○~Rozdział 25~○

521 31 0
                                    

Dzięki rozmowie z Claire Oliver poczuł się o wiele lepiej, co można było zauważyć już na pierwszy rzut oka. Specjalnie na mecz z Puchonami, ułożył nową taktykę gry oraz znacznie zwiększył ilość treningów w tygodniu. Nie miał on zamiaru dawać satysfakcji Flintowi, który na pewno umierał w tej sytuacji ze śmiechu. Przez to, że był to jego ostatni rok w Hogwarcie, a o Puchar starał się już dwa lata, teraz nie miał on zamiaru odpuścić.

Oczywiście Claire praktycznie od razu zauważyła poprawę w zachowaniu Olivera. Mimo tego, że odczuwał na sobie pewną presję (co wnioskowała Krukonka, po jego ciągłym rysowaniu i pisaniu na pergaminie) to w pewnym sensie była o niego bardziej spokojna. Zależało jej przecież na wsparciu Olivera w tej trudnej dla niego sytuacji, a po widocznej zmianie jego humoru mogła wywnioskować, że wszystko poszło zgodnie z jej planem.

Przez zbliżający się mecz, Claire postanowiła nawet zrezygnować z udzielania korepetycji z transmutacji. Wiedziała, że Oliver już wystarczająco poprawił swoje stopnie, a teraz najważniejsze był dla niego mecz z Puchonami. Dzięki tej decyzji i zgodzie profesor McGonagall, miała ona znacznie więcej czasu szczególnie dla swoich przyjaciółek. Jednak Madison i Ellie również zaczęły sezon naprawdę wymagających treningów, przez co najwięcej czasu spędzała ona z Penelopą. Tym razem było podobnie.

Claire razem z Penelopą siedziały na jednym z łóżek w swoim dormitorium, ustalając plan naprawdę porządnej powtórki do tegorocznych OWUTEMów. Pozostałe dwie Krukonki były właśnie na boisku do Quidditcha. Jednak nie można było powiedzieć, że warunki pogodowe były idealne do przeprowadzenia czegoś takiego. Mianowicie od kilki dobrych dni codziennie padał ostry i nieprzyjemny deszcz, a mocny wiatr powodował zapełnienie łóżek w skrzydle szpitalnym.

- Mam tylko nadzieję, że żadna z nich nie spadnie z miotły - powiedziała w końcu Penelopa, zaznaczając jeden czerwony krzyżyk przy zagadnieniu dotyczącym Wywaru Żywej Śmierci. - Wiatr wieje zdecydowanie za mocno na jakikolwiek trening.

- Nawet mi o tym nie mów Penny - westchnęła Claire, znad książki do zielarstwa. - Ostatnim czasy Madame Pomfrey mówi tylko o tym. Dodatkowo każda drużyna miała chociaż jednego zawodnika z jakimś drobnym urazem. Jak tak dalej pójdzie, to po pierwszym meczu nie będzie miejsca dla nikogo innego.

- Czasami zastanawia mnie to, czemu po prostu nie przełożą takiego meczu - tutaj wzruszyła ramionami, spoglądając na leżący przed nią pergamin. - Wiesz, Claire wydaje mi się, że na dzisiaj możemy już skończyć z powtórką. Zrobiłyśmy więcej, niż planowałyśmy. Teraz będziemy musiały jakoś ogarnąć Madison i Ellie, bo im to do nauki jakoś specjalnie się nie spieszy.

- Przecież znasz je zbyt dobrze Penny i wiesz, że one zaczynają się uczyć dopiero po pierwszym meczu - powiedziała Claire, składając wszystkiego rzeczy z łóżka. - Zobaczysz, że jak Gryfoni zagrają z Puchonami, to wezmą się za to wszystko.

Penelopa musiała w tej kwestii przyznać rację swojej złotowłosej przyjaciółce. Przecież tak właśnie było zawsze. Już od trzeciego roku, kiedy Madison i Ellie zakwalifikowały się do drużyny, taka historia zaczęła się powtarzać co roku.

- To, co sprzątamy te książki i czekamy na Mad i Ell? - zapytała po chwili Claire, wstając z łóżka. - Szybko to zrobimy i spokojnie będziemy mogły odpocząć.

Blondynka zgodziła się na to praktycznie od razu. Również poderwała się z łóżka, szybko chwytając za swoją część książek, odkładając je na swoją szafeczkę nocną. Claire oczywiście zrobiła to samo, z tą różnicą, że ona odłożyła je na swoje biurko. Już chwilę później cały pokój śnił czystością, jednak nie trwało to długo.

- Ja uduszę tego Rogera no! - warknęła Ellie, która razem z Madison weszła do pokoju. - No patrzcie tylko na nas. Wyglądamy, jakbyśmy przepłynęły bagno wpław.

Nie tylko Quidditch • Oliver WoodWhere stories live. Discover now