Mia principessa

11.7K 500 63
                                    

[Widzisz błędy, popraw mnie. Dziękuję]


Weszliśmy na taras plenerowej restauracji, gdzie znajdowały się okrągłe stoliki nakryte białymi obrusami. Na zadaszeniu w stylu tropikalnym zwisały lampiony, dające przyjemny klimat, natomiast w rogu na podwyższeniu stała szczupła kobieta i grała na skrzypcach. Patrzyłam na nią jak zahipnotyzowana. Grała z pasją, a ja czułam dreszcze i w tym momencie jej zazdrościłam. 

– Księżniczko – Szepnął, Antonio tuż przy moim uchu. – Wracaj.

Mrugnęłam powiekami, wracając do rzeczywistości. Odkaszlnęłam. Brunet odsunął dla mnie krzesło, a kelnerka podeszła z przyklejonym uśmiechem na twarzy i położyła przed nami karty dań.

– Więc, gdzie twój towarzysz biznesowy? – Zapytałam, przeglądając kartę.

Zapewne stronę z alkoholami muszę pominąć w towarzystwie Antonia, a po tym jak zniszczył mój dowód nie zamówię nawet piwa. Do bani. Kelnerka wróciła odebrać nasze zamówienie. Antonio postawił na kuchnie śródziemnomorską, ja nigdy nie przepadałam za owocami morza. Kalmary, ośmiorniczki czy nawet popularne krewetki wzbudzały we mnie odrazę. Więc zamówiłam swoją bezpieczną i ulubioną sałatkę grecką z chlebem czosnkowym.

– Będzie o wyznaczonej porze. – Odpowiedział znudzony na zadane mu wcześniej pytanie. Czy nigdy nie mógł odpowiadać precyzyjniej? Przeczuwałam, że moje oczy dzisiaj będą mnie boleć, przez zbyt częste wywracanie nimi.

Mój wzrok bez przerwy wracał do grającej dziewczyny.

– Dlaczego już nie grasz? – Zapytał mnie, wrzucając sobie pastylkę gumy miętowej do ust. – Kiedyś nie można było cię oderwać od skrzypiec. Brzdękoliłaś na nich na okrągło, aż uszy więdły.

To był fakt, pamiętam że nawet rodzice przekształcili jedną z wielu sypialni w rezydencji na specjalną salę, do gry na skrzypcach. Tam miałam lekcje ze swoją nauczycielką, słynną Cruellą de Mon. Ale nawet ona nie zraziła mnie do gry, mimo że była oziębłym, sukowatym postrachem uczniów.

Antonio patrzył na mnie tak jak zwykle, próbując przeniknąć do mojego umysłu, swoimi bursztynowymi tęczówkami. Pytanie czy potrafiłam mu powiedzieć. Wahałam się przez dłuższą chwilę, próbując dobrać słowa. A każde z nich mogło być jak znak dymny, alfabet morsa, czy nawet język migowy formułujący się w słowo SOS. 

– Gra na nich przywołuje pewne wspomnienia, a wraz z nimi pojawia się moja fobia – Przełknęłam głośno i nie odrywałam wzroku od dziewczyny. Jak lewą ręką trzymała szyjkę instrumentu, z precyzją i pasją, naciskając palcami struny. Prawa ręka poruszała się z lekkością i opanowaniem, sunąc smyczkiem między podstawkiem a gryfem, wydobywając pożądane dźwięki.   – Czasem wydaje mi się, że minęły wieki odkąd ostatni raz grałam. Że chwytam drewniany instrument i daję się ponieść tak jak Ona. - Wskazałam na kobietę. - Potem uderza we mnie rzeczywistość i świadomość, że to nie wieki tylko półtora roku, ale strach pozostaje niezmienny... Wciąż taki sam.  – Zamilkłam na chwilę, by powrócić spojrzeniem na swojego towarzysza – Rozumiesz o czym mówię?

Dopiero gdy skończyłam swoją wypowiedź, dotarło do mnie jak wiele mu wyznałam. Dawno nie byłam tak szczera z nikim i poczułam pewnego rodzaju brak kontroli. Zamknęłam oczy, przyłożyłam palce do skroni i starałam się odsunąć od siebie wspomnienia. Wtedy poczułam niespodziewany uścisk na nadgarstkach. Uniosłam powieki, zblokowałam spojrzenie z idealnie wyszlifowanym bursztynem.

– Rozumiem. – Odpowiedział twardo.

Nie spodziewałam się jego odpowiedzi. Jedno proste słowo, a dało mi nadzieję. Nadzieje, że istnieje na tym świecie ktoś, kto utrzyma mnie na powierzchni i nie pozwoli mi utonąć. Pierwszy raz spojrzałam na niego i dostrzegłam to coś. Ukryte i zakurzone, jak antyki na strychu. Napięcie, przenikające iskry, namiętność. Pozwoliłabym mu się spalić, po to tylko, by odbudował mnie z popiołu. Uchwycić brzytwę, którą mi podaje, by wejść z nim na jeden okręt i pójść na dno jeśli trzeba będzie.  Odkąd wrócił, nie znalazłam w nim łagodności, nigdy mi jej nie okazał. Mimo, że nazywał mnie księżniczką, nigdy mnie tak nie traktował. Był bezwzględny, apodyktyczny i władczy, a mi to imponowało, mimo że z nim walczyłam. To była nasza gra.

Złamana przysięgaWhere stories live. Discover now