Rozdział VII

668 44 37
                                    

Wkrótce doszły ich wieści, że Jurko, wraz z całym swym oddziałem, do buntu się przyłączył, a za nimi podniosło się pół Ukrainy. Wciąż słychać było o okrucieństwach, jakich się Kozacy dopuszczali, mordując każdego schwytanego szlachcica, kobiety hańbiąc i w niewolę gnając.

Słysząc te straszne nowiny, Anna twarz w dłoniach kryła i płakała gorzkimi łzami. – Przeze mnie to się dzieje. On na nich mści zniewagę, którą jam mu uczyniła. – Modliła się więc całymi godzinami, by Przenajświętsza Panienka wybaczyła jej cierpienia tylu niewinnych ludzi. – Na moją duszę to spada, - jęczała głucho. – Na moją głowę przekleństwa mordowanych i jęki męczonych.

Pojmując, że wojna do dworu niechybnie się zbliża, kniaziowie postanowili zebrać dobytek i co cenniejsze przedmioty i w głąb Rzeczpospolitej ruszać bez zwłoki, by niebezpieczeństwa uniknąć.

Tego samego dnia ktoś konno przygnał do dworu i do zawartej na głucho bramy począł się dobijać.

- A kto tam? – zakrzyknął Andrzej, rusznicę w dłoni ściskając.

- Wasza Miłość, eto ja, Zachar, - usłyszeli w odpowiedzi znajomy głos. – S pyśmom ot Atamana.

- Sam jesteś?

- Sam, pane.

Wpuszczono Zachara, wrota na powrót zamykając w pośpiechu.

- Czego tu chcesz? – spytał Piotr, podejrzliwym wzrokiem posłańca mierząc.

- Pyśmo ot Atamana, - powtórzył Kozak, po czym z zanadrza list wyjął i staremu kniaziowi z ukłonem go podał.

- Co w nim jest? – spytał Michał, ciekawości niezdolny pohamować.

- Ja ne znaju, pane, - Zachar ramionami tylko wzruszył. – Atamańska rzecz pysati, a moja rzecz oddać komu skazano.

Wiercewicz list szybko przebiegł oczyma. – Jurko ostrzega, że niebezpieczeństwo może nam grozić, jeśli we dworze ostaniem, bo walą ku nam masy czerni, – kniaź relacjonował w miarę czytania. – Radzi zebrać dobytek i w głąb kraju ruszać co rychlej, bo tu nas chłopi wnet ogarnąć mogą.

- A czemuż to nas twój Ataman ostrzega? – Piotr bacznie posłańcowi w oczy patrzył.

- Pane, ja ne znaju. No, ja dumaju, Ataman terpit duże i jego dusza boli. No, on dobryj mołojec i win znajet, szto wy go jak swego chowały, tak i choczet zapłati za dobroć. – Tu Zachar obrócił się i na Annę spojrzał. – U mene jest toże pyśmo dla kniaziówny. No, mnie Ataman nakazał baczyć, czy mołodyca proczytajet.

- Daj, - Anna rękę po list wyciągnęła. Usiadła przy kominie i bez słowa więcej, czytać zaczęła.

Jurko błagał ją o wybaczenie; wyrzucał sobie, że jak zwykły zbój czy Tatar się zachował. Pisał, że nie chciał jej znieważyć, ani przestraszyć, ale gniew go wtedy tak wielki ogarnął i zapanować nad sobą nie mógł. W końcu, prosto powtórzył wyznanie miłości, ale już o nic dla siebie nie prosił, tylko aby ona zdrowa i bezpieczna była.

Podniosła głowę, a w oczach łzy się jej zaszkliły. – Powiedz Atamanowi, żem pismo przeczytała.

- Szto nakażecie mu rzec? – spytał Jurkowy sługa.

- Dam ci list. Oddasz go pułkownikowi do rąk. Rozumiesz?

- Tak, panenko, - głową skinął dla potwierdzenia.

W liście swym Anna błagała, by nie mścił na niewinnych zniewagi, jaką ona mu uczyniła; by starał się bunt hamować i ludzi uspokoić, bo gniew Rzeczpospolitej, mszczącej swych obywateli, straszny będzie.

Kozak i PannaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz