Rozdział 1

25 4 4
                                    

Zapisałem datę na samej górze kartki, dokładnie pamiętając nasze pierwsze spotkanie. Chwilę nie mogłem zebrać myśli. Nie wiedziałem, od czego zacząć, lecz po chwili moja ręka sama  pisała litery.

"Gdy miałem 7 lat, będąc na wfie, prawie się udusiłem. Mimo powolnego truchtu przestałem nagle oddychać. Po krótkim kaszlu upadłem na ziemię. Z opowieści mojej mamy wiem, że pani wychowawczyni zadzwoniła po karetkę i pojechałem do szpitala, gdzie byłem w śpiączce przez około 2 dni. Jak się okazało, mój ojciec od dawna ukrywał wrodzoną wadę płuc. Podobno brał bardzo dużo leków, lecz pożądnie je schował, by nikt nic nie podejrzewał. Oczywiście odziedziczyłem ją. Mogła zagrażać mojemu życiu, jeśli nie będę na siebie uważał." - napisałem.

                               ###

Zerknąłem na zegar wiszący na ścianie w salonie. Wskazywał 16.15. Ubrałem czarne adidasy, spoglądając na różową parę firmy Nike, należącą do Jana. Zawsze mieliśmy inne gusta. Zamknąłem drzwi od domu i pojechałem samochodem do przedszkola pełen stresu, zastanawiając się, co powiedzieć synkowi, Kacprowi.

W drodze powrotnej z ust dziecka wypadło pytanie o drugiego ojca.
- Pojechał na ważną konferencję, wróci za dwa tygodnie.- powiedziałem, nie potrafiąc nic innego wymyślić. Nie chciałem okłamywać Kacpra, lecz wiedziałem, że ta wiadomość mocno się na nim odbije. Sam nie potrafiłem w to uwierzyć. Cały czas odrzucałem ten fakt. W mojej głowie Jan cały czas żył, czuł się dobrze.

Zrobiłem na kolację spaghetti, ulubione danie naszej trójki. Po skończonym posiłku i posłuchaniu opowieści o przedszkolu i paczce gangusów, kradzących innym dzieciom deser, pozmywałem naczynia i poszedłem do sypialni. Wziąłem się za dalsze pisanie.

"Musiałem zostać w szpitalu na kilka dni, żeby mogli zrobić mi dokładne badania. Jedzenie było dobre, choć wydaje mi się, że kucharz był dość młody i zaczynał z gotowaniem. Kurczak był lekko przypalony, tarta marchewka zbytnio polana sokiem z cytryny, frytki posypane lekko cukrem. Byłem wyczulony na takie rzeczy, jednak postanowiłem zacisnąć zęby i nie narzekać. Miałem własną, malutką salę, i ani chwili spokoju. Ciągle przychodzili do mnie lekarze, pielęgniarki lub rodzice. Na początku nie czułem się za dobrze i dużo kasłałem, lecz po lekach było coraz lepiej. Po tygodniu mnie wypisali, dając mojej mamie zwolnienie z wf na cały rok i wskazówki, jak się ze mną obchodzić. 

Tydzień po wyjściu ze szpitala, rodzice zabrali mnie w dziwne, lecz przytulne miejsce. Okazało się, że idę właśnie na rehabilitację. Staliśmy dość długo, czekając, aż inna osoba skończy swoje zajęcia. Zobaczyłem, jak korytarzem idzie kobieta, ciągnąca za rękę chłopca. Był w moim wieku. Miał jasne, lekko kręcone włosy sięgające do ramion i niebiesko-zielone oczy. Strasznie się wyrywał i krzyczał. "Wariat"- pomyślałem. Po chwili podszedł do niej pan w średnim wieku. Pytał  o autyzm. Była to prawdopodobnie choroba tego chłopca.

Rehabilitacja polegała głównie na ćwiczeniach oddechowych i kilku łatwych ćwiczeniach fizycznych, jak na przykład robienie kółek rękami w powietrzu czy stanie na jednej nodze. Na koniec zacząłem lekko kaszleć, lecz dzięki specjalnej metodzie, o której powiedział mi rehabilitant, nie trwało to długo. Po godzinie pan zaprosił moją mamę, a mnie poprosił o poczekanie przed drzwiami.

Kiedy wyszedłem, obok drzwi po prawej zauważyłem tego chłopca z autyzmem. Patrzył na mnie przez chwilę, nie spuszczając ze mnie wzroku. Podszedł do mnie.
- Cześć, ja Jan. Ty? - powiedział, układając zdanie trochę dziwnie.
- Szymon. Po co do mnie podszedłeś? - zapytałem z irytacją. Nie chciałem z nim rozmawiać.
- Żeby się zaprzyjaźnić. Przyjaźń? - znów dziwnie się na mnie spojrzał, jakby próbował wymusić na mnie odpowiedź.
- Tak - powiedziałem, nie wiem czemu.

Po chwili moja mama wróciła, więc musiałem się z nim pożegnać. Szczerze mówiąc nie zamierzałem tęsknić.

Spotkałem go jeszcze kilka razy, zawsze  mnie zagadywał.
Nie przeszkadzał mi już tak, jak za pierwszym razem. Pewnego dnia miał że sobą szary notesik. Kazał mi się podpisać. Następnie sam to zrobił. Zmierzył mnie wzrokiem i zaczął coś bazgrać. Po minucie, dwóch, pokazał swoje dzieło. Narysował szczupłego blondyna w czerwonej czapce z daszkiem i samochodzikiem w ręku. To byłem ja. Pamiętam, że byłem pod wielkim wrażeniem jego talentu. Zapytał, czy ja mógłbym go narysować. Zgodziłem się. Nigdy nie miałem talentu do rysowania, więc mimo starań, rysunek nie był zbyt piękny. Jan był totalnym moim przeciwieństwem. Jego rysunek ukazywał mnie ładniejszego, niż naprawdę byłem. Kiedy skończyliśmy, on musiał już iść. Pożegnał mnie krótkim "do jutra". Nigdy więcej nie widziałem go w tamtym miejscu."

----------------------------------------------------------

Art _UwU__UwU__UwU_

Art _UwU__UwU__UwU_

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Zostań Where stories live. Discover now