rozdział 4.1: dwóch muszkieterów

1.7K 132 203
                                    

jeżeli możecie, to ładnie komentujcie, bo mam dzisiaj okropny dzień :/

o i polecam słuchać 'Lust for life' od Lany del Rey i the Weeknd

⋆ ⋆ ⋆ 𓃰⋆ ⋆ ⋆

Dereck Robins powtarzał jej, by nie martwiła się za wiele o Chrisa Douglasa.

Ale myślała. Całe noce. Całe dni.

Spędzała długie godziny, gdy bezsenność odbierała jej wypoczynek, na wpatrywaniu się w sufit i rozmyślaniu. Tematy były różne, ale trzymały się pewnego schematu.

Zaczynała od taty i dziadka z którymi rozmawiała niemal codziennie, choć wciąż na jej sercu leżał ogromny ciężar tęsknoty.

Później, bardzo płynnie, przechodziła myślami do Juliet Wood, mamy Sophie, a zarazem kobiety, która wychowała ją jak własną córkę. Zastanawiała się, czy tego dnia jest jej trochę lżej niż wczoraj, może trochę ciężej niż jutro. Ale wiedziała, że da sobie radę z nowotworem.

Później już wszystko działo się bardzo szybko. Do głowy wpadły jej słowa Pana Derecka, a za nimi chaos i bałagan myśli, które sprowadzały do jednego.

Chris Douglas złamał serce Diany Lafayette.

I jakkolwiek chciała to sobie wytłumaczyć, nie potrafiła. Nie miała tej zdolności, by chociaż wyobrazić sobie swoją silną i niezależną, pewną siebie ciocię, która miałaby kiedykolwiek złamane serce.

Było to dość płytkie, jednak patrząc na Diane dochodziło się do jednego wniosku. To ona łamała serca, a nie była tą, której łamano.

I to nie pasowało Lizie do całej historii. Że spotkała kogoś tak niesamowitego, że pokochała go całą sobą, a on na końcu skrzywdził ją, wyrywając z jej ciała fragmenty duszy.

Duszy, serca i rozumu, które w różnych częściach należały poniekąd do Chrisa. A on, wraz ze swoim odejściem i wyrządzoną krzywdą, odebrał jej coś osobistego. Mimo, że miał zaopiekować się miłością, on ją zniszczył.

I choć Liza nie wiedziała, dlaczego i jakim sposobem mógł w ogóle pomyśleć, a tym bardziej skrzywdzić złote serce cioci, zrozumiała, że była słabsza, niż się kreowała.

Bo trzeba wiedzieć, że Diana Lafayette była twardą osobą, nieczęsto tracącą kontrolę, a emocje i uczucia zostawiała w granicach normy. Nie dopowiadała, a przyjmowała to, co powinna z zasady. Jeżeli kochała kogoś, to nie więcej i nie mniej, niż wypada. Tak samo w stosunku do brata, jego żony, siostrzenic, znajomych czy przyjaciół. Nigdy za dużo, nigdy za mało, idealnie wystarczająco.

Dlatego uchodziła za coś niezłamanego, niezniszczonego, coś co jest jak stała dana. Niezmienna, zawsze perfekcyjna, zasadnicza. Nie pozwalała sobie na utratę kontroli, a tym bardziej wybuch emocji.

I właśnie to zaczęło się niedawno zmieniać. Przy Lizie, od momentu, gdy dowiedziała się o zaręczynach swojej siostry, a także tym, że Diana niczego nie powiedziała - coś w środku niej pękło.

Trwało to chwilę, ale skoro pękło to świadczyło, że jej szklane serce jest w stanie jeszcze dużo znieść. Może z kilkoma rysami widocznymi pod światło, może z uszczerbkiem w swojej kryształowej budowie. Ale dałaby radę.

I Diana w końcu dała radę.

⋆ ⋆ ⋆ 𓃰⋆ ⋆ ⋆

Kolejne dni niesamowicie się dłużyły, zlewając w pełny tydzień. Sierpień ustępował wrześniowi, a co za tym szło końcowi wakacji, który miał przeobrazić się w ostatni rok studiów Elizabeth.

Miasto AniołówWhere stories live. Discover now