Rozdział 2

24.8K 689 129
                                    


Célia

Stałam nieruchomo wpatrując się w nieznajomego mężczyznę. Był tak samo, jak ten facet w klubie ubrany w dwuczęściowy garnitur, a na twarzy założone miał ciemne okulary przeciwsłoneczne. Krótkie włosy, ułożone starannie i kilkudniowy zarost idealnie podkreślały jego męski wizerunek. Choć wyraz twarzy nie zdradzał nic, to na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że nie wygląda na typa, który miałby jakiekolwiek skłonności do pobłażania, a wręcz przeciwnie.

Ściągnął okulary i przeszywając mnie swoim chłodnym spojrzeniem zaczął iść w moim kierunku. Spanikowana robiłam małe kroczki w tył. Gdy poczułam, że mam za sobą już tylko ścianę, wymamrotałam przez zaciśnięte usta:

— Nie podchodź – mężczyzna natychmiast zareagował. Zatrzymał się w miejscu, po czym podniósł z ziemi kopertę i podając mi ją, rzekł lekceważąco:

— Weź to i zapomnij o tym wieczorze.

— Co tam jest? – zapytałam roztrzęsiona, a następnie nieufnie wzięłam ją do rąk. Otworzyłam kopertę, a w środku znajdował się czek na kwotę równych stu tysięcy euro. Po chwili usłyszałam jego głos:

— Coś, co pomoże ci wymazać z pamięci...

— Nie przyjmę od niego żadnych pieniędzy. Możesz mu to przekazać – wtrąciłam się, a następnie potargałam na jego oczach kopertę razem z całą zawartością i rzuciłam nią w niego.

— Jeśli chcesz udawać bohatera, to radzę ci dobrze... zmień taktykę – grzmiał.

Choć był bardzo opanowany, to katem oka widziałam jak z nerwów zaciskał dłonie w pięść. Nie odezwałam się już nic, stałam w bezruchu opierając się o drzwi od mieszkania. Nie wiem czego ci ludzie ode mnie chcą, ale czuję, że Lucia sprowadziła na mnie same kłopoty.

Przez dłuższą chwilę patrzyłam na tego samca alfa, modląc się w myślach, by sobie już poszedł. Bóg mnie chyba raczył wysłuchać, bo jak na zawołanie, mężczyzna minął mnie, rzucając chłodne spojrzenie, a następnie wszedł do windy. Odetchnęłam z ulgą. W pośpiechu wyciągnęłam klucze z torebki i przekręcając zamek w drzwiach weszłam do środka.

W mieszkaniu panował półmrok, zapalona była tylko jedna mała lampka nocna w salonie. Po matce nie było ani śladu, ale to akurat oczywiste – o tej godzinie właśnie wlewa w siebie kolejną butelkę wódki w pobliskim barze. Rzuciłam torebkę na szafkę i ściągnęłam z siebie niewygodne szpilki. Ta ucieczka sporo kosztowała moje stopy, o czym świadczą niewielkie przetarcia na palcach. Weszłam do swojej sypialni i pierwsze co zobaczyłam, to szkatułka, w której trzymałam swoje oszczędności. Była całkowicie pusta i rzucona na moje łóżko. Matka! – pomyślałam. Nie zastanawiając się chwili dłużej założyłam wygodnie trampki i wyszłam z mieszkania, trzaskając drzwiami. To właśnie jest ten moment, gdzie moje wkurwienie osiągnęło najwyższy poziom. Moja matka to zepsuta to szpiku kości egoistka. Dla niej liczy się tylko to, by codziennie mieć w ustach alkohol. Ale to, że potrafiła okraść swoją własną córkę nie mieści mi się w głowie.

Dotarłam do baru w ekspresowym tempie i nie patrząc na nic, weszłam wściekła do środka. Wzrokiem szukałam szatynki w średnim wieku, która była głośniejsza niż cała sala ludzi. Po chwili ją dostrzegłam. Siedziała przy stoliku z dwoma mężczyznami. Z tej odległości nie mogłam rozpoznać, kto to był, zwłaszcza że zwróceni byli do mnie plecami. Byłam jednak tak wkurzona, że miałam to całkowicie w dupie. Ruszyłam w ich stronę i gdy byłam już blisko, rzuciłam w stronę matki słowa:

— Witaj mamo! – od razu mnie zauważyła i próbując podnieść się z krzesła, rzekła:

— Córeczko, jak dobrze, że jesteś... mam dla ciebie niespodziankę... – mamrotała, chwiejąc się w każdą stronę.

— Milcz! – przerwałam jej. Widząc ją kompletnie pijaną, złość wzbierała we mnie jeszcze bardziej, po chwili nie kontrolując się wykrzyczałam: — Jak śmiesz w ogóle nazywać mnie córką? Jesteś pieprzoną alkoholiczką i złodziejką! – miałam totalnie w dupie, że patrzy na mnie teraz większość gości. Frustracja i wściekłość w tym momencie zawładnęły mną całkowicie. Cały ten pieprzony dzień nałożył się na zbyt mocno i takie były tego konsekwencje.

— Céli nie pozwalaj sobie... pamiętaj, że jestem twoją matką – próbowała odegrać rolę, która dawno było nieaktualna i co więcej... powodowała, że ogarniał mnie pusty śmiech.

— Przepraszam, kim? Nie masz za grosz wstydu. Wyprowadzam się, a ty od tej pory radź sobie sama – nie wierzyłam, że kiedykolwiek dam radę wypowiedzieć te słowa, ale udało się. Mogę być z siebie dumna. W końcu znalazłam w sobie tę odwagę, by powiedzieć jej to co czuję.

— Co?! – w jednej chwili zrobiła się czerwona na twarzy i stając na równe nogi, podpierała się dłońmi filara. Ten widok był żałosny. Nawet nie potrafiła utrzymać się na własnych nogach. Pokręciłam głową z pogardą, a następnie odwracając się zmierzyłam wzrokiem jej towarzyszy.

Sądziłam, że już wyczerpałam limit na dzisiaj, ale to zdecydowanie byłoby za proste. Fatum krążyło nade mną, jak jakaś czarna chmura. Ja pierdole – powiedziałam, pod nosem. A wtedy jeden z mężczyzn wstał i podszedł do mnie.

— Witaj Celia. Nie przedstawiłem się poprzednio, więc pozwól, że szybko naprawię ten błąd. Cristóbal Carrera – przełknęłam głośno ślinę, nie potrafiąc nic powiedzieć. To ten cholerny człowiek z klubu wraz z mężczyzną, który próbował mnie przekupić. Wyciągnął w moją stronę dłoń, ale ja kompletnie na to nie reagowałam. Patrzyłam na niego przerażona, próbując zrozumieć, co tu do cholery się dzieje. Gdy był już bardzo blisko, spanikowałam. Odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z lokalu. Stając na środku ulicy, rozglądałam się za kimś, kto mógłby mi pomóc i właśnie wtedy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.

— Lubisz uciekać, a mnie to już powoli nudzi – westchnął, a następnie obrócił mnie gwałtowanie w swoją stronę.

— Czego ode mnie chcesz? – zapytałam próbując wyrwać swoją rękę.

— Mam pewne hobby..., ale o tym dowiesz się w swoim czasie. Pablo, zabierz ją. Zrobimy sobie małą wycieczkę – jego towarzysz podszedł i chwytając mnie mocno za ramię, wepchnął do zaparkowanego, czarnego mercedesa.

— Puść mnie! – krzyczałam w samochodzie, ale on zupełnie na to nie reagował.

— Zamknij się albo będę musiał zakleić ci usta – miałam totalnie gdzieś jego słowa.

— Nie dotykaj mnie! – krzyczałam jeszcze głośniej, a wtedy od denerwując się szarpnął mnie mocno za włosy i przystawiając pistolet do skroni, wycedził przez zaciśnięte zęby:

— Sama tego chciałaś.

Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek przyjdzie mi odliczać sekundy do końca życia. Aż do tej chwili. Zamknęłam oczy i myślami wróciłam do dzieciństwa. Jedyną osobę, którą miałam teraz w głowie to był tata. Mimowolnie łzy zaczęły lecieć po moich policzkach, czego nie byłam w stanie powstrzymać. To właśnie tak zakończyć ma się moje życie...

Adicción Perfecta - #DESEOOSCUROWhere stories live. Discover now