20.

357 15 4
                                    

Ines

Następne kilka tygodni mijały w spokoju, a ja miałam wrażenie, że zaraz wszystko szlag trafi. Miałam źle przeczucia. Nie możliwe, że mój ojciec sobie tak po prostu odpuścił. On zrobi wszystko by nas rozdzielić i zmusi bym wyjechała do Kopenhagi. Staram się o tym nie myśleć, ale gdy jestem sama ze sobą to problemy, które na nas sprowadziłam siedzą mi w głowie i nie dają spokoju.

Otwieram się powoli też przed Ericiem. Ufam mu na tyle, że pozwalam mu na niektóre rzeczy. Jestem świadoma do czego dąży, ale robi to tak, że nie czuję przy nim niekomfortowo. Wiem, że któregoś dnia do tego dojdzie, a ja chcę się na to przygotować. Seks kojarzy mi się tylko z bólem i przemocą. I mimo tego, że chcę się przełamać to coś mnie blokuję. Nie potrafię mu się całkowicie oddać choć wiem, że mu na tym zależy. Nie jestem aż tak silna.

Eric

Zabrałem Ines na spacer, miałem już dość siedzenia w domu. Złapałem ją za rękę i poszliśmy coś zjeść. Małymi krokami udaję mi się do niej dotrzeć, pewnie będę musiał się jeszcze napocić, ale nie przeszkadza mi to. Rozumiem ją i nie chcę naciskać. Weszliśmy do knajpy, w której kiedyś byliśmy na kawie i zamówiliśmy jedzenie. Zerknąłem na swoją dziewczynę, która bez skrępowania mnie oglądała. Uśmiechnąłem się. Podziękowaliśmy za zamówienie, które pojawiło się na stoliku. Wziąłem się za jedzenie, a Ines wlepiła wzrok w szybę.

- Co jest? - odłożyłem sztućce na talerz. - Słońce, co Cię gryzie?

- Nie podoba mi się to, że jest zbyt cicho. Coś się odwali.

- Jesteś straszną pesymistką.

- Jestem realistką, Eric. - wbiła we mnie spojrzenie. - Znam swojego ojca, on coś kombinuje.

- Ines. - westchnąłem. - Nie zabrałem Cię tutaj by myśleć teraz o twoim ojcu. Widzę, że w domu Cię to męczy, ale zapomnij na chwilę o tym wszystkim. Nie masz się czego bać. Nie zrobiliśmy nic złego. Nie martw się na zapas.

- Może masz rację.

Lekko się uśmiechnęła i wzięła za jedzenie. Uśmiechnąłem się, ale uśmiech zamarł mi na twarzy widząc dwóch gliniarzy, którzy zbliżali się do naszego stolika. Zerknąłem na Ines, która wymownie na mnie spojrzała z wyrazem 'a nie mówiłam?'.

- Eric Parker? - kiwnąłem głową. - Pojedziesz z nami.

- A to niby dlaczego? - odłożyłem po raz kolejny sztućce. - O co chodzi?

- Dostaliśmy zgłoszenie o przestępstwie. - ściągnąłem brwi, nic nie rozumiałem. - Jesteś podejrzany o przetrzymywanie dziewczyny wbrew jej woli.

- Tak, i jemy sobie obiad jakby nigdy nic. - spojrzałem na Ines. - Jest ze mną dobrowolnie.

- Oboje z nami pojedziecie.

Westchnąłem zrezygnowany, podniosłem się z krzesła i cofnąłem o krok. Czułem na sobie wzrok każdej osoby, która tutaj była. Mają widowisko, nie ma co. Ines do mnie podeszła i mocno objęła mnie w pasie. Jej ciało drżało. Pogładziłem jej rękę uspokajająco, ale tym razem to nic nie dało.

- Mogę chociaż zapłacić za obiad, którego nawet przez was nie tknąłem? - oboje kiwnęli zgodnie głową. - Zaczekaj tutaj, skarbie. Zaraz wrócę.

Zapłaciłem za posiłek trochę więcej niż powinienem, nie lubiłem gdy jedzenie jest wyrzucone więc zapłaciłem trochę więcej za straty i w obstawie wyszliśmy z knajpy. Ines była przerażona, ja za to byłem spokojny. Byłem pierdoloną oazą spokoju. Nie martwiłem się, nie zrobiłem nic złego, przesłuchają mnie i wrócę do domu.

Ucieczka [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now