24꧂ 𝖍𝖆𝖑𝖑𝖔𝖜𝖊𝖊𝖓 2/2

604 42 91
                                    

- Gdzie te nasze perełki... - mówiła pod nosem Natasha, stojąc na korytarzu w towarzystwie Very i Peggy.

- Wojskowi. - prychnęła pod nosem Veronica.

- Vera, słyszałam, że też się tu przeprowadziłaś. - zwróciła się do niej Carter.

- To znaczy ogólnie to cały czas mieszkałam w Stanach, ale tak, przeprowadziłam się i nie od zawsze jestem w tej szkole.

- Rozumiem. Swoją drogą, ciekawe przebranie. - skinęła głową na całość wyglądu czarnowłosej.

- A wielkie dzięki. - uśmiechnęła się - Starałam się. - ukłoniła się teatralnie - Uznałam, że dobrze będzie sięgnąć w głąb swojej duszy i wyrazić siebie więc... przyszłam w piżamie. - wzruszyła ramionami.

- Kreatywne. I unikatowe. Nie widziałam tu nikogo innego w piżamie.

- A no widzisz jakie cuda. - ziewnęła Vera.

- O, idą. - odrzekła Natasha, machając do chłopaków, aby podeszli.

Po chwili w towarzystwie dziewczyn znalazł się Steve. Veronica już miała się oglądać za brunetem, kiedy nagle poczuła, jak objął ją ramieniem. Oddech ugrzązł jej w gardle, w momencie poczucia ciężaru jego ręki. Nie było to jednak niekomfortowe. Maximoff zaczęła powoli odczuwać, jak robi jej się gorąco.

Peggy spojrzała przelotnie na Verę i Bucky'ego, po czym rozumiejąc w pełni wcześniejsze słowa Natashy, uśmiechnęła się miło do dwójki gołąbeczków.

- Poznaj Steve'a. - Romanoff zwróciła się do brunetki - Steve'a Rogers'a. Złoty człowiek. Łeb na karku. Pomocny, zaradny. - przedstawiła go szybko, na co blondyn się roześmiał.

- Przesadzasz. - odrzekł lekko zawstydzony - Ale to było miłe, dzięki. - uśmiechnął się do Natashy, a następnie skierował wzrok na Peggy - Dyrektor cię już przedstawił, ale tak oficjalnie... - wystawił dłoń na przywitanie.

Brunetka ją uścisnęła.

- Możesz mi mówić Peggy. - powiedziała, po czym utkwiła w nim swój intensywny wzrok.

Blondyn nie pozostawał jej dłużny. Z lekko uniesionymi kącikami ust wpatrywali się w siebie.

- Swoją drogą, ja jestem Bucky. - oznajmił brunet, jednak zanim wyciągnął dłoń, by się przywitać, zorientował się, że tak naprawdę nikt go nie słucha.

Veronica była wyraźnie rozbawiona zaistniałą sytuacją, toteż w ramach pocieszenia poklepała James'a po plecach.

- Serio, jestem aż takim powietrzem? - spojrzał na czarnowłosą.

- Jak widzisz, nie każda będzie zawsze u twego boku. - odrzekła złośliwie Vera.

Barnes zrobił grymas na twarzy, jednak po chwili zagościł na niej delikatny, szczery uśmiech.

- Wystarczy ta jedna. - odparł, a jego oczy były w tej chwili tak wyraziste, jak jeszcze nigdy dotąd.

Veronica pierwszy raz spotkała się z takim widokiem.

Motylki. Dużo motylków.

- Nie wiem czy już słyszałaś, ale na koniec roku organizujemy szkolny bal. - powiedział Steve, kompletnie nie zwracając uwagi na otoczenie.

Wpatrzony był w Peggy. A ona w niego.

- Nie, nie słyszałam. - odparła - Jakieś konkretne wymogi?

- Pełen luz. Zero stresu. Galowy ubiór. No i osoba towarzysząca. - odpowiedział łagodnym głosem.

- Rozumiem. Więc zapewne wiesz już z kim idziesz.

the Last Year | Bucky Barnes fanfiction | AUWhere stories live. Discover now