Pewnego dnia przy wieczerzy Nel podniósłszy do ust kawałek wędzonego mięsa odsunęła go nagle jakby ze wstrętem — i rzekła:
— Nie mogę dziś jeść.
Staś, który poprzednio dowiedział się od Kalego, gdzie są pszczoły, i podkurzał je teraz codziennie, by rabować im miód, był pewien, że mała zjadła w ciągu dnia za dużo miodu, i dlatego nie zwrócił uwagi na jej brak chęci do jedzenia. Lecz ona po chwili wstała i poczęła chodzić spiesznie wedle ogniska, zataczając coraz większe koła.
— A nie oddalaj się zanadto — wołał na nią chłopiec — bo jeszcze cię co porwie.
W rzeczywistości nie obawiał się jednak niczego, albowiem obecność słonia, którą dzikie zwierzęta czuły, i jego trąbienie, które dochodziło do ich czujnych uszu, trzymały je w przyzwoitej odległości. Zapewniało to bezpieczeństwo zarówno ludziom, jak i koniom, albowiem najstraszniejsi nawet w dżungli drapieżnicy, jak lew, pantera i lampart, wolą nie mieć do czynienia ze słoniem i nie zbliżać się zanadto do jego kłów i trąby.
Jednakże gdy dziewczynka nie przestawała krążyć coraz pospieszniej, Staś poszedł za nią i zapytał:
— Hej, mała ćmo! czemu tak latasz koło ognia?
Pytał jeszcze wesoło, ale już się zaniepokoił, a niepokój jego wzrósł, gdy Nel odpowiedziała:
— Nie wiem. Nie mogę usiedzieć na miejscu.
— Co ci jest?
— Tak mi jakoś nieswojo i tak dziwnie...
A wtem oparła mu nagle główkę na piersiach i jakby przyznając się do winy, zawołała pokornym, przetkanym łzami głosem:
— Stasiu, ja chyba jestem chora.
— Nel!!
Po czym położył jej dłoń na czole, które było suche i zarazem lodowate. Więc porwał ją na ręce i poniósł ku ognisku.
— Zimno ci? — pytał po drodze.
— I zimno, i gorąco, ale bardziej zimno...
Jakoż ząbki jej uderzały jedne o drugie, a ciałem wstrząsały ciągle dreszcze. Staś nie miał już najmniejszej wątpliwości, że dostała febry.
Kazał natychmiast Mei zaprowadzić ją do drzewa, rozebrać i położyć, a następnie okrył ją, czym mógł, widział był bowiem w Chartumie i Faszodzie, że ludzie chorzy na febrę okrywali się owczymi skórami, aby się zapocić. Postanowił przesiedzieć przy Nel całą noc i poić ją gorącą wodą z miodem. Ale ona z początku nie chciała pić. Przy świetle kaganka zawieszonego wewnątrz drzewa Staś dostrzegł jej błyszczące źrenice. Po chwili zaczęła się skarżyć na gorąco, a jednocześnie trzęsła się pod wojłokami i pod pledem. Ręce jej i czoło były wciąż zimne, ale gdyby Staś znał się choć cokolwiek na febrycznych przypadłościach, byłby poznał z jej nadzwyczaj niespokojnych ruchów, że musi mieć straszliwą gorączkę. Ze strachem zauważył, że gdy Mea wchodziła z gorącą wodą, dziewczynka patrzyła na nią jakby z pewnym zdziwieniem, a nawet z obawą, i zdawała się jej nie poznawać. Z nim jednak rozmawiała przytomnie. Mówiła mu, że nie może leżeć, i prosiła, żeby pozwolił jej wstać i biegać, to znów pytała, czy się nie gniewa na nią za to, że chora, a gdy zapewniał ją, że nie, przyciskała rzęsami łzy, które napływały jej do oczu, i zaręczała, że jutro będzie zupełnie zdrowa.
Tego wieczora, a raczej tej nocy, słoń był jakoś dziwnie niespokojny i ciągle ryczał, co znów pobudzało Sabę do szczekania. Staś zauważył, że chorą to drażni, więc wyszedł z drzewa, by ich uspokoić. Z Sabą poszło mu łatwo, ale słoniowi trudniej było nakazać ciszę, więc wziął kilka melonów, by mu je rzucić i zatkać mu trąbę przynajmniej na jakiś czas. Wracając spostrzegł przy świetle ognia Kalego, który z kawałkiem wędzonego mięsa na ramieniu oddalał się w kierunku biegu rzeki.
YOU ARE READING
W pustyni i puszczy
Historical FictionTytuł: W pustyni i w puszczy Autor: Henryk Sienkiewicz Epoka: Pozytywizm Okładka: Kibo summit of Mt Kilimanjaro Autor: Yosemite Z: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Kibo_summit_of_Mt_Kilimanjaro_001.JPG Na licencji: Creative Commons Attributio...