„Nigdy w życiu nie widziałam nic cudowniejszego...mógłbyś się przesunąć? Zasłaniasz mi tego wielkiego robala"
☽
„Twój los jest niezmienny - będziesz czytać prawdę tam, gdzie kryją się kłamliwe żmije, ruszysz do domu zalewanego falami, gdzie spotkasz...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
(czy to dziwne, że nie mogę się napatrzeć na ten banner?)
☽
SIEDZIBA HARKONNENÓW GIEDI PRIME
☽
•Teersa•
Skryty częściowo w cieniu globus wirował, wprawiany w ruch przez pulchną dłoń; każdy palec zdobił bogato zdobiony, ciężki pierścień, odbijający błysk złotych kul wiszących pod sufitem w przenośnych polach dryfowych. Przez wysokie okna oszklonego z trzech stron pokoju, mogącego pomieścić całe piętro wieżowca z biedniejszej dzielnicy stolicy, wpadało do środka bladoczerwone światło — charakterystyczne dla wulkanicznego klimatu Giedi Prime.
Dekorację komnaty stanowiła mozaika różnokolorowych rulonów, zwojów, księgofilmów oraz szpul, w centrum stało zaś biurko z blatem ze skamieniałego drzewa elakka. Otaczały je fotele dryfowe, z których trzy były zajęte. Niewysoki mężczyzna o zniewieściałych rysach zasiadał w tym najbliższym globusowi, dwa fotele dalej siedział szesnastoletni chłopak o zaokrąglonej twarzy, bawiący się nożem o falowanym ostrzu. W sąsiednim mu fotelu siedziała zaś nastolatka w jego wieku, wpatrzona w globus, jakby ktoś ją zahipnotyzował. Włosy spięte miała w kok udekorowany ciężką ozdobą, niby pawim ogonem, zmuszającą ją do trzymania wysoko podbródka. Z cienia wybrzmiał niepokojący chichot, niemal maniakalny, wkrótce potem ustąpił niskiemu barytonowi, głoszącemu ochryple:
— Czyż nie jest wspaniałe to, co robię ja, baron Vladimir Harkonnen?
— Z całą pewnością, baronie — odpowiedział mu chudy mężczyzna, którego melodyjny tenor zdecydowanie nie pasował do jego aparycji.
Teersa Corrino nie skomentowała słów barona. Nie przez brak odwagi, tej jej bowiem nie brakło; lata szkoleń Bene Gesserit nauczyły ją wiele, choćby wyczucia czasu, dlatego też wiedziała, kiedy powinna mówić, a kiedy zamilknąć i obserwować. Patrzyła więc na globus. Nie było w nim nic, czego nie zdążyła już zauważyć: sporządzony na specjalne zamówienie dla kolekcjonera, z liniami południków i równoleżników wykonanych drobniutkim drucikiem i czapami polarnymi wyłożonymi mlecznymi diamentami. Każda fałda, każde wgłębienie, kanion, wydma czy miasto — wszystko oddane było z najmniejszą dokładnością, co biorąc pod uwagę rozmiar planety i globusa graniczyło z niemożliwym. Wodziła wzrokiem za pulchną dłonią barona, kreślącego palcem nowe szlaki na pustynnych pustkowiach.
— Proszę, obserwujcie — zahuczał baron. — Patrz uważnie, Piterze, i ty również, mój kochany Feydzie-Rautho. Ty również, moja mała Prawdomówczyni. Od sześćdziesiątego stopnia szerokości północnej po siedemdziesiąty południowej...jakież rozkoszne zmarszczki, a ich barwa...Czyż nie przywodzi wam na myśl słodkich karmelków? Nigdzie nie znajdziecie błękitu jezior, rzek, mórz. Nigdzie ani najdrobniejszej plamki. Arrakis! Zaiste unikalna to planeta. Tak...wspaniałe tło dla unikalnego zwycięstwa.