10. Anioł

3 1 0
                                    

William

Zostałem pchnięty drzwiami na ścianę, gdy je otworzyłem. Samo drewno uderzyło mnie prosto w nos, z którego zaczęła lecieć krew. Z oszołomienia nie zarejestrowałem, wypychania i wyrzucenia z własnego domu. Wylądowałem na soczyście, zielonej i świeżo przystrzyżonej trawie.

- Znowu się spotykamy, dzieciaku. - Moja głowa została gwałtownie odchylona przez białowłosego, który mierzył mnie lodowatym spojrzeniem. - Obiecuję, że popamiętasz mnie - wyszeptał do ucha, mrucząc.

- Zostaw resztę - syknąłem przez zęby.

- Spójrz na to jak rodzina Black rozwiązuję swoje wewnętrzne problemy. - Podniósł mnie z ziemi i przyłożył do gardła srebrne ostrze.


Z domu został wywleczony Wiktor, który był zakuty w kajdanki. Gabriel wyszedł sam z domu z rękami w płaszczu. Uśmiechał się, swoim jedynym tajemniczym uśmiechem. Planował to od początku. Wiedział że ucieknę mu. Dowiedział się, kto stał za tym wszystkim. Wie, z kim ma do czynienia. To on rozdawał karty i nimi manipulował.

- Gabrielu. Przyjacielu drogi - odezwał się wesoło.

- Co to ma znaczyć?! - krzyknął Wiktor.

- Tak jak się umawialiśmy. Ja daje ci jego. - Wskazał na swojego brata, a po chwili na mnie. - I dostaje go.

- Nie bądź taki pewny siebie. Przyszły przywódco mafii Black.

- Co? - Wiktor zaczął się wyrywać, jednak ludzie białowłosego go obezwładnili. - Jak możesz?

- Normalnie - Zmierzył go zimnym spojrzeniem. - Jesteś ogniwem tych wszystkich wydarzeń. - Chwycił jego rękę i ściągnął pierścień.

- Nie prawda!

- Zakochałeś się w nieodpowiedniej osobie, kochany - zanucił białowłosy.

- To nie moja wina.

- A szczelanina? Kto zaczął?

- Nie ja!

- Ty zacząłeś. Zginęła moja córka. Zginął przyjaciel Nicolasa, który doprowadził do wypadku rodziny Black. Zabrałeś małego. - Wskazał na przyjaciela. - I sprowokowałeś rosjanów, przez co zginął twój braciszek Luke. Ciekawe, co z nim robiłeś za ścianami domu.

Wiktor natychmiast się uciszył. Cały poczerwieniał i zagryzł wargę. Ja oniemiałem. Luke nie mówił mi co się dzieje w domu. Widziałem na jego rękach sine ślady, ale zawsze się jakoś wymigiwał z odpowiedzią. Gabriel w tym czasie kopał w piasek i słuchał. Był mocno zamyślony.

- Nie sądziłem, że mój brat to pedofil - odezwał się po chwili.

- Nie jestem pedofilem! Sam się pchał.

- On nigdy by tego nie zrobił! - krzyknąłem i usłyszałem wystrzał.

Przy moim uchu przeleciał pocisk, lekko go zahaczając. Stałem sparaliżowany i patrzyłem na Gabriela. Ten tylko się uśmiechnął i pokiwał głową. Podszedł do mnie i spojrzał na ranę. Przyjacielsko poklepał po plecach.

- Od dzisiaj nie istnieje mafia amerykańska - oznajmił. Rozejrzałem się wszyscy ludzie, którzy tu byli ukłonili się. Jeden rosły mężczyzna podszedł do nas.

- Dziękujemy, Panie Black. Od dzisiaj, jeżeli zajdzie potrzeba, może Pan nas wezwać w każdej chwili.

- Moją zapłatą będzie to iż będziecie żyć zgodnie z prawem. Tak jak się umawialiśmy. - Kiwnęli sobie głową i mężczyzna odszedł. - Wracajmy do naszego domu.

Detektyw w pomarańczowych trampkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz