nieznacznie, a powieki uniosły się z trudem na kilka milimetrów, ukazując zmęczone, fiołkowe tęczówki.

— Nie... — wycharczała, kręcąc głową. — Nie potrzeba karetki. Już wszystko dobrze, przepraszam.

Emilie odetchnęła z ulgą. Natychmiast podała swojej asystentce szklankę z chłodną wodą, którą kilka chwil wcześniej zarekwirowała swojej przyszłej synowej. Z jakiegoś powodu, Adrien nadal tkwił przy wyjściu na taras, a jego wzrok, wyrażający całą gamę emocji, począwszy od strachu, troski i ulgi, na widok lepszego samopoczucia Marinette, utkwiony był w jej bladym obliczu. Wyglądał tak, jakby analizował każdy fragment jej twarzy, od ciemnej firanki długich rzęs, otaczających najbardziej niebieskie oczy, jakie było mu dane spotkać w życiu, kończąc na pełnych, bardzo ładnie wykrojonych ustach.

Uwadze Emilie nie umknął moment, kiedy szmaragdowe spojrzenie jej syna zatrzymało się na kolanie projektantki, które przez cały czas, odkąd przybrała pozycję siedzącą, było gładzone dłonią jego kuzyna.

— Lepiej ci? — zapytał z troską Felix, zaciskając delikatnie swoje długie palce na kolanie dziewczyny.

— Tak, to nic takiego. Ostatnimi czasy kiepsko sypiałam i nie miałam za bardzo czasu, żeby zadbać o swoją dietę — skłamała gładko. — Muszę troszkę odpocząć, to tyle.

Prócz ciebie, nic | Adrienette |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz