Venti?

940 72 21
                                    

Obudziłam się dosyć wcześnie. Miasto było jeszcze szare i nie zbudzone. Musiałam załatwić jeszcze parę ważnych spraw, zanim poszłam do pracy. 

Wstałam i pokierowałam się do łazienki ogarnąć włosy i lekko się pomalować. Ubrałam mój strój, narzuciłam ciepły płaszcz i skierowałam się do wyjścia. 

Prosto z mieszkania poszłam do katedry. Schody były odśnieżone ale za to bardzo śliskie. Pomnik Archona Anemo wyglądał bardzo bajecznie z prószącym śniegiem. 

Gdy załatwiłam sprawę u Barbary, od razu nie tracąc czasu, pobiegłam do pracy i zostawiłam mniejsze sprawy na wieczór. 

- Cześć, Diluc - przywitałam się, odkładając pospiesznie płaszcz - co mamy do roboty?

- Jadłaś śniadanie? - spytał.

- Jeszcze nie, nie zdążyłam - odparłam. Gdy usiadłam naprzeciwko jego, podał mi naleśniki z syropem klonowym. Diluc potrafił znakomicie gotować. Naleśniki były idealnie spieczone, a syrop znakomicie się na nich rozlewał- na Archona. Pięknie pachną, dziękuje. 

- Drobiazg - powiedział i na jego twarzy pojawił się mały uśmiech - odpowiadając na twoje pytanie. To co zwykle, tylko że kończymy dzisiaj wcześniej. 

Przytaknęłam ze zrozumieniem.

Nagle do Taverny wparował zdyszany Venti. Popatrzyliśmy się na niego oboje ze znakiem zapytania a ten tylko usiadł obok mnie i wziął kawałek mojego naleśnika. 

- Dziękuje za cecylie, ale mógłbyś przestać wyjadać moje naleśniki? - spytałam zirytowania. 

- Chcesz się gdzieś przejść po pracy? - podał propozycję, dojadając naleśnika.

- Jasne, tylko że jeszcze parę rzeczy muszę załatwić - odpowiedziałam.

- To załatwimy i się gdzieś przejdziemy.

Wziął jeszcze jednego naleśnika i uciekł, a ja pogroziłam mu palcem.

                               ***

Nic dzisiaj się takiego nie działo w pracy. Szybko wszystko przeleciało i nawet się nie obejrzałam już była 18. Diluc oznajmił mnie, że sobie ze wszystkim poradzi więc puścił mnie wolno. 

Wyszłam na zewnątrz ale Venti jeszcze nie przyszedł. Zdecydowałam się, że powoli będę załatwiać pozostałe rzeczy.

Spotkałam go jednak nie daleko przed moim domem. Siedział na fontannie. 

- Cześć - przywitałam się - jestem już.

- O! To dobrze. Co masz do załatwienia? 

- Parę małych spraw. Takich jak zamówienie jedzenia u Sary.

- Rozumiem. To nie traćmy czasu i pozałatwiajmy wszystko! - wykrzyknął, wyrwał moją kartkę z rzeczami i chwycił mnie za rękę, ciągnąc do pierwszej rzeczy na liście. 

Nasz kontakt się znacznie polepszył przez te pół roku.  
  
                               ***

- Wygląda na to że mamy już wszystko - oznajmiłam - trochę nam się to przeciągnęło. Będę już zbierała się do domu. Do zobaczenia.

- CO? Czekaj! Chole- 

Byłam już za drzwiami klatki schodowej. Atmosfera między nami robiła się coraz gęstsza i czułam, że Venti powie coś co bym nie chciała usłyszeć. Wiem, że nie powinnam go tak zostawiać, ale nie chciałam go zranić.

Weszłam do domu, rozebrałam się i położyłam się do łóżka. 

- ugh, mogłam tam zostać i go wysłuchać - powiedziałam sama do siebie. Miałam wyrzuty sumienia przez to, że go tam zostawiłam - Będę musiała go jutro przeprosić. 

Leżałam jeszcze tak z pół godziny, myśląc o tym jak postąpiłam i nawet nie wiedząc kiedy zasnęłam. 

Słodkie Marzenie // Venti x Reader // GI plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz