Rozdział 5

1 0 0
                                    

Gdy zmęczeni Frey i Eylie dotarli do rezydencji, na powrót zastali główną bramę strzeżoną przez strażników. Tak samo wejście.

- Ivette! Gdzie ona jest? - zapytał Frey, gwałtownie potrząsając jednym ze strażników.

- Jest w swoim gabinecie. Coś pilnego, Frey? - uprzedziła odpowiedź strażnika, właśnie wychodząca przez drzwi wejściowe Roe.

- To wy nie wiecie?! - Frey spojrzał na Roe z niedowierzaniem. Eylie również nie potrafiła się powstrzymać przed wybałuszeniem oczu.

- O ataku orłomałp? - powiedziała Roe kompletnie stoickim tonem. - Ivette właśnie ocenia straty i myśli nad rozstawieniem strażników wzdłuż upraw rolnych.

- Wzdłuż upraw rolnych?! - podniósł głos Frey. - Ludzie w Lawrendeen potrzebują natychmiastowej pomocy.

- Lawrendeen? Myśleliśmy, że atak dotknął tylko pola uprawne, nie sprawdzaliśmy jeszcze wioski... - wytłumaczyła Roe, marszcząc brwi. Do pasa przypięty miała krótki miecz okryty skurzaną pochwą i mnóstwo mniejszych sztyletów. Eylie zawsze zastanawiało, po co nosi ze sobą aż tyle broni. - Musimy iść do Ivette. Natychmiast.

Całą trójką weszli do wejścia i ruszyli w górę schodów. Gabinet pani Ivette znajdował się na przeciwko pokoju kobiety, w prawym skrzydle rezydencji. W drodze Frey zdążył opowiedzieć mniej więcej o stratach wioski i problemach z rannymi. Na szczęście, nie zdążył opowiedzieć o tym, jak zostali zaatakowani. Eylie jednak przeczuwała, że prędzej czy później będzie musiał.

Roe zapukała w wykonane z ciemnego, świerkowego drewna drzwi.

- Proszę! - W korytarzu rozległ się donośny głos kobiety. Roe delikatnie uchyliła drzwi i zniknęła za nimi, nie wpuszczając pozostałej dwójki. Przez ścianę słychać było jakieś szepty.

Eylie zamrugała kilka razy i spojrzała na Freya, jakby domagając się jakiegoś wyjaśnienia. Białowłosy jedynie popatrzył na nią, jakby to było coś kompletnie normalnego i spojrzał na drzwi.

Po chwili Roe otworzyła je na oścież i zaprosiła ich do środka ruchem ręki. Ivette siedziała w swojej eleganckiej, czarnej sukni za biurkiem po drugiej stronie pomieszczenia. Opierała podbródek o dłoń, a w jej spojrzeniu widać było jakieś roztargnienie, którego Eylie nigdy wcześniej nie zauważyła.

- Opowiedzcie, co wiecie - powiedziała kobieta, unosząc wzrok znad blatu swojego biurka.

Mówieniem zajął się Frey. On zauważył więcej niż Eylie, która bardziej zajęta była własnym strachem, niż stanem wioski. Do tego dziewczyna bałaby się, że powie coś nie tak, choć, z drugiej strony chciałaby poczuć się choć trochę przydatna.

W międzyczasie rozejrzała się po gabinecie, do którego wcześniej nie miała wstępu. Nie zachwycał on obszernością, był raczej przytulny. Po obu stronach stały regały wypełnione przeróżnie zatytułowanymi dokumentami. Roe, gdy dowiedziała się, że Eylie nie potrafi czytać, podszkoliła ją nieco i teraz dziewczyna umiała zrozumieć większość, choć wciąż nie wiedziała, co znaczą poszczególne tytuły.

Najbardziej przyciągający uwagę był jednak obraz tuż za biurkiem pani Ivette. Szeroki był na metr, a ciągnął się od sufitu aż po podłogę. Przedstawiał mężczyznę, którego twarz rozciągnięta była w serdecznym uśmiechu. Malarz zrobił fenomenalną robotę zachowując łagodny wzrok mężczyzny. Ubrany był w bogaty strój, który Eylie często widziała wśród elity prowincji Nemen. Dziewczyna wpatrywała się w tajemnicze oczy mężczyzny stanowczo zbyt długo.

- Nawet my w drodze powrotnej natknęliśmy się na trzy orłomałpy. - Głos Frey'a przebił się przez zamyśloną głowę Eylie jak naostrzony kilof.

Dwór Ivetteحيث تعيش القصص. اكتشف الآن