Epilog

250 41 70
                                    


Piątek, 4 sierpnia

Kansas City, Missouri


Nadciągały ciemne, burzowe chmury, gdy Anastasia wychodziła z wysokiego budynku w centrum miasta. Pierwsze krople deszczu spadły na jej nieosłoniętą niczym głowę. Kolejne na dłonie, gdy wyciągała telefon z kieszeni. Data na ekranie nie pierwszy raz tego dnia wywołała u niej nieprzyjemny dreszcz. Mijały właśnie cztery miesiące od śmierci Daniela. Wciąż czuła się okropnie. Zawsze myślała, że po aresztowaniu Pollarda wyrzuty sumienia w końcu przestaną ją męczyć. Tak się jednak nie stało. Nie była w stanie wybaczyć sobie tego, co stało się z Danielem. Dopiero co przetrawiła fakt, że to chory umysł Pollarda kazał mu porwać Libby, a ona nie miała z tym nic wspólnego. Pewnie zajęłoby jej to jeszcze więcej czasu, gdyby nie fakt, że Libby już po dwóch miesiącach wróciła do pracy w całkiem dobrej formie. To, jak szybko Lelystra poradziła sobie ze wszystkim, co ją spotkało, nie mieściło się Ashbee w głowie.

Anastasia musiała uporządkować jeszcze wiele spraw. Powinna w końcu przestać wracać do protokołu przesłuchania Pollarda. Czytała go niezliczoną ilość razy, ale wciąż przechodził ją dreszcz, gdy natrafiała na swoje imię. Chirurg twierdził, że zorientował się w całej sytuacji, gdy odwiedzili go policjanci przebrani za elektryków, ale reszta jego słów wcale o tym nie świadczyła. Szczegółowo opowiedział, co zrobiłby agentce Ashbee, gdyby tylko miał okazję. Śmiał się, mówiąc, że po wycięciu blizny pozwoliłby jej żyć. Byłaby wtedy idealna. Perfekcyjna do tego stopnia, że mogłaby na żywo oglądać, jak „udoskonala" inne kobiety. Przyznał też, że porwał Libby tylko po to, by sprowadzić do siebie Anastasię. Oczywiście planował potem zabić agentkę Timpany, by ta nie zdradziła nikomu, gdzie ją przetrzymywał. Na szczęście nie znał Anastasii tak dobrze, jak mu się wydawało. To właśnie porwanie Libby przekreśliło szanse na jej samotne przyjście do niego.

Pollard tak naprawdę nie odpowiedział na pytanie, jak wpadł na pomysł, by „udoskonalać" kobiety. Stwierdził jedynie, że w szpitalu co rusz spotykał jakieś „wybrakowane". To wystarczyło, bo najbardziej liczyły się dla niego efekt i spełnienie, które osiągał w trakcie. Również spełnienie seksualne. Fragment, w którym opowiadał o swoich nekrofilnych praktykach, Anastasia przeczytała jedynie raz. Potem już go pomijała. Mimo tego znała praktycznie cały raport na pamięć.

Uniosła głowę, a kropla deszczu od razu zmusiła ją do zamknięcia jednego oka. Błyskawica przecięła ciemne niebo, ale przez dłuższy czas nie było słychać żadnego grzmotu. Burza wciąż znajdowała się daleko od niej'. Anastasia powinna jednak szybko wsiąść do auta i odjechać, by wrócić do domu przed najgorszym.

Wyjęła kluczyki. Rano myślała, że po wizycie u psychoterapeuty pojedzie do Maggie, ale teraz zmieniła zdanie. Jakiś czas temu Margaret urodziła zdrowego synka, któremu dała na imię... Daniel. W gruncie rzeczy, gdyby nie ona i mały Danny, Anastasia na dobre zaszyłaby się w swoim mieszkaniu. W tej sytuacji nie mogła tego zrobić, bo jeździła do Maggie z zakupami, a czasem nawet po to, by przez chwilę przypilnować chłopca. Dzięki temu młoda mama mogła zająć się chociażby zrobieniem prania bez obawy, że mały zaraz zacznie płakać w łóżeczku. Poza Anastasią i Libby nie miała tak naprawdę nikogo, ponieważ z ojcem Danny'ego nie chciała mieć już nic wspólnego. Każdą, nawet najmniejszą pomoc od przyjaciółek przyjmowała z ogromną wdzięcznością, szczególnie że żadna z nich nigdy nie paliła się do opieki nad dziećmi. Odkąd Libby wróciła do pracy, to właśnie Anastasia bywała u niej najczęściej.

Wytarła policzki wierzchem dłoni. Paradoksalnie żałowała, że to tylko deszcz. W noc śmierci Daniela wypłakała wszystkie łzy. Od tego czasu nie potrafiła wyrzucić z siebie już nic więcej. Nawet gdy przekazywała te wieści jego żonie, chciało jej się krzyczeć, ale nie mogła. Mogła jedynie cicho ją przeprosić i przekazać jego ostatnie słowa, które niczego nie zmieniały. Na pogrzebie miała ochotę po prostu uciec, a mimo tego stała nieruchomo z twarzą całkowicie wypraną z emocji.

Może to wina leków, a może to ona się zepsuła. Wszystkie te małe rysy niepostrzeżenie gromadzące się przez lata, w kluczowym momencie dały o sobie znać. To przez nie rozpadła się na tak drobne kawałki. Nie mogła ich posklejać. Części brakowało.

Ścigając Pollarda, popełniła wiele błędów i zraniła wiele osób. Często nieświadomie. Czasem nawet przypadkiem, ale nie postrzegała tego jako okoliczności łagodzącej. Niektórych rzeczy już nie mogła naprawić, lecz w jednym przypadku wciąż miała szansę coś zrobić. Gdy godzinę wcześniej rozmawiała o tym z psychoterapeutą, ten pomysł brzmiał lepiej. Teraz długo biła się z myślami, zanim nacisnęła ikonkę kontaktów. Jeszcze dłużej szukała odpowiedniego numeru.

Nie rozmawiała z Chaysem od momentu, w którym zamknęła go w hotelowym pokoju. Długo do niej nie docierało, że naprawdę mogła zrobić coś takiego. Wydarzenia z czwartego kwietnia pamiętała jak przez palce. Tylko wspomnienia z domu Pollarda wciąż nie chciały zblaknąć. Wcale nie potrzebowała pomocy specjalisty, by zgadnąć, dlaczego potraktowała Chayse'a w taki sposób. Wystarczyło, że przypomniała sobie jego pytanie o to, czy może pomóc. Najwidoczniej gdzieś w głębi czuła, że musi zapobiec jego udziałowi w akcji. Chciała, by chociaż jedna bliska jej osoba była bezpieczna, to oczywiste. Szkoda tylko, że w tamtej chwili do głowy wpadł jej akurat taki durny pomysł. Mogła osiągnąć ten sam efekt w dużo lepszy sposób.

Po tym wydarzeniu Chayse już nigdy się do niej nie odezwał. Wysłał co prawda kilka wiadomości zaraz po tym, jak zamknęła go w pokoju, ale odczytała je dopiero po powrocie do Kansas City. Wcześniej jej telefon był wyłączony, a ona sama nie miała głowy, by się tym zajmować. Działo się zbyt wiele. Gdyby nie musiała zadzwonić do żony Daniela, Sary, jej komórka pozostałaby nieaktywna nawet dłużej.

Część wiadomości od Chayse'a stanowiły pytania, czy jej zachowanie to żart. Kolejne mówiły, że ma się nie wygłupiać i otworzyć drzwi. Potem było już tylko gorzej. Nic dziwnego, że się zdenerwował, ale czytanie, że znów zrobiła z niego kompletnego idiotę i już nie chce jej znać, nie było niczym miłym. Doskonale wiedziała, że skrzywdziła go i to nie raz, niepotrzebnie mieszając w jego całkiem poukładanym życiu. Nie chciała proponować, by zaczęli jeszcze raz. Chciała po prostu prosić go o wybaczenie.

W końcu wybrała odpowiedni numer telefonu i przyłożyła urządzenie do ucha. Zaczęła wolnym krokiem zmierzać do samochodu, ale to wcale nie zapobiegło narastającemu z każdym sygnałem podenerwowaniu. Przemyślała, co chce powiedzieć, ale teraz wszystkie słowa po kolei uciekały jej z głowy.

Odezwała się poczta głosowa. Odsunęła telefon, jednak zawahała się przed naciśnięciem czerwonej słuchawki. Gdyby teraz zrezygnowała, już nigdy by nie zadzwoniła. Postanowiła nagrać wiadomość, chociaż wątpiła, że Woodard ją odczyta.

– Cześć, Chayse. Przepraszam, że dzwonię po takim czasie i znowu o sobie przypominam. Po prostu... – urwała i wzięła głębszy oddech. Ubranie w słowa tego, co myślała, sprawiło jej duży kłopot. – Żałuję, że to wszystko tak się potoczyło. Zamknięcie cię w pokoju było idiotyczne. Nie wiem, co sobie wtedy myślałam. Powinnam była przeprosić cię wcześniej, w odpowiedzi na tamte wiadomości, ale... Włączyłam telefon dopiero wieczorem następnego dnia i jakoś tak... – Nie sądziła, że Chayse będzie chciał słuchać jej tłumaczeń. Tym razem na pewno jej nie uwierzy. – Po prostu przepraszam. Rozumiem, że pewnie nie chcesz mieć ze mną już nic wspólnego, ale gdybyś zmienił zdanie, to będę czekać na twój telefon.

Rozłączyła się i mocno ścisnęła urządzenie. Stała już przy aucie. Jeszcze raz zerknęła na pochmurne niebo, które rozbłysnęło jasnym blaskiem. Otworzyła drzwi i schowała się w pojeździe. Wkładając kluczyk do stacyjki, zdecydowała, że jednak odwiedzi Maggie. Jeżeli chciała wrócić do pracy, powinna w końcu przestać podchodzić do każdego spotkania z ludźmi jak do kary.

Zamykanie starych rozdziałów nie wystarczało. Musiała również otwierać nowe. 

Pani PerfekcyjnaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang