• IV •

412 25 97
                                    

Kolejna zgnieciona kartka potoczyła się po podłodze. Marinette miała nagły przypływ weny, dlatego zabrała się za szkicowanie beretu, którego obraz niespodziewanie pojawił się w jej głowie. Od godziny usiłowała zaprojektować idealne nakrycie głowy, jednak każdemu szkicowi czegoś brakowało. A głowie wydawał się taki perfekcyjny... Z początku zabrała się do tego z uśmiechem na ustach, była tak pochłonięta swoim pomysłem, że nie przeszkadzały jej nawet krzyczące kwami. Ale teraz zupełnie nic jej nie wychodziło. Co chwile w złości gniotła kartki i rzucała nimi o podłogę. Wena zupełnie ją opuściła.

— Mi tam się podobał — powiedział Wayzz, spoglądając na kolejny zgnieciony w kulkę projekt. Tylko że jemu podobał się każdy z jej nieudanych projektów, dlatego jego opinią raczej się nie kierowała.

Westchnęła głośno, odpychając się od biurka i odjechała na swoim krześle na środek pokoju.

— Może powinnaś to teraz odstawić i dokończyć, kiedy wróci ci wena? — zaproponowała Tikki. — Choć uważam, że ten ostatni naprawdę był świetny. Nie wiem, co ci się w nim nie podobało.

— Chyba masz racje, Tikki.

Wstała z krzesła i otworzyła okno, chcąc wpuścić do pokoju trochę świeżego powietrza. Stanęła w oknie i delikatnie je przymknęła, aby nie było widać lewitujących magicznych istot. Sterczała tak chwilę, łykając chłodne wieczorne powietrze.

Jej wzrok uchwycił superbohatera, który beztrosko przemierzał Paryż na kicikiju. Jej serce zabiło głośniej. Wołało go. Głupie myślało, że on usłyszy, jak szalenie dla niego bije, jak rozpaczliwie krzyczy, prosząc o jego uwagę. Sięgnęła pamięcią wstecz, bojąc się, że zapomniała o patrolu. Jednak gdyby tak było, Tikki z pewnością by jej o tym przypomniała, jak zawsze.

— Ciekawe co tu robi... — zastanawiała się głośno.

Kwami błyskawicznie wróciły na nią całą swoją uwagę i zaciekawione podleciały do okna, by zobaczyć, kogo obserwuje.

— Może znowu Władca Ciem zaatakował?

— A co jeśli cię szuka?

— Albo po prostu poszedł na spacer?

— O! Lub gdzieś jechał autem, ale utknął w korku i stwierdził, że jako superbohater szybciej się tam dostanie! — Kwami wzajemnie się przekrzykiwały, próbując odgadnąć, co takiego robi Kot.

— Natychmiast odejdźcie od okna! — krzyknęła, próbując zapanować nad sytuacją. Przymknęła okno i dopilnowała, by kwami się od niego odsunęły. — Być może chce być sam...

— Kiedy będziemy mogli zobaczyć się z Plaggiem?

— Właśnie, dawno się z nim nie widzieliśmy! — Do jej uszu dotarły dźwięki zażalenia małych stworzonek.

— Może powinnaś dołączyć do Czarnego Kota? — zaproponowała Tikki, która od razu dostała poparcie innych.

— Nie wiem...

— Idź do niego!

— Tak idź!

— No dobrze, ale idę tam tylko dlatego, żeby sprawdzić, czy nie było żadnego ataku akumy — zgodziła się, nie rozumiejąc, dlaczego tak bardzo zależy tym małym nieziemskim stworzeniom, aby spotkała się z Czarnym Kotem.

— Zaczekaj! — zatrzymała ją Pollen, kiedy przemieniona w superbohaterkę Marinette miała wychodzić przez balkon. — Przekaż to Czarnemu Kotu — podała małą okrągłą paczuszkę zawiniętą w papier ozdobny z kokardką na wierzchu — i powiedz, że to od nas wszystkich dla Plagga.

I'd rather lie // MLBOù les histoires vivent. Découvrez maintenant