Psoty i po psotach

37 0 0
                                    

Wczesnym rankiem sypialnia Sama Winchestera tonęła w kolorowym świetle lampek omotanych wokół półki nad wezgłowiem łóżka – zapomnieli je wyłączyć na noc. Resztki wina w kieliszkach, pustka w butelce po czerwonym chianti plus okruszki po pierniczkach, włoskich crostini i chipsach z jabłek (Sam usiłował przemycić coś zdrowszego) świadczyły o tym, że nie mieli głowy do sprzątania, o wyłączeniu lampek nie wspominając. Do okrywania się kocykiem pod szyję również nie – Sam zerknął na wtuloną w niego, naguśką jak ją natura stworzyła Eileen i uśmiechnął się z czułością. I rozbawieniem, bo jej ciepły oddech podnosił mu włoski na piersi. Delikatnie przegarnął włosy dziewczyny. Leniwie otworzyła oczy i popatrzyła na niego spod przesłaniającej pół twarzy grzywki. Prychnęła i wtuliła się w niego mocniej. Dobrze, że nie obudziła się w nastroju bojowym, bo raz – nim uświadomiła sobie, gdzie i z kim jest, mało go nie znokautowała. Łowcy – zwłaszcza łowcy po Piekle, rzadko miewali radosne przebudzenia.

Ale nie tym razem. Sam zamruczał jak wielki, rozleniwiony kocur i zagarnął Eileen pod siebie, jakby chciał ją okryć całym sobą niczym ciepłym kocem, chroniącym przed wszelkimi lękami. Dziewczyna zaprotestowała, bo ludzki koc był co prawda spory i ciepły, ale odrobinę przyciężkawy. Wywinęła się zręcznie, przerzucając nogę przez samowe biodro i wtulając się w niego po swojemu. Przesunęła ręką po umięśnionych plecach, sięgając po urocze dołeczki tuż nad kością ogonową i dalej – na pośladki, także nieźle umięśnione. Zawsze zastanawiało ją, jakim cudem ten wysoki, szczupły, a nawet żylasty facet miał takie wyrobione muskuły. Owszem, lubił pobiegać (nie, jej nie był w stanie namówić – rano wolała chwilę powylegiwać się w łóżku, do wstania z którego mogła ją namówić jedynie aromat mocnej kawy), ale to nie tłumaczyło mięśni pakera z siłowni. I tego, ekhm, sześciopaku...

Sam zachichotał, czując rękę Eileen wciskającą się między ich złączone ciała i frywolnie muskającą go po brzuchu – tak, miewał łaskotki.

- Och, ty – wymruczał z ukrytą groźbą w głosie, próbując połaskotać Eileen.

Jednak wszelkie próby spaliły na panewce. Po pierwsze, w przeciwieństwie do niego, nie miała łaskotek (ewenement na skalę światową), a po drugie natychmiast przeszła do ofensywy innego rodzaju. Kobieca dłoń przesunęła się niżej, obejmując jego męską dumę. Nim zdołał wydać z siebie błogie westchnienie i nacieszyć się chwilą, Eileen z szelmowskim uśmieszkiem w kącikach ust wygięła się i niemal od niechcenia wprowadziła go w siebie.

- Niespodzianka – powiedziała bezdźwięcznie i poruszyła się zachęcająco.

Sam aż jęknął. W istocie – było to niespodziewane. Acz miłe. Upojny dreszcz przeszył oboje jak błyskawica, gdy dopasowywali się do siebie, poszukując najlepszego ułożenia i znajdując go niemal od razu. Pchnięcie i wycofanie, splecenie w uścisku, złączenie w pocałunku. Znali się już na tyle dobrze, by wiedzieć, jak sprawić sobie nawzajem najwięcej przyjemności. Eileen uwielbiała, gdy przytulał ją, obejmując jak najmocniej, by mogła poczuć bicie (przyspieszone) jego serca. Samowi wciąż było mało jej miękkich, wrażliwych ust i wspólnych pocałunków – namiętnych, czułych, pozbawiających tchu. Nie miał także nic przeciwko kobiecym paznokciom wbijającym mu się w plecy, gdy Eileen ponosiła rozkosz.

Jak teraz.

Odrobina bólu dodawała ich miłosnym zmaganiom pikanterii, a i on nie był łagodny jak baranek, gdy zatracał się na finiszu. Pod koniec oboje, jak przystało na łowców, zapominali, że to nie bój na śmierć i życie i zaczynali walczyć o to, kto przyspieszy bardziej, sięgnie dalej i mocniej rozpadnie się na malutkie, rozkosznie drżące kawałeczki, które po chwili złożą się z powrotem niczym terminator z płynnego metalu, pozostawiając ich zaspokojonych po koniuszki nerwów.

Świąteczne psotyWhere stories live. Discover now