SHIP IN A BOTTLE ( Sally & Willbur)

20 3 3
                                    


Willbur nie miał pojęcia, co zabrać na szykującą się wyprawę, a dość się śpieszył, więc zabrał wszystko po trochu. Do małego, skórzanego plecaka szybko schował zwinięty w kulkę, stary żółty sweter, jakiś prowiant, mały nożyk, zeszyt i pióro. No i oczywiście, choć była dość dużym kłopotem, zabrał też swoją gitarę, bez której nigdy się nie rozstawał. 

Nigdy nie lubił, jak inni ukrywali przed nim jakieś sekrety. W szczególności kiedy to była jego własna rodzina. Nie podobało mu się, jak za każdym razem, kiedy Phil wracał ze swoim najstarszym synem z podróży na "zasłużony" jak oni twierdzili odpoczynek, po prostu otaczał ramieniem Techno jakby próbując go w czymś wesprzeć. Jakby oboje przeżywali coś ciężkiego. 

Dlatego, gdy tylko zobaczył, że szykują się na następną wyprawę postanowił, że tym razem będzie ich śledził i dowie się o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Na szczęście Tommym nie musiał się martwić, bo jego przyjaciel Schlatt zdeklarował się, że się nim zajmie przez kilka dni nieobecności bruneta. Ułatwieniem był jeszcze fakt, że kozioł miał syna, którego chętnie zapoznałby z jakimś rówieśnikiem.  

Przez okno wypatrywał dwóch kształtów. Jeden niższy - z koroną na głowie i królewskim płaszczem ciągnącym się za postacią. To było zresztą bardzo zabawne, zdaniem Willbura, że Techno ubierał się jak król choć sam nie przepadał za rządem. I drugi wyższy - z wielkimi, czarnymi skrzydłami i mnóstwem ptaków kręcących się w około niego. Okularnik lekko przymknął oczy przypominając sobie, jak jeszcze za dawnych dni, te czarne skrzydła otaczały jego i Tommiego, dzięki czemu czuli się chciani i bezpieczni. Po prostu otoczeni miłością.

Oprzytomniał, kiedy zobaczył, że obie postacie są już na tyle daleko, by zobaczyły chłopaka idącego za nimi w pewnej odległości. Wręcz zerwał się z miejsca porywając plecak i gitarę. Pośpiesznie zatrzasnął za sobą drzwi i pognał w ślad za swoim ojcem i bratem. 

Szybko zorientował się jednak, że nie tak łatwo podążać za kimś, kto ma w podróżach pewnie doświadczenie i może kilka dni maszerować bez jedzenia czy odpoczynku. W przeciwieństwie do anarchisty i swojego ojca Will musiał co chwila robić jakieś postoje, co często skutkowało tym, że gubił trop i szedł zupełnie inną drogą niż tamci. Los jednak chciał, że zawsze jakimś cudem znowu ich znajdował, i znów, i znów próbował podążyć ich śladem. Szczęście na tyle mu sprzyjało, że pewnego dnia był na tyle blisko, że dosłyszał jaki jest cel ich wyprawy. 

Niejakie królestwo Bulutlar, położone na wschodnim krańcu innego kontynentu. Willbur mało nie padł, kiedy się o tym dowiedział. Kiedy jeszcze siedział w domu wraz z Tommym często czytał książki o różnych państwach. Także o tym. Było to królestwo pełne wojen i rzezi w około. Nie rozumiał po co ktoś taki jak Phil  i Techno mieliby tam trafić. No chyba, że ojciec chciał przeszkolić i pokazać różowowłosemu jak wygląda wojna. To już miało więcej sensu. 

Jednak nie to było jego największym problemem. Raczej fakt, że te królestwo było położone na WSCHODNIEJ części, co znaczy, że jego cel, a jego obecną pozycję oddzielał pas wzburzonego i jakże nieprzewidywalnego oceanu. Co za tym szło? Musiał sobie znaleźć statek. I to nie jakiś nieporządny i tylko ładnie pomalowany. Co było najtrudniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek miał zrobić. 

Kiedy w końcu dotarł do portu w Deniz mocno przeklinał się za to, że nie wziął ani centa ze swoich rocznych oszczędności. Brak waluty był bardzo problematyczny, zważając na to, że gdyby tylko ją miał mógłby po prostu kupić bilet na przejazd na drugą stronę. I mógłby kupić też jedzenie, i dodatkowe ciuchy. Ale, że jej nie miał musiał zając się tym, co ostatnio wychodziło mu najlepiej: szpiegowaniu.

Przez te wszystkie tygodnie wędrówki wyszkolił w sobie umiejętność słuchania wszystkiego wszędzie i o wszystkim. I zapamiętywaniu najważniejszych informacji. Umiejętne skradanie też było bardzo ważne, bo im bliżej byłeś ludzi, a oni cię nie spostrzegli, tym więcej potrafiłeś usłyszeć. 

Tak właśnie dowiedział się, że pewien statek wypływa za kilka minut z portu i kieruje się w tą samą stronę, w którą Willbur aktualnie podążał. Był tak zadowolony z kolejnego łudu szczęścia, że nie zaczekał chwilę, a od razu pognał w tamtą stronę. Może gdyby choć sekundę z tym zaczekał dowiedziałby się kluczowych informacji, które mogłyby odmienić jego los. 

Z uśmiechem na ustach zakradł się do beczek, które miały zostać przeznaczone na dostawę do tamtego statku. Zwinnym ruchem wysypał z jednej całą zawartość i wygodnie ułożył się w środku, uprzednie upewniając się, że pokrywka od beczki jest szczelnie zamknięta. 

Nawet nie zauważył kiedy, jego oczy powoli zaczęły się zamykać. Może beczka po śledziach to nie było najprzyjemniejsze miejsce, jakie odwiedziła, jednak nie spał od kilku dni próbując nadążyć za częścią swojej rodziny. To zrozumiałe, że jego organizm domagał się snu.

Śnił o domu.

Wracał do małej przytulnej, drewnianej chatki, gdzie przy stole siedział już Tommy chętny do zrelacjonowania mu swojej nowej znajomości z Tubbo. W kuchni jak zwykle wszędzie w około były rozwalone różnego rodzaju słodycze. W szafie czekały na niego świeże ubrania, a w jego pokoju miękkie łóżko. A co najważniejsze obok Tommiego siedziała Mama i uśmiechała się do niego promiennie. Will poczuł jak coś w środku zaciska mu się na sercu i nie chce puścić. W oczach zakręciły mu się łzy i chyba mimowolnie podbiegł do kobiety i mocno się do niej przytulił. Odkąd odeszła nie pozwalał sobie na tęsknotę. Wiedział, że to by go zniszczyło i pociągnął by za sobą Tommiego. A tego tak strasznie nie chciał. Chciał swojemu małemu braciszkowi dać dzieciństwo, na które zasługiwał. Które ani on ani Techno nie byli w stanie posiąść. 

 Potem cały obraz się rozmył, a on obudził się z pieczącym policzkiem i związanymi rękoma. Chwile trwało zanim zorientował się, że ktoś coś do niego mówi. Skrzywił się, gdy poczuł krew na języku, więc szybko ją wypluł. Nie lubił smaku krwi. Otrząsnął się z otępienia i podniósł głowę do góry.

Przed nim stała olśniewająca kobieta. I tu nie przesadzał w żadnym aspekcie tego słowa. Patrzyła na niego spod gęstych rzęs. Willbur mógł wprost zatopić się w zieleni jej oczu. Miała bujne, rude włosy, na które włożyła piracki kapelusz. Pod oczami dawało się zobaczyć ledwo widoczne połyskające łuski. Willbur założył, że jest z narodu Balık. Tylko oni mają tak charakterystyczne rybie części ciała. Ubierała się widowiskowo, ale jednak nie w ubrania, które mogłyby zakłócić jej swobodę ruchów. Luźna koszula i obcisłe czarne spodnie. Na szyi kosztowny naszyjnik z pereł, a przy boku cienka, ale jakże niebezpieczna szabla. 

A później odezwała się pięknym, melodyjnym głosem. 

- Na tym statku nie lubimy pasażerów na gapę. 

[ Not od aut ]

Actually proud of this one

Jak wróci mi wena dostaniecie druga część 

A jak na razie cieszcie się tym ✨♥️💕🔪

Have a nice day!

//I HAVE 'THE BLADE'// Dmsp oneshots//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz