Rozdział 21

805 38 0
                                    

POV: Madeline

Obudził mnie zapach ciasta, dobrego ciasta. Coś się zmieniło. Było inaczej. Za każdym razem, kiedy się budziłam czułam, że ten dzień może być ostatni, lecz dziś wszystko się odmieniło. Powoli wstałam z łóżka, zerkając kątem oka na swój brzuch. Było dobrze, nie czułam już aż takiego bólu, bandaż zniknął, a zastąpiły go szwy i plastry. Widząc koło łóżka kapcie, które nigdy tam nie stały. Postanowiłam je założyć, wchodząc do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam zęby i postanowiłam się delikatnie pomalować. Postawiłam na tusz do rzęs i wiśniowy błyszczyk. Założyłam dresowe spodnie, wraz z czarnym topem. Związując włosy w niechlujnego koka, wyszłam z sypialni.

Skierowałam się w stronę kuchni, słysząc czyjąś rozmowę i ładny zapach jedzenia. Zeszłam po schodach, wchodząc do pomieszczenia. Wszystkie rozmowy ucichły, a oczy mężczyzn padły na mnie.

- Nie przeszkadzajcie sobie. - machnęłam ręką, wchodząc w głąb kuchni. Wyjęłam z szafek odpowiednie składniki i zaczęłam robić swoją ulubioną latte. Na koniec dodałam bitą śmietanę i nutkę cynamonu. Nim zdołałam się obrócić, poczułam za sobą O'Dire, jego mocne perfumy wchłaniały się do mojego umysłu. Podniosłam głowę, zerkając na niego kątem oka, patrzył raz na mnie, raz na łyżeczkę, którą mieszałam kawę. Podniosłam kubek, biorąc łyk napoju.

- Byś się podzieliła, a nie sama pijesz. - westchnął, biorąc w posiadanie moją latte. Warknęłam, patrząc na niego z mordem w oczach. - Nie złość się, bo jeszcze ci powietrza zabraknie. - uniósł kącik ust.

- Ale ci się dzisiaj wyjątkowo humor wyostrzył. - wyrwałam mu kubek, widząc, że ledwie co połowa została.

- Chodź na plaże. - odparł, kładąc swoje dłonie na moich biodrach.

Déjà vu?

Nie mam pojęcia w którym momencie, potwierdziłam, wychodząc na spacer, krótka rozmowa przetoczyła się w dłuższą. Coraz bardziej oddalaliśmy się od jego rezydencji, jednak wcale mi to nie przeszkadzało. Potrzebowałam chwili wytchnienia. 

- Pojutrze minie dziesięć miesięcy. - wychrypiał, chodząc brzegiem oceanu. Woda przykrywała nasze stopy, a łagodny wiatr rozwiewał kosmyki moich włosów, wydostających się z koka.

- Myślałam, że nie liczysz takich rzeczy. - wzruszyłam ramieniem.

- No widzisz, źle myślałaś. - parsknął, przez co zamachnęłam się i nogą trąciłam wodę, chlapiąc go.
Mężczyzna widząc swoje wilgotne ubrania, popatrzył na mnie z mordem w oczach. Mój uśmiech coraz bardziej się rozszerzał, póki nie dosięgnął oczu, próbowałam go powstrzymać. Jednak nie dałam rady, po chwili parsknęłam szczerym śmiechem. Zaczęłam biec przed siebie, coraz bardziej się od niego oddalając. Przez tempo biegu, frotka z włosów zsunęła się na piach, nawet nie zwracając na nią uwagi, biegłam dalej.

Kiedy myślałam, że jestem daleko i mogę się zatrzymać, poczułam wodę na plecach i nogach.
Niespodziewanie krzyknęłam, zatrzymując się i obracając się do tyłu. Uśmiech zdobiący jego twarz, lekko skorygował moją złość, ale dla zachowania pozorów pozostałam nieugięta.

Powtórzyłam swój krok, moja noga ponownie zetknęła się z wodą i poleciała na niego. Przesunęłam się w głąb oceanu, ignorując swoje dresy i koszulkę, powoli weszłam do niego.

- Zemszczę się. - warknął, przeczesując mokre włosy.

- Doprawdy? - uniosłam brew. Postawił krok w moją stronę, przez co się cofnęłam. Czułam się beztrosko.
I tak powinno zostać. Dwa tygodnie minęło od ostatniego incydentu w klubie na obrzeżach miasta, czułam się dobrze, może aż za bardzo.

- Tak. - westchnął, patrząc na mnie. Złączył razem nasze palce u dłoni.

***

Przemierzyliśmy drogę przez główne drzwi posiadłości. Przeszliśmy przez salon, schody, kierując się na górę. Otworzył drzwi od gabinetu, jednak zamiast tam wejść, zatrzymał się. Patrząc na mnie przez ramię. Zmarszczyłam brwi, pytając.

- Coś się stało? - otuliłam się ramionami, czując chłodny powiew wiatru, dochodzący z pomieszczenia.

- Nie. - pokręcił głową. - Ale chce, aby to była niespodzianka. - zmrużyłam oczy, unosząc brew.

- Dobrze. - pokiwałam powoli głową.

- Zamknij oczy. - zrobiłam to, co kazał. Chwycił moją dłoń, otwierając drzwi. Zimne powietrze dotarło do mojego ciała, przez co mocnej zacisnęłam szczękę.

- Zimno tu jak na Syberii. - westchnęłam.

- Nie narzekaj. - odparł spokojnym tonem. Dzisiaj był wyjątkowo.., sama nie wiem. Zrównoważony? Spokojny? Beztroski? Bez problemowy? Był taki jaki chciałam od początku.

Do moich uszu doszedł dźwięk rozsuwanej szuflady, najpewniej przy biurku, chwilę później ją zamknął.
Czułam jego kroki blisko siebie. Zatrzymał się za mną, a jego ciepły oddech owiał moją szyję.
Wzdrygnęłam się, kiedy poczułam zimny przedmiot, przekładany mi przez szyję. Odsunął mi włosy na bok, zapinając jak mniemam naszyjnik.

- Możesz otworzyć oczy. - uchyliłam powieki, zerkając w dół. Nim się zorientowałam, wskazał mi głową na lustro, podeszłam do niego, a ku moim oczom ukazał się unikatowy, złoty wisiorek z napisem ,,Darkness''
Dotknęłam go opuszkami palców, delikatnie przekręcając na drugą stronę. Zmarszczyłam brwi, unosząc kąciki ust. Z tyłu napisane było po włosku ,,Zawsze będziesz moja''

- Jest piękny. - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Dziękuje. - dodałam.

Obróciłam się w stronę Samuela, stając na palcach. Wpiłam się w jego wargi, dotykając dłonią jego policzka. Byłam szczęśliwa, nawet bardzo. Chciałabym, aby takie momenty zdarzały się częściej. Takie beztroskie, bez zmartwień.

Jeszcze kilkanaście miesięcy temu nie zdawałam sobie sprawy, że moje życie obróci się o 180 stopni. Porwanie będzie się mieszać z syndromem sztokholmskim. Uniosłam kącik ust, odrywając się od niego. Lubiłam z nim spędzać czas, kłócić się z nim, denerwować go, tak jakby to leżało w mojej naturze. Żyć z nim, mieszkać czy pracować.

Złapał za moje uda, podnosząc do góry. Złapałam się jego szyi, kątem oka zerkając na tatuaż węża, nadal nie wypełnił miejsca, przeznaczonego na inicjały.
Ja także, może to kiedyś zrobię. Może to razem zrobimy.

Otworzył drzwi od gabinetu, obejmując mnie ramionami. Całą drogę, która zajęła mu dojściem do sypialni całował mnie.

- Nie przeszkadzajcie sobie. - odparł rozbawiony głos z tyłu. Czy przeważnie zawsze ktoś musi nam przeszkadzać? Zeszłam z Samuela, stając na własnych nogach, uśmiechnęłam się niezręcznie do DeLuca, on go odwzajemnił. - Mam pilną sprawę. - powiedział do bruneta obok, dając nacisk na drugie słowo.

O'Dire spojrzał na mnie, przez co pokiwałam głową, wchodząc do jego sypialni. Patrząc na zegar, na którym widniała godzina po północy, postanowiłam się położyć. Ziewnęłam, zmywając makijaż i rozbierając się do snu.

A później odpłynęłam w spokojny sen, pogrążony w ciemni jego sypialni i rymu naszych równych oddechów. Moje sny po raz pierwszy nie stały się koszmarami, zwiastującym naszą przyszłość. Bo znów miałam nadzieje, że będzie wszystko dobrze.

Upozorowana dusza [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now