27꧂ Niestabilny grunt

554 43 35
                                    

Veronica idąc do szkoły zahaczyła o pobliski park. Siedząc na ławce poczęła - tysięczny już raz - rozmyślać nad wczorajszą podwójną randką.

Te wszystkie momenty, w których czuła się tak wyjątkowa przyprawiały ją o motylki w brzuchu. Jeszcze nikt nigdy nie traktował jej w sposób, w jaki Barnes to robił.

To, jak na nią patrzył, jak się uśmiechał... uwielbiała, kiedy się z nią droczył. I poczuła do niego coś dużo więcej, gdy zobaczyła go w totalnie innym żywiole, jakim była muzyka. Nawet, jeśli nie wiąże z tym swojej przyszłości, widok bruneta grającego i śpiewającego...

No właśnie.

Śpiewającego.

Tę jedną piosenkę. Nawet nie piosenkę, jak jej fragment.

Jednak zrobił to z taką pasją.

I jeszcze to... Wiedz, że nie robię tego dla zakładu, tylko dla ciebie.

Vera wzięła głęboki oddech. Dopiero teraz poczuła, jak mroźne powietrze zalewa jej płuca. Zdecydowanie listopadowe poranki nie są najprzyjemniejszą porą dnia.

Wróciła myślami do wczoraj, gdzie wszystko byłoby super, gdyby nie ta jedna cholerna osoba.

Sharon Carter.

Kiedy wróciła razem z Bucky'm do stołu, przy którym siedzieli Steve i Peggy, dowiedziała się, iż ta tleniona blondyna jest kuzynką Margaret.

Cudownie.

Posiadała już wtedy dwie informacje: Sharon jest krewną Peggy oraz Sharon jest byłą Bucky'ego.

Przecudownie.

Rogers także wydawał się być niezadowolony ze spotkania Sharon. Z resztą, czarnowłosa mu się nie dziwiła. Gdyby zobaczyła byłą, załóżmy, Loki'ego - jeśli oczywiście takową miał - zapewne szukałaby czegokolwiek, by móc w nią tym rzucić. Nawet jeśli musiałby to być jej własny but, desperacko zdjęty ze stopy.

Mam nadzieję, że wtedy moje buty cuchnęłyby wyjątkowo odrażająco.

James wydawał się być wczorajszego wieczoru przybity. Z pewnością taki był. Przecież widok ex nie jest czymś, na co serce radośniej bije, a w brzuchu pojawiają się motylki.

Bardziej poczwary.

Przez które chce się najzwyczajniej w świecie rzygać.

I było to po nim widać bardzo wyraziście.

Jednak było jeszcze coś.

Tak, zawód w oczach...

Veronica przetarła twarz dłońmi.

Wiedziała, że jej zachowanie w stosunku do bruneta nie było właściwe. Napływ zazdrości i złości sprawiły, że po części przelała je właśnie na James'a - niesłusznie. Nie próbowała go nawet pocieszać, gdyż egoistycznie skupiła się na własnych emocjach i tym, jak była jej nie na rękę obecność tamtej blondyny.

Nie pomyślała w żadnym stopniu o tym, jak jemu musiało to być nie na rękę. Kiedy jego miłosna przeszłość, zapewne bardzo bolesna, dała o sobie znać w tak chamski sposób, jakim było chociażby cmoknięcie go przez Sharon w policzek.

Gdyby Maximoff miała taśmę, zakleiłaby jej te usta. Nie, żeby nie ględziła niepotrzebnie, a żeby po prostu nie tykała James'a i dała mu święty spokój.

Chociaż to ględzenie szło niemalże łeb w łeb z tamtym cmoknięciem.

Byliśmy kiedyś razem...

the Last Year | Bucky Barnes fanfiction | AUWhere stories live. Discover now