7. Może skorzytam.

227 9 63
                                    


Obudziłam się i z początku nawet nie chciałam wstać z łóżka. Odczuwałam lekkie bóle głowy, zapewne przez wczorajszy płacz, ale dzisiaj nie mogłam opuścić szkoły. Obróciłam się na prawy bok, gdzie w moim przekonaniu miał leżeć Gabriel. Ale go nie było. No tak, dlaczego miałby być do końca. Pewno czekał, aż usnę i wypieprzył stąd mając w dupie moją prośbę.

Odkąd tylko pamiętam nigdy nie wywiązywał się z obietnic mi, albo komukolwiek danych, bo już taki był Reyes, pierdolony kutas uważający się za króla świata. Ale co ja mogłam poradzić. Momentami naprawdę wierzyłam, że się zmienił i zaczniemy w końcu zdrową relacje. Jak zwykle się przeliczyłam.

Prychnęłam na swoją głupotę. Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę garderoby. Wybrałam jakieś zwykłe czarne, przecierane dżinsy z wysokim stanem i białą bluzę, którą kiedyś zabrałam Dylanowi. Gdy wyszłam z tego raju ubrań podeszłam po plecak i ruszyłam na dół do mamy. Choć zawsze uważała mnie za najgorszą, była przy mnie gdy jej potrzebowałam.

- Dzień dobry, kochanie - uśmiechnęła się do mnie jak zawsze promiennie. W jej oczach widziałam jakiś błysk, który dał mi do myślenia, że czegoś ona chce.

Przynajmniej ona zawsze była dla mnie wsparciem, nawet w tych odchyłach, w których motywowała mnie do dalszych starań. Bo odkąd jej pomagałam jej odchyły były krótsze, a ona po nich nie czuła się już tak bardzo wyczerpana psychicznie. Nie mówię, że to moja zasługa, bo mama jest na tyle silna, że sama sobie z nimi powoli radzi i je zwalcza małymi, bezpiecznymi kroczkami.

- Dzień dobry - powiedziałam również się uśmiechając, ale już nie tak pewnie jak na początku. Mama zawsze poprawiała mi humor, ale teraz wiedziałam, że chce poprowadzić sekcje pytań.

- Coś się może stało wczorajszej nocy? - spytała zapewne do czegoś dążąc. Zamknęłam oczy wzdychając. No tak, dziennikarka Magdalena Jordan w akcji.

- Nie, dlaczego pytasz? - spytałam ze sztucznie radosnym uśmiechem. Zaczęłam grać w jej głupią grę, którą wymyśliła, tak aby wyciągać ze mnie informacje, które zazwyczaj nigdy nie chciałam jej zdradzać. Byłam głupia gdy miałam te szesnaście lat.

A mama nadal kochała tę grę, choć zawsze mówiłam jej o wszystkim.

- A nic, wydawało mi się, że słyszałam jakieś dziwaczne odgłosy dochodzące z twojego pokoju - zjechała mnie uważnie wzrokiem zważając na każdy fragment mojej twarzy, nie pomijając żadnego skrawka.

- Nie, coś ty, przecież wiesz, że jestem aspołeczna, może to z domu sąsiadów - wzruszyłam ramionami, próbując się nie uśmiechnąć. Już sobie wyobrażam jak nasza ponętna sąsiadka wypierdala chłopa ze swojego domu.

- Tak, napewno nasza osiemdziesięcioletnia sąsiadka, krzyczała do swojego nieżyjącego męża, żeby spierdalał z jej pokoju. Jestem tego pewna, chyba muszę jej zwrócić uwagę, żeby nie brała w takich ilościach swoich leków - ironizowała kręcąc głową w udawanym zamyśleniu - no nic, zjesz coś, bo masz jeszcze... - spojrzała na zegarek zamieszczony na ścianie - pół godziny? - spojrzała na mnie wyczekując mojej odpowiedzi.

- Z przyjemnością zjem z tobą, mamo - uśmiechnęłam się wyprostowując swoją sylwetkę podekscytowana.

- Dobrze już tak nie kpij dziecko, bo nikt nie lubi takich bipolarów, jak ty - stwierdziła popijając nadal swoją herbatę - a ty co kurwa czekasz, aż ja ci zrobię śniadanie, leniu? Ja już w życiu się narobiłam, teraz twoja kolej - powiedziała zacięcie.

- Dobrze oczywiście, że zrobie dla nas śniadanie, mamusiu - stwierdziłam ze sztucznym uśmiechem.

- Coś ci na ten temat mówiłam młoda damo, nie bądź taka cyniczna.

Dotyk diabła // ZAWIESZONE //Where stories live. Discover now