Rozdział XXIV.

124 2 0
                                    

Przez następne trzy dni jechali wciąż wąwozem i zawsze w górę. Dni były przeważnie upalne, noce na przemian chłodne albo parne. Zbliżała się pora dżdżysta. Zza widnokręgu wysuwały się tu i ówdzie chmury, białe jak mleko, ale głębokie i zawalne. Stronami widać było już smugi dżdżu i dalekie tęcze. Nad ranem trzeciego dnia jedna z takich chmur pękła nad ich głowami jak beczka, z której zleciała obręcz, i pokropiła ich ciepłym i obfitym, ale na szczęście krótkotrwałym deszczem. Potem pogoda uczyniła się jednak piękna i mogli jechać dalej. Pentarki ukazywały się znów w takiej ilości, że Staś strzelał do nich nie zsiadając z konia i zabił w ten sposób pięć sztuk, co licząc nawet z Sabą aż nadto starczyło na jednorazowy posiłek. Podróż w odświeżonym powietrzu nie była wcale uciążliwa, a obfitość zwierzyny i wody usuwała obawę głodu i pragnienia. W ogóle szło im łatwiej, niż się spodziewali, toteż Stasia nie opuszczał dobry humor i jadąc obok dziewczynki gwarzył z nią wesoło, a chwilami i żartował:

— Wiesz co, Nel — mówił, gdy na chwilę zatrzymali konie pod wielkim drzewem chlebowym, z którego Kali z Meą obcinali podobne do ogromnych melonów owoce — czasem mi się zdaje, że ja jestem błędny rycerz.

— A co to jest błędny rycerz? — zapytała Nel zwracając ku niemu swą śliczną główkę.

— Dawno, dawno temu, w średnich wiekach, byli tacy rycerze, którzy jeździli po świecie i szukali przygód. Walczyli z olbrzymami i smokami i wiesz? Każdy miał swoją damę, którą opiekował się i której bronił.

— To ja jestem taka dama?

Staś zastanowił się przez chwilę, po czym odrzekł:

— Nie — tyś na to za mała. Tamte wszystkie były dorosłe.

I ani przez głowę mu nie przeszło, że może żaden błędny rycerz nie uczynił tyle dla swojej damy, ile on dla tej małej siostrzyczki — po prostu wydawało mu się, że to, co czynił, rozumiało się samo przez się.

Lecz Nel uczuła się pokrzywdzona jego słowami, więc wysunąwszy z nadąsaną minką usta rzekła:

— A mówiłeś raz w pustyni, że postąpiłam jak osoba trzynastoletnia? Aha!

— No to raz. Ale masz lat osiem.

— To za dziesięć będę miała osiemnaście!

— Wielka rzecz! A ja dwudziesty czwarty! W takim wieku człowiek nie myśli już o żadnych damach, bo ma co innego do roboty. Rozumie się!

— A co będziesz robił?

— Będę inżynierem albo marynarzem, albo jeśli w Polsce będzie wojna, to pojadę się bić jak mój ojciec.

Ona zaś spytała niespokojnie:

— Ale wrócisz do Port-Saidu?

— Pierwej musimy tam powrócić oboje.

— Do tatusia! — odpowiedziała dziewczynka.

I oczy jej zamgliły się smutkiem i tęsknotą. Na szczęście nadleciało w tej chwili stadko prześlicznych papug, szarych, z różowymi głowami i z różową podszewką pod spodem skrzydeł. Dzieci zapomniały natychmiast o poprzedniej rozmowie i poczęły śledzić oczyma ich lot.

Stadko zakręciło nad grupą euforbii i spadło na rosnący opodal sykomor, wśród którego gałęzi rozległy się zaraz głosy podobne do gadatliwej narady lub kłótni.

— To są papugi, które najłatwiej uczą się mówić — rzekł Staś. — Gdy zatrzymamy się gdzie na dłużej, postaram się złapać taką dla ciebie.

— O Stasiu! Dziękuję! — odpowiedziała z radością Nel. — Będzie się nazywała Daisy...

Tymczasem Mea i Kali naobcinawszy owoców z chlebowca, obładowali nimi konie i mała karawana ruszyła dalej. Po południu zaczęło się jednak znów chmurzyć i chwilami przelatywały krótkie dżdże napełniając wodą wszystkie załamy i wgłębienia gruntu. Kali przepowiadał wielką ulewę, więc Stasiowi przyszło dc głowy, że wąwóz, który zacieśniał się znów coraz bardziej, nie będzie dość bezpiecznym na noc schronieniem, albowiem zmienić się może w potok. Z tego powodu postanowił nocować na górze, a postanowienie to ucieszyło i Nel, zwłaszcza gdy wysłany na zwiady Kali powrócił i oświadczył, że niedaleko znajduje się lasek złożony z rozmaitych drzew, a w nim dużo małych małpek, nie tak brzydkich i złych jak pawiany, które spotykali dotychczas.

W pustyni i puszczyWhere stories live. Discover now