Rozdział 24

178 5 0
                                    

Cina z rana ubrał Lea'e w nowy kostium, który mieli wszyscy trybuci.
- Suknia była piękna.- powiedziała cicho, gdy ten ją przytulił.- Dziękuję.
- Jesteś silna. Dasz sobie radę.- szepnął, gdy rozpoczęło się powolne odliczanie do startu.- Jeszcze jedno.- rzucił, po czym wziął coś z kieszeni i przypiął do jej piersi zawieszkę dziewczyny, którą potem zakrył ją materiałem z kombinezonu.
- Dziękuję.- na te słowa Cina posłał jej życzliwy uśmiech. Dziewczyna weszła do kapsuły, która miała ją przenieść na arenę. Projektant stanął po drugiej stronie szyby kiwając wymownie głową. Wierzył w nią, a ona wierzyła w swój plan. Nagle do pomieszczenia wbiegli strażnicy, którzy zaczęli okładać Cine kijami. Lea zamarła przerażona, aż z jej ust wydobył się krzyk.- Cina! Nie! Zostawcie go! Cina!- przy ostatnim osunęła się na kolana razem z nieprzytomnym już mężczyzną.- Nie! Proszę! Cina! Cina!- wrzasnęła z płaczem, gdy kapsuła ruszyła, a obraz ciągnącego po podłodze Ciny zaczął znikać. W końcu znalazła się na arenie, czując w sercu jakby pustkę. Kolejna osoba, która przez nią cierpi. Wstała z pokrywy, wytarła trzęsącymi się dłońmi policzki, po czym poczuła przepływ emocji.
- 10...9...8...7...6...5...4...3...2...1!- wystrzał, a trybuci rzucili się w stronę albo wód, które otaczały róg obfitości, albo lasu, by ukryć się orzed resztą. Od wyjątkowo zrobiła to pierwsze. Chris ruszył w przeciwną stronę, jednak widząc skaczącą do wody dziewczynę rzucił się biegiem za nią. Lea dotarła do rogu jaki jedna z pierwszych, więc prędko chwyciła łuk i strzały, chowając za pasem też miecze dla Chrisa. Nagle dostrzegła obok siebie Finnicka, który jednak nie zaatakował, a wyciągnął ku niej trójząb. Lea wtedy zwróciła uwagę na coś innego.
- Skąd to masz?- spytała nawiązując do złotej bransolety Haymitcha.
- Zaskoczenie, co?- rzucił z uśmiechem.- Gramy do jednej bramki, blondi.- dodał, po czym jego broń wystrzeliła w atakującego ich trybuta. Lea odetchnęła głęboko, chowając jeszcze więcej broni.- Osłaniam cię.- chłopak ruszył na innych, gdy te zajmowała się zaopatrzeniem dla ich grupy.
- Suka!- krzyknął ktoś rzucając się na dziewczynę, przez co ta uparła z hukiem na kamienie, raniąc przy tym tył głowy.- Już nie żyjesz!- mówiła trybutka z ostrymi zębami. Już chciała ją zaatakować, gdy ktoś ją strącił do wody. To był Chris, który zdążył dopłynąć w czas.
- Oszalałaś?!- krzyknął do Lea'i, pomagając jej wstać.- Miałaś biec do lasu!
- Nie ma za co.- podała mu miecze, na co ten pokręcił głową w szoku.
- Mogłaś zginąć!
- Odłożcie tą kłótnie małżeńska, gdy będziemy już z dala od rogu, dobrze?!- wypalił walczący wciąż Finnick. Po tych słowach wszyscy pobiegli ku lasu, a po drodze dołączyła do nich Mags, którą Lea poznała na szkoleniach. Staruszka poprowadziła trójkę trybutów do wielkiego drzewa, przy którym stanęli. Wszyscy próbowali złapać oddech po biedy, gdy odezwał się Chris.
- Kurwa, Lea! Miałaś biec do lasu po rozpoczęciu igrzysk!- rzucił, a dziewczyna potarła czoło. Las nie był lasem. Raczej można by nazwać go dżunglą, w której temperatura wynosiła zdecydowanie za dużo.- Dlaczego tam pobiegłaś do cholery?!
- Bo potrzebowaliśmy broni.- wyjaśniła spokojnie, jednak ten aż kipiał z nerwów. Z kolei Mags usiadła na trawie przyglądając się kłótni. Finnick również milczał ze skrzyżowanymi rękami.
- I właśnie ty musiałaś ją zdobyć?!
- Nie krzycz, bo ktoś nas usłyszy.
- Przecież Haymitch...
- Nie ma go tu!- wrzasnęła przekrzykując go. Chłopak ucichł zszokowany.- Jesteśmy tylko my i to od nas zależy czy nie wylądujemy w workach w szybowcach.- dodała ciszej.
- Co jest? Co widziałaś?- spytał domyślając się, że coś się stało. Lea pokręciła głową patrząc na Finnicka.
- Jestem z wami.- zaparł się, na co blondynka skutecznie zmieniła temat.
- Musimy się gdzieś ukryć i znaleźć jedzenie.
- Wodę.- rzucił Chris powoli.- Przede wszystkim wodę.- dodał ciszej, po czym odszedł kawałek dalej, by wybadać teren.
- Warunki, że tak powiem, tropikalne.- zagaił rozmowę Finnick.- Jakiś pomysł?- spytał, na co Lea spojrzała w górę na drzewo.
- Wejdę na górę i się rozejrzę.- zaproponowała blondynka.
- Nie spadnij. Romeo mnie zabije.- wypalił, jednak ta go zignorowała zaczynając się wspinać. W końcu weszła na szczyt korony drzewa, skąd dostrzegła, że arena ma kształt koła, w którego centrum znajdowały się wody oraz róg obfitości. Nic więcej nie zobaczyła, bo reszta areny to sama dżungla. Zeszła więc na dół, gdzie czekali na nią przyjaciele.
- Coś zobaczyłaś?- spytał ją Finnick.
- Tylko drzewa i róg obfitości.- wyjaśniła Lea, a Chris przytaknął biorąc do ręki miecz.
- Ruszmy się stąd, chyba że chcemy dostać nożem w plecy.
- To groźba?- rzucił Odair, na co drugi trybut posłał mu nieszczery uśmiech.
- Tylko jeśli chcesz zdradzić.- wypalił Chris. Ich kłótnie przerwała Lea, która wyprzedziła ich i ruszyła wgłąb dżungli. Chłopaki oraz Mags udali się za nią, zacierając ślady przed innymi.

- Gale, miło cię widzieć!- zawołała kobieta, obejmując chłopaka, który wraz z przyjacielem przyszedł do jego domu.
- Panią również.- przywitał się brunet, na co Eliot bez słowa ruszył do swojego pokoju.- Przepraszam.- rzucił, idąc za przyjacielem.
- Nie mogę na to patrzeć.- stwierdził Eliot chodząc w kółko po pokoju, a Gale zamknął drzwi przytakując.
- Ani ja, ale co innego możemy zrobić? Igrzyska dziś się rozpoczęły. Nie idzie jej odbić, czy ukryć. Pozostaje czekać.
- Nie, nie będę czekać, aż zamordują mi siostrę i zrobią z nią męczennice.- wypalił Torres, po czym rzucił książkami o ziemię.
- Uspokój się, twoja mama ma wystarczająco dużo problemów.
- Problemów? Może stracić córkę do cholery!
- Eliot!- wrzasnął na niego Gale, więc ten wziął głęboki oddech, chcąc się uspokoić.- Wiem co czujesz, ale jeśli rzucisz się na Kapitol to nic sam nie zdziałasz.
- Nie będę sam.- wyjaśnił chłopak ku zaskoczeniu przyjaciela.- Wiele osób z kopalni zgodziło się na udział w buncie...
- O czym ty mówisz? Słyszysz się w ogóle? Co zrobisz? Wbijesz na arenę i zabierzesz z niej Lea'e?
- Tak, bo ją kocham.- odpowiedział łagodniej Eliot.- Wiem, że i ty ją kochasz.
- Jest twoją siostrą, więc...
- Gale.- przerwał mu Eliot, po czym uśmiechnął się smutno.- Ja wiem.- dodał, na co brunet spuścił głowę.- Nie proszę cię o pozwolenie, a o wsparcie, bo zrobisz wszystko, by ją uratować.
- Tak, ale to nie jest sposób. Idąc na Kapitol sami umrzemy, a Lea razem z nami.- stwierdził chłopaka.- Odpuść. Dla niej.- na te słowa Eliot westchnął stając przed oknem, co dało odpowiedź jego przyjacielowi. Gale wyszedł z pokoju, pożegnał się z panią domu i udał się do lasu, w którym polował. Tam był sam, a tego tylko potrzebował, by łączyć się myślami z Lea.


Kto chce więcej scen z Eliotem?
♥️♥️♥️♥️♥️♥️

𝐼𝑔𝑟𝑧𝑦𝑠𝑘𝑎 𝑠́𝑚𝑖𝑒𝑟𝑐𝑖Where stories live. Discover now