01.house harkonnen

918 47 23
                                    

(czy to dziwne, że nie mogę się napatrzeć na ten banner?)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

(czy to dziwne, że nie mogę się napatrzeć na ten banner?)

SIEDZIBA HARKONNENÓW
GIEDI PRIME


•Teersa•

          Skryty częściowo w cieniu globus wirował, wprawiany w ruch przez pulchną dłoń; każdy palec zdobił bogato zdobiony, ciężki pierścień, odbijający błysk złotych kul wiszących pod sufitem w przenośnych polach dryfowych. Przez wysokie okna oszklonego z trzech stron pokoju, mogącego pomieścić całe piętro wieżowca z biedniejszej dzielnicy stolicy, wpadało do środka bladoczerwone światło — charakterystyczne dla wulkanicznego klimatu Giedi Prime.

          Dekorację komnaty stanowiła mozaika różnokolorowych rulonów, zwojów, księgofilmów oraz szpul, w centrum stało zaś biurko z blatem ze skamieniałego drzewa elakka. Otaczały je fotele dryfowe, z których trzy były zajęte. Niewysoki mężczyzna o zniewieściałych rysach zasiadał w tym najbliższym globusowi, dwa fotele dalej siedział szesnastoletni chłopak o zaokrąglonej twarzy, bawiący się nożem o falowanym ostrzu. W sąsiednim mu fotelu siedziała zaś nastolatka w jego wieku, wpatrzona w globus, jakby ktoś ją zahipnotyzował. Włosy spięte miała w kok udekorowany ciężką ozdobą, niby pawim ogonem, zmuszającą ją do trzymania wysoko podbródka.
          Z cienia wybrzmiał niepokojący chichot, niemal maniakalny, wkrótce potem ustąpił niskiemu barytonowi, głoszącemu ochryple:

          — Czyż nie jest wspaniałe to, co robię ja, baron Vladimir Harkonnen?

          — Z całą pewnością, baronie — odpowiedział mu chudy mężczyzna, którego melodyjny tenor zdecydowanie nie pasował do jego aparycji.

          Teersa Corrino nie skomentowała słów barona. Nie przez brak odwagi, tej jej bowiem nie brakło; lata szkoleń Bene Gesserit nauczyły ją wiele, choćby wyczucia czasu, dlatego też wiedziała, kiedy powinna mówić, a kiedy zamilknąć i obserwować. Patrzyła więc na globus. Nie było w nim nic, czego nie zdążyła już zauważyć: sporządzony na specjalne zamówienie dla kolekcjonera, z liniami południków i równoleżników wykonanych drobniutkim drucikiem i czapami polarnymi wyłożonymi mlecznymi diamentami. Każda fałda, każde wgłębienie, kanion, wydma czy miasto — wszystko oddane było z najmniejszą dokładnością, co biorąc pod uwagę rozmiar planety i globusa graniczyło z niemożliwym. Wodziła wzrokiem za pulchną dłonią barona, kreślącego palcem nowe szlaki na pustynnych pustkowiach.

          — Proszę, obserwujcie — zahuczał baron. — Patrz uważnie, Piterze, i ty również, mój kochany Feydzie-Rautho. Ty również, moja mała Prawdomówczyni. Od sześćdziesiątego stopnia szerokości północnej po siedemdziesiąty południowej...jakież rozkoszne zmarszczki, a ich barwa...Czyż nie przywodzi wam na myśl słodkich karmelków? Nigdzie nie znajdziecie błękitu jezior, rzek, mórz. Nigdzie ani najdrobniejszej plamki. Arrakis! Zaiste unikalna to planeta. Tak...wspaniałe tło dla unikalnego zwycięstwa.

BENE GESSERIT ☽ Dune [rozważana kontynuacja]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz