• V •

413 24 95
                                    

Marinette zerwała się z łóżka, nie wiedząc, co się dzieje.

— Co jest...?! — krzyknęła oszołomiona, ocierając oczy. Miała całą mokrą twarz. Jej oczom ukazały się kwami trzymające już pustą szklankę, uśmiechając się niewinnie.

— Wybacz, ale musieliśmy cię jakoś obudzić — powiedziała Tikki.

— Władca Ciem nie śpi — wyjaśnił Wayzz, wskazując na okno.

— Oh... jesteście okropni, a Władca Ciem w szczególności... — odparła zaspana i zła dziewczyna. — Czy ten człowiek nie ma własnego życia, że musi nas nękać o czwartej nad ranem? Mam go dość. Ja po prostu chciałabym móc spokojnie spać w nocy. Czy naprawdę o tak wiele proszę?

Porzuciła swoje cieplutkie łóżko i ruszyła na kolejną bitwę. Ledwo przytomnej superbohaterce ciężko było się na skupić na wrogu. Zauważyła, że w jakimś celu tworzy armię lunatyków. Gdy pojawił się jej partner, natychmiast użyła Szczęśliwego Trafu i przedstawiła Kotu plan. Na szczęście zaakumanizowany nie stwarzał większych problemów i ku radości Biedronki udało im się go szybko zwalczyć.

— Pa — rzekła krótko na pożegnanie, zahaczając jo-jo o jakiś dach, mając w głowie już tylko powrót do słodkiego snu.

— Kropeczko! Zaczekaj jeszcze chwilę. — Biedronka na jego prośbę odhaczyła jo-jo. — Zagrajmy w grę.

— Jest prawie piąta rano, naprawdę nie mam ochoty na twoje zabawy — odparła poirytowana, szykując się do odejścia.

— Piętnaście sekund!

— Oh, dobra. Piętnaście sekund i ani sekundy więcej — zgodziła się, bo w innym wypadku on i tak nie dałby jej spokoju. — Co to za gra?

— Kto dłużej wytrzyma bez mrugnięcia.

— Idę spać. — Marinette czasami naprawdę poważnie zastanawiała się jakim cudem w ogóle się w nim zakochała.

— Ale zgodziłaś się! — oburzył się Kot. Biedronka tylko westchnęła i podeszła bliżej chłopaka, by widzieć dobrze jego oczy.

— Raz, dwa, trzy, start — rzekła od niechcenia. Po ośmiu sekundach mrugnęła. Pewnie gdyby była w nastroju, to nie dałaby mu się tak łatwo, ale w tym momencie liczył się tylko szybki powrót do łóżka. Czarny Kot cały się rozpromineił po wygranej, jak sądziła Biedronka. Naprawdę jak na tylko wygraną był aż za bardzo szczęśliwy, ale dziewczyna nie miała zamiaru nad tym rozmyślać.

— Ide, pa Czarny Kocie — odparła ziewając.

— Dobranoc, m'lady — odpowiedział nie kryjąc szczęścia.

***

— Nie Tikki, nie mam już więcej ciastek. Zostaw mnie — powiedziała Marinette zaspanym głosem odganiając ręką kwami, która z jakiegoś powodu postanowiła po raz drugi tej nocy przerwać jej przyjemny sen.

— Marinette! Jeśli w tej chwili nie wstaniesz, to poproszę o pomoc inne kwami. Już zapomniałaś, jak to jest zostać oblanym zimną wodą w łóżku? — Oj nie zapomniała, to był jeden z najgorszych koszmarów. Po takich groźbach nie pozostało jej nic innego tylko wstać.

— Ale Tikki co ja ci takiego zrobiłam, że mnie budzisz. Na dodatek w trakcie takiego wspaniałego snu... — Usiadła na łóżku, pocierając zaspane oczy, a kwami ściągnęło z niej kołdrę.

— Szkoła! Jak zwykle się spóźnisz. Dziwię się, że jeszcze za to monotonne spóźnianie nie zostałaś ukarana.

Zebrała się, najszybciej jak umiała i poleciała do szkoły. Wbiegła do szkoły akurat, kiedy dzwonek na lekcję zadzwonił. Wcale się nie spóźniła, wprawdzie była na styk, ale to jeszcze nie jest spóźnienie. Właściwie to nie spóźniła się tylko dzięki Tikki. Mieszkała najbliżej szkoły ze wszystkich w klasie, a mimo wszystko to ona zawsze byłam tą wiecznie spóźnioną. Sama się sobie dziwiła, że jeszcze nikt się nie uczepił tych jej spóźnień. Pani Buster, ucząca ją tyle lat chyba już się po prostu do tego przyzwyczaiła.

I'd rather lie // MLBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz