Rozdział 10

1.4K 58 23
                                    

Dwa miesiące później...

- Spotkaliśmy się już. - wyszeptał. - Jak myślisz skąd masz tatuaż? - ciemne, przekrwione oczy dokładnie skandowały moją osobę, jakby chciał prześwietlić moje myśli. Obróciłam w dłoni szklankę z końcówką whiskey, a do mojego umysłu wdarły się niepotrzebne wspomnienia.

W tym momencie wszystko się połączyło. Te pieprzone czarne oczy, wszystko zapoczątkowały.

Uśmiecham się do nieznajomego bruneta. Jeden taniec zmienia się w drugi, a potem następny. Proponuje mi drinka, ku mojemu zadowoleniu podchodzimy do baru. Kolorowy drink mieni się w niebieskich ledach, dwoma łykami go opróżniamy, odstawiając szklankę. Przez przypadek odkręca się w bok, a ja zauważam czarną, skórzaną kurtkę z wygrawerowanym wężem. Pochłania mnie spojrzeniem, jego oczy ciemnieją, przez co wyglądają jakby zmieniały kolor, z ciemnego brązu na czarny. Mieni się w nich niebezpieczna iskra, a unoszący się kącik ust tylko pogarsza sprawę.

- Zróbmy sobie tatuaż, ten bardzo podobny ten co masz na kurtce. - wypaliłam bezmyślnie. Spojrzał na mnie unosząc brew, jednak chwilę później przytaknął na moje wcześniejsze słowa.

Czułam się wolna, a zrobienie czegoś, co marzyłam przez kilka miesięcy, wszystko skomplikowało. Wiedziałam, że moja głupota przewyższy w tej kwestii. Ostatni raz się uśmiechnęłam, po czym podeszłam do salonu tatuażu, nie mam pojęcia, kto normalny robi go obok klubu. Kilkanaście minut później miałam wytatuowaną żmije owiniętą w róży, on również. Jedyne co je różniło, było ich miejsce.

- Nawet pamiętam ostatnie słowo, które do mnie wypowiedziałeś ,,Wiemy czym jesteśmy, ale nie wiemy czym możemy się stać" - potrząsnęłam głową, wracając do rzeczywistości.

- Jak widać alkohol pomaga ci w myśleniu. - parsknął, ale kilka sekund później był całkowicie poważny. - To było nasze pierwsze spotkanie, jednak było również drugie. Pamiętny wyścig, szukałem kierowców na jedną akcje. Los Angeles. Kojarzysz? - uniósł brew.

Wsiadłam do auta, podjechałam pod start, gdzie czekały na mnie cztery inne, sportowe samochody. Gdy czerwona chorągiewka została opuszczona docisnęłam pedał gazu. Niemalże odetchnęłam z ulgą, kiedy moja osoba wbiła się w fotel, ścigając się z zawrotną prędkością, wyruszyłam przed siebie.

W tym momencie nie liczyło się już nic, doznając prywatnego ukojenia. Poczułam zapierające mnie szczęście, gdy gwałtownie nacisnęłam hamulec wchodząc ładnie w zakręt i w tym samym momencie wychodząc na prowadzenie. Opony mocno zdzierały się o asfalt podczas, gdy manewrowałam samochodem.

Mój przeciwnik dla mnie nie istniał, byłam tylko ja i zawrotna prędkość. Głośność silnika zapierała dech w piersiach. Przez chwilę straciłam panowanie nad maszyną i w ostatniej chwili złapałam kierownice i uniknęła zjechania z toru, a potem uderzenia w inne auto. W pewnym momencie zwiększyłam prędkość i wyruszyłam na przód, wymijając dwa samochody które przez moje manewry wjechały z niemała siła w barierki.

Wygrałam.

Ostatkiem sił chwyciłam za klamkę i wysiadłam  z auta. Brawa wydawane przez tłum widzów cieszyły mnie najbardziej. Mój wzrok przykuł kilka osób ubranych dosyć elegancko, jak na dzisiejsze wydarzenie. Wszyscy mieli na oczach okulary przeciwsłoneczne, więc nici z rozpoznania ich. Podeszli do organizatora wyścigów, rozmowa trwała dosłownie chwilę, po czym blondyn odwrócił się w moją stronę. Pomrugałam, wyostrzając wzrok i coraz bardziej się od nich oddalając.

- Byłam pijana, a ty później miałeś okulary. - wyszeptałam, niedowierzanie kręcąc głową.

- Tak. - wychrypiał. - Oba spotkania nie były zamierzone, a trzeciego nie powinnaś widzieć.

Tylko, że trzeciego nie pamiętałam.

- Czyli to wszystko było zaplanowane. Czyli te a'la porwanie także. To, że masz psychopatyczne zagrywki to widać na pierwszy rzut oka, ale to... Zostawię to bez komentarza.

- Od tamtego momentu chciałem mieć cię dla siebie. - to było ostatnie zdanie, które usłyszałam zanim zniknęłam za zakrętem korytarza.

***

Mówi się, że śmierć jest nieunikniona i umiera się tylko raz. Gówno prawda, można umierać każdego dnia coraz bardziej. Człowiek umiera wiele razy, podczas swojego życia mentalnie, aby na końcu ciało skończyło swoją egzystencje na tym świecie.

Ostatecznie śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody, która zaczyna się na ziemi, a kończy w piekle. Bo Piekło jest w nas. Każdy nosi je ze sobą, dopóki go nie pokona. Tak samo jak ja, trafiłam do nieba w samym środku piekła. Identycznie jest zabijaniem, dopóki się tego nie zrobi,nigdy nie można mieć pewności, czy jest się do tego zdolnym.

Tylko, że wspinałam się tak szybko, nie zważając, że upadek z takiej wysokości będzie śmiertelny, przy którym już się nie podniosę. I będę go żałować do końca życia.

Potrząsnęłam głową, powoli schodząc ze stromych schodów. Cisza i spokój była wręcz namacalna, a mi brakowało muzyki, jakiejś energii, której tu brakowało. Wiatr rozwiewał moje włosy tworząc harmonię, a dłonie położone na piersi, nie utrzymywały tego ładu. Przeszłam przez korytarz, świecący pustkami. Nikogo nie było, może to dobrze. Jedyne oświetlenie dawały ledy w basenie. Drzwi od tarasu były lekko uchylone, a odgłos wody przyjemnie koił moje uszy.

Przeszłam przez nie, po drodze zrzucając narzutkę z mojego ciała. Powoli zeszłam po drabince, woda powoli dosięgała do mnie partiami, a gdy sięgała do piersi, odsunęłam się od brzegu, podpływając na środek. Nie mam pojęcia ile czasu w nim spędziłam, ale z rozmyśleń wyrwał mnie głos O'Dire.

- Druga w nocy to napewno odpowiednia pora na kąpiel w basenie? - usłyszałam zachrypnięty głos bruneta. Powoli odwróciłam się w jego stronę, stał z założonymi rękoma na klatce piersiowej, opierając się o framugę drzwi tarasowych. - Wychodź, przeziębisz się. - dodał. Zmrużyłam oczy, patrząc na niego podejrzliwie. Woda nie była aż tak chłodna, jednak ciepła również nie była. Podpłynęłam bliżej brzegu, wychodząc z basenu.

Czułam jego wzrok przenoszący się po moim ciele, okrytym jedynie białą koszulką, która teraz przylegała do ciała, a czarne majtki prześwitywały przez nią.

- Oczy mam tutaj, nie niżej. - warknęłam, wskazując na nie. Otrząsnął się z lekkiego letargu, przytakując mi.

- Gdybyś się inaczej ubrała... - zaczął, jednak nie dałam mu skończyć.

- Gdybyś mi dał inne rzeczy do przebrania, a nie tylko sukienki.. - przewróciłam oczami. - A najlepiej wypuścił mnie do domu. - uniosłam kącik ust, patrząc na jego reakcje.

Przecież piekło nie jest takie złe, jeśli zawrze się pakt z samym diabłem. I to zamierzałam zrobić..

Upozorowana dusza [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now